Norwegia jest krajem zdecydowanie przodującym na świecie, jeśli idzie o elektryfikację motoryzacji, zarówno jeśli chodzi o pojazdy obywateli, jak firm i instytucji. Już 2020 r. pokazał, że osiągnięcie przez pełne elektryki i hybrydy plug-in 100% udziału w sprzedaży nie jest już fantazją, a kwestią krótkiego czasu, a styczeń 2021 tylko to potwierdził. W tradycyjnie najgorszym miesiącu dla pojazdów tego typu, oba rodzaje plug-inów znów zmiażdżyły konkurencję.
81% dla EV
Skala sukcesu, jaki osiągnęły auta elektryczne w ciągu ostatnich miesięcy w tym skandynawskim kraju, jest po prostu ogromna. W zakończonym właśnie roku całościowa sprzedaż pojazdów BEV, po raz pierwszy w jakimkolwiek kraju na świecie, przekroczyła 50%. Hybrydy plug-in dołożyły do tego kolejne 20%. W samym grudniu samochody czystko elektryczne osiągnęły udział 66,7%, a PHEV 20,4, co razem dało im 87,1%.
Wszyscy zastanawiali się, czy tradycyjnie słabszym styczniu te trendy się potwierdzą, czy też grudniowy sukces był tak duży, że popyt został na jakiś czas zaspokojony. Takim przewidywaniom sprzyjał też fakt, że dwa najpopularniejsze modele, Tesla Model 3 i VW ID.3 były w tym okresie dostępne w bardzo ograniczonym zakresie. Nic to jednak nie zmieniło, w styczniu sprzedano 53% samochodów BEV, 27,6% PHEV, co dało wynik niższy od grudniowego rekordu, ale jednocześnie wyższy od rocznej średniej.
W obliczu nieobecności Tesli i VW niekwestionowaną gwiazdą było Audi e-Tron, a kolejne miejsca zajęły Peugeot e-2008, Mercedes-Benz EQC, Volvo XC40, Polestar 2 oraz Nissan LEAF. Warto zauważyć przyzwoity wynik chińskiego MG ZS, pokazujący, że samochody z Państwa Środka coraz lepiej radzą sobie nawet na tak wymagających rynkach, jak norweski.
Requiem dla... wodoru?
To, że w ciągu najbliższych kilkunastu miesięcy samochody spalinowe wymrą w tym kraju, jest już dla każdego oczywistością. Termin przejścia w 100% na samochody zero-emisyjne do 2025 r. wyznaczony przez rząd wydaje się być tylko formalnością.
Bezprecedensowy sukces samochodów elektrycznych może też oznaczać, że najbliższy czas to ostatnia szansa dla firm promujących konkurencyjne „czyste” rozwiązanie, czyli ogniwa wodorowe. Norwegia jeszcze parę lat temu wydawała się świetnym miejscem na pokazanie tej technologii w praktyce, ale eksplozja jednej stacji wodorowych wyhamowała rozwój tego segmentu w kluczowym momencie.Jeśli firmy takie jak Toyota i Hyundai nie zintensyfikują działań na rzecz tej technologii, to w ciągu kilku miesięcy może to przestać mieć jakikolwiek sens, przynajmniej na najbliższe lata.
Rynek pojazdów spalinowych, będący najłatwiejszym do przejęcia zanika, a w ostatnich latach nastąpiła bezprecedensowa wymiana „pokoleń” samochodowych. Dla wodoru pozostanie coraz mniej do zdobycia, a jednocześnie infrastruktura dla tego typu pojazdów wymaga dużych inwestycji i wysokiego, czytaj drogiego, standardu obsługi technologicznej. Jednocześnie wsparcie rządowe, które wydatnie pomogło w rewolucji EV, w przypadku wodoru jest na bardzo niskim poziomie.
Tak czy inaczej, Norwegom trzeba pogratulować, że jako pierwsze społeczeństwo na świecie znaleźli się w motoryzacyjnym XXI w. Wiadomo, dla bogatego państwa i społeczeństwa nie był to szczególnie wielki wysiłek, ale jednak szybkość tego skoku jest zaskakująca. Jednocześnie żal, że takiego stanu nad Wisłą nie zobaczymy zapewne nawet za 10 - 15 lat...
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu