Składane smartfony mimo wieloletniej obecności na rynku ciągle pozostają pewną niszą, co dotąd wynikało na ogół z szeregu kompromisów, na które musieli się godzić ich potencjalni użytkownicy. Samsung Galaxy Z Fold 7 sprawia jednak, że przynajmniej część z nich właśnie stała się nieaktualna.
Nowy Galaxy Z Fold 7 mógłby mnie skłonić nawet do porzucenia iPhone'a...

Zawsze uważałem, że „Foldy” to takie smartfony, które można kochać lub nienawidzić. Sposób składania i specyficzna konstrukcja sprawiają, że zdecydowanie nie jest to seria dla każdego. W końcu nie każdy chce nosić w kieszeni smartfona o grubości dwóch standardowych smartfonów.
Galaxy Z Fold 7 zrywa z tym wizerunkiem. Nowa generacja jest w końcu tak smukła, jak być powinna już dawno. A to zaledwie wierzchołek góry lodowej.
Najlepszy Fold ever?
Samsung w tym roku postawił na solidny redesign swoich składaków. W rezultacie z Foldach zmieniło się praktycznie wszystko z zawiasem na czele. Otrzymaliśmy też wreszcie jakieś ciekawe kolory – niebieski wariant wygląda fenomenalnie.
Korzystam z Galaxy Z Folda od kilku dni i jak na razie ciągle jestem na etapie zauroczenia nowym urządzeniem. Jako użytkownik iPhone’a na co dzień oczywiście odczuwam pewne bolączki związane ze zmianą ekosystemu, ale jednocześnie coraz częściej w mojej głowie pojawia się myśl „w sumie to mógłbym dla niego zrezygnować z Apple”.
Samsung Galaxy Z Fold 7 mierzy zaledwie 8,9 mm grubości (a po rozłożeniu – 4,2 mm), co czyni go zaledwie o 0,1 mm grubszym od najcieńszego dotąd składaka marki Honor. Idzie to w parze z piórkową wagą 215 g. Są to już gabaryty w pełni akceptowalne i wreszcie nie mamy wrażenia noszenia w kieszeni dwóch smartfonów zamiast jednego. Smukła konstrukcja robi zdecydowanie robotę…
…choć oznacza również brak wsparcia dla rysika. Niewykluczone, że producent musiał iść tutaj na pewne kompromisy konstrukcyjne i wyświetlacz został pozbawiony digitizera. Cóż – era stylusów w Samsungu najwyraźniej ewidentnie dobiega końca, co było już widać po ostatniej premierze Galaxy S25.
Nie bez znaczenia jest jednak też sam design. Niebieski kolor nie prezentowałby się tak dobrze, gdyby nie matowe ramki wokół obudowy, a także przeprojektowany zawias główny. W rezultacie obie części smartfona po złożeniu idealnie do siebie przylegają, a charakterystyczny „rowek” na środku po rozłożeniu nie jest aż tak widoczny (przynajmniej na razie). Ma to swoją cenę, bo nowa konstrukcja sprawia, że rozkładanie Folda 7 wymaga nieco więcej siły niż dotąd (przydają się dłuższe paznokcie).
Smartfon działa pod kontrolą Androida 16 z nakładką OneUI 8. Przy czym testowany przeze mnie egzemplarz posiada oprogramowanie testowe, więc boryka się jeszcze z pewnymi błędami. Pozostaje mieć nadzieję, że zostaną one wyeliminowane do czasu sklepowej premiery.
Sam software już od jakiegoś czasu jest odpowiednio dostosowany do składanej konstrukcji, więc nie będzie pewnie dla nikogo zaskoczeniem, że przełączanie się pomiędzy ekranami jest bardzo płynne i intuicyjne. Przeglądając stronę www w pozycji złożonej mogę szybko otworzyć smartfona, żeby mieć ją w trybie tabletu i cieszyć się lekturą artykułu czy oglądaniem wideo na większej powierzchni. To oczywiście dotyczy również innych aplikacji, które zyskują na większej przekątnej. Może to zabrzmi banalnie, ale dotyczy to nawet zwykłego kalendarza czy galerii zdjęć.
A skoro o zdjęciach mowa… Foldy nigdy nie były szczególnie mocno fotograficznymi smartfonami i to nie uległo zmianie. Choć trzeba przyznać, że producent wprowadził tutaj stosowny upgrade. Robotę robi tutaj szczególnie teleobiektyw z zoomem 3x, ale też główny aparat spisuje się znakomicie w ciągu dnia i nieźle nocą. Jest to zdecydowany krok naprzód względem poprzedniej generacji choć – jak wspomniałem, są bardziej fotograficzne smartfony na rynku.
I tu płynnie przechodzimy do jak na razie największej wady, która mi doskwiera w przypadku Galaxy Z Folda 7, a mianowicie baterii. Jak na razie rzadko kiedy udaje mi się osiągnąć Screen-On-Time na poziomie wyższym niż 4 godziny. Urządzenie tym samym wieczorami muszę podłączać do ładowania. Niewykluczone, że rolę odgrywa tutaj testowy software producenta, który doczeka się jeszcze stosownych poprawek. Mam taką nadzieję.
Jednego jednak Samsung żadną aktualizacją nie poprawi, a mianowicie szybkości ładowania. Nadal mamy tutaj 25 W, co w dobie potężnych ładowarek o kilkukrotnie większej mocy jest mocno rozczarowujące. Tym samym pełne naładowanie nowego Folda zajmuje mi na ogół nawet 1 godzinę i 45 minut.
Jest dobrze, chcę więcej
Oczywiście to tylko garść wrażeń zebranych na przestrzeni kilku dni, jakie dotąd spędziłem z Samsungiem Galaxy Z Fold 7. Ostateczną ocenę będzie można wystawić temu modelowi dopiero po aktualizacji oprogramowania i odpowiednio długim czasie korzystania.
Jak na razie jednak trudno mi ukryć entuzjazm, bo to pierwszy Fold, który robi tak dobre wrażenie. Chcę więcej!
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu