Sprzęt

Nie zdziw się, gdy taki mały dron za kilka lat wleci przez Twoje okno

Maciej Sikorski
Nie zdziw się, gdy taki mały dron za kilka lat wleci przez Twoje okno
7

Pojęcie "dron" jest naprawdę pojemne. Obecnie słysząc to słowo zazwyczaj wyobrażamy dobie kwadrokoptery, których przybywa na rynku. To jednak zaledwie część tego rosnącego sektora - pamiętać należy np. o dużych maszynach bojowych, które zwróciły uwagę świata na ten rodzaj sprzętu. Na drugim biegunie...

Pojęcie "dron" jest naprawdę pojemne. Obecnie słysząc to słowo zazwyczaj wyobrażamy dobie kwadrokoptery, których przybywa na rynku. To jednak zaledwie część tego rosnącego sektora - pamiętać należy np. o dużych maszynach bojowych, które zwróciły uwagę świata na ten rodzaj sprzętu. Na drugim biegunie znajdziemy urządzenia typu Black Hornet Nano. Małe, a jakże przydatne.

Przybywa małych dronów. I przyjmują one różne formy. Jedne to po prostu miniatury kwadrokopterów, w miarę sztywne i bez większych niespodzianek. Inne wyglądają już bardziej eksperymentalnie - zmieniają kształt przed lotem albo nawet startują z nadgarstka, jak wspominany już na AW model Nixie rozwijany przy wsparciu korporacji Intel. Tym razem jednak kilka słów o maszynie z jeszcze innej beczki - przywodzi ona na myśl helikopter. Mieści się na dłoni i wygląda jak zabawka, ale cena wskazuje na to, że z zabawą ma to mało wspólnego - kilkadziesiąt tysięcy dolarów sprawia, że grono odbiorców się zawęża. Nie dziwi, że w takie produkty inwestuje wojsko.

Sprzęt testuje amerykańska armia, od dłuższego czasu robi to ponoć ich największy sojusznik, czyli Brytyjczycy. Dron nie powstał jednak ani na Wyspach, ani w Stanach zjednoczonych - to dzieło norweskiej firmy Prox Dynamics. Dzieło ważące kilkanaście g, wyposażone w kamerę noktowizyjną i zdolne do lotu trwającego ponad dwadzieścia minut. Szału nie ma, ta maszyna cierpi na ten sam problem, z którym zmagają się inne drony, ale to było do przewidzenia - wystarczy jeszcze raz spojrzeć na produkt i zadać sobie pytanie, czy mógłby on latać całymi godzinami.

Wspomniane kilkadziesiąt minut i tak można bardzo sensownie wykorzystać - to po prostu bardzo dobry sprzęt szpiegowski, maszyna przydatna w przeprowadzeniu zwiadu. Żołnierz ma przy sobie niewielki i lekki zestaw, który może w każdej chwili uruchomić: helikopterek (brzmi niewinnie) rusza w przestworza, a człowiek może na bieżąco sprawdzać, co znajduje się w polu widzenia maszyny. Dla wroga sprzęt jest trudny w wykryciu, więc nie wywoła alarmu, nie ostrzeże, że ktoś się zbliża. A gdy wpadnie w jego ręce jest ponoć bezwartościowy, bo wszystkie dane zapisywane są w module sterującym. To przeraża nawet bardziej niż duża maszyna z uzbrojeniem na pokładzie.

Do widoku takich dronów musicie zacząć się przyzwyczajać. Tym razem opisałem model, który jest drogi i na razie trafił na wyposażenie armii, lecz z czasem dostaną go i służby porządkowe, a komercyjne, mniej zaawansowane wersje znajdziemy w sklepach. I nadejdzie ten dzień, kiedy ktoś spróbuje wlecieć małym urządzeniem do Waszego domu. Duży kwadrokopter szybko byście zauważyli i usłyszeli - mniejszy bezgłosy nie jest, ale przez jakiś czas może się wydawać, że za ten szum odpowiada jakiś owad buszujący przy oknie.

Źródło grafik: frmexe.com

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

wojskoDron