Świat

Nie kijem a marchewką w Norwegii wypleniono piractwo. Czy ktoś to w końcu zauważy?

Tomasz Popielarczyk
Nie kijem a marchewką w Norwegii wypleniono piractwo. Czy ktoś to w końcu zauważy?
Reklama

Może trudno to akurat nazwać sukcesem samej Norwegii, bo znacznie bardziej przyczyniły się do tego oferowane na terenie kraju usługi. Wychodzi na to, ...

Może trudno to akurat nazwać sukcesem samej Norwegii, bo znacznie bardziej przyczyniły się do tego oferowane na terenie kraju usługi. Wychodzi na to, że korzystna oferta dóbr kultury serwowana w modelu dystrybucji cyfrowej to póki co najskuteczniejszy lek na piractwo. A już na pewno skuteczniejszy niż surowe prawa i kary.

Reklama

Co prawda Norwegia nigdy jakimś wybitnym przykładem kraju, który walczył w alternatywny sposób z piratami nie była i nie zanosi się, by to uległo zmianie. Od początku lipca w Norwegii obowiązuje bowiem nowe, bardzo restrykcyjne prawo, które należy do najsurowszych w całej Europie. Organizacje chroniące prawa autorskie twórców otrzymali w jego ramach ogromne swobody i możliwość walki z piratami. Strony z treściami naruszającymi prawa autorskie mogą być natomiast blokowane na poziomie dostawców łącz internetowych. Nie ma zatem zbyt dużych szans, że jakiekolwiek witryny z torrentami czy fora warezowe długo utrzymają się w norweskiej sieci. Sęk w tym, że dla zwykłych Norwegów to nie stanowi większego problemu...

Wystarczy spojrzeć na wyniki badań (uwaga, dokument w języku norweskim), które wskazują na poziom piractwa w kraju. Okazuje się, że ostatnie lata przyniosły diametralny spadek zainteresowania pirackimi kopiami albumów z muzyką, a także umiarkowane zmniejszenie się tego wskaźnika dla produkcji telewizyjnych oraz filmów kinowych. Wykres obejmuje lata od 2008 do 2012 roku, a więc jeszcze przed wprowadzeniem nowego prawa. Co stoi za takimi zmianami?

Od razu na wstępie, zanim zaczniemy się rozpływać nad przyzwoitością Norwegów i cudowną przemianą, należy spojrzeć na średnią płacę w tym kraju, która wynosi 36 tys. koron. Przeliczając ją na nasze rodzime realia otrzymamy około 20 tys. złotych, a więc kwotę niebagatelną dla zwykłego Polaka. Oczywiście trzeba wziąć poprawkę na różne koszty życia oraz na to, że mówimy o "średniej", a z tą bywa różnie. Przykładowo dla Polski średnia płaca wynosi 3,75 tys. złotych. Niejeden Polak chciałby miesięcznie widzieć taką kwotę u siebie na koncie.


Wracając jednak do Norwegii. Kraj ten już od kilku lat jest miejscem, gdzie swoje usługi oferują popularne serwisy ze streamingiem. Obok Spotify (z którego aktualnie korzysta 47 proc. norweskich internautów, a 25 proc. jest abonentami premium) znajdziemy tutaj zatem m.in. Netflix z nadzwyczaj rozbudowaną bazą, a także szereg serwisów VOD, których uruchomienie dość wyraźnie widać na zielonym wykresie powyżej (spadek piractwa o 72 proc.). Jeżeli skonfrotnujemy to z odpowiednio niskimi cenami i wysokimi zarobkami, rezultaty wydają się dość oczywiste. Jak się jednak okazuje nie dla wszystkich.

Wystarczy spojrzeć na wczorajszy artykuł dotyczący Spotify i sprzeciwu artystów, by zobaczyć, że w branży tej ciągle panuje przekonanie, że lepsze jest 20 dolarów od stu osób niż 2 dolary od tysiąca osób. Problem widać nie tylko zresztą w sferze muzyki, ale też innych mediów. W pamięci możemy przywołać problemy Google'a z artystami, a także, bardziej z rodzimego poletka, sprzeciwy autorów wobec abonamentowej oferty Legimi. Dystrybucja treści w ten sposób ciągle budzi ogromne wątpliwości - na szczęście nie u konsumentów. Wskazuje na to przytaczany przez TorrentFreak naukowiec z uniwersytetu w Oslo, Olav Torvund. Im bardziej atrakcyjna będzie oferta tym mniej będzie się opłacało piracić.

Po co zatem Norwegii restrykcyjne prawo i instrumenty do zwalczania piractwa? Za pomysłem stoi silne lobby, które tworzą organizacje chroniące prawa artystów, producenci oraz stowarzyszenia zarządzające prawami autorskimi. To tutaj tak naprawdę zaczynają się (i niestety nie kończą) kolejne, coraz bardziej agresywne pomysły zwalczania piractwa. Tymczasem nikt nie bierze pod uwagę tysięcy użytkowników, którzy płacą za konta premium w serwisach hostujących pliki z warezów czy wykupuje abonamenty na platformach ze streamingiem pirackich filmów. Skoro mogą i chcą płacić w takich serwisach, to dlaczego nie mieliby tego robić legalnie, wspierając w ten sposób artystów? Kluczem jest atrakcyjna oferta, na którą nikt z drugiej strony barykady nie chce się zgodzić, a nawet gdy już taka powstanie pojawiają się głosy sprzeciwu (Spotify) i bunty.

Reklama

Czy jest szansa, że gdziekolwiek na świecie powtórzy się norweski sukces? Wierzę że tak, o ile oferty takich serwisów jak Netflix, Spotify i platform VOD będą adekwatne do lokalnych zarobków. W Norwegii są i opłaca się to zarówno jednej jak i drugiej stronie. Jakie musiałyby być w Polsce, byśmy za kilka lat mogli się pochwalić podobnym wykresem?

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama