Google

Netbook 2.0 od Google

Konrad Kozłowski
Netbook 2.0 od Google
Reklama

“Są wolne, mają niewielkie i o niskiej rozdzielczości ekrany i pracują pod kontrolą systemu operacyjnego dla komputerów PC.” - tak skwitował sens istn...

“Są wolne, mają niewielkie i o niskiej rozdzielczości ekrany i pracują pod kontrolą systemu operacyjnego dla komputerów PC.” - tak skwitował sens istnienia netbooków Steve Jobs na chwilę przed premierą iPada. Pomimo wypomnianych przez niego wad, małe komputerki cieszyły się sporą popularnością, a pewnego dnia i ja stałem się posiadaczem tego typu urządzenia. Nadszedł czas, by pożegnać poprzednią ideę netbooka i powitać nową, bo Chromebook to netbook 2.0.

Reklama

Szereg negatywnych cech netbooków był jednak z całą pewnością równoważony przez liczbę zalet, które w codziennym użytku były bardzo pomocne dla wielu osób. W porównaniu do typowych laptopów, były to urządzenia naprawdę mobilne, choć naturalnie odbywało się to pewnym kosztem. Przekątna ekranu w okolicach 10 cali nie była powierzchnią komfortową do wykonywania sporej ilości czynności, a zminiaturyzowana klawiatura wymagała od użytkownika sporo cierpliwości i ochoty do nabrania kilku nawyków. Jednak niemal zawsze ze sobą możliwe było zabranie ze sobą urządzenia, które w dużej mierze odpowiadało możliwościami komputera, który zostawał w domu. Wymagania systemu Windows nie zawsze pokrywały się z tym, co do zaoferowania miały podzespoły netbooków, lecz nie powiedziałbym, że takie “niedociągnięcia” nie były do przełknięcia. Oczywiście dostępne były droższe modele, których specyfikacje były lepsze niż “dobre”, ale szczerze mówiąc dosyć rzadko spotykałem się z sytuacją w której ktoś kupując takie urządzenie byłby zainteresowany jeszcze większym wydatkiem. To nie był główny i jedyny komputer, przynajmniej dla większości osób, więc pewne ustępstwa należało wziąć pod uwagę.


Chrome OS kiedyś, a dziś

Od tamtego okresu upłynęło już sporo czasu i jak sama nazwa wskazywała, były to komputery z głównym przeznaczeniem do przeglądania Sieci. To pokrywa się z propozycją firmy Google, która uczyniła Chromebooki “bramami” do Internetu i tak naprawdę niczego więcej. Będąc czepliwym można by się nawet pokusić, że oferta Google delikatnie lepiej pokrywa się z nazewnictwem zaproponowanym jakiś czas temu. Dzięki rozwijanej przez Google platformie Chrome OS (ku nieuciesze użytkowników przeglądarki Chrome), system ten staje się coraz dojrzalszym produktem, który nie ogranicza się już tylko do okna samej przeglądarki. Tworzenie, edycja dokumentów, arkuszy, prezentacji i grafik jest możliwa bez dostępu do Sieci. Przejrzenie zawartości skrzynki odbiorczej także jest już w naszym zasięgu.

Przez takie odejście od niezbędnego bycia online pojawiły się głosy jakoby Google porzuciło pierwotną ideę swojego systemu i zdecydowało się “zagrać pod publikę”. Początkowy pomysł był oczywiście godny uwagi i podziwu z prostego powodu - ponieważ Google zdecydowało się na rozwijanie tak odważnego i ryzykownego produktu pomimo wszechobecnej krytyki. Choć sam należałem do garstki entuzjastów tej idei, to byłem jednak pełen obaw co do wymaganego ciągłego podłączenia do Internetu, a biorąc możliwości techniczne, którymi dysponujemy w Polsce (i nie tylko) było to dosłowne bujanie w chmurach.


Nie tylko offline

Google wcale nie zeszło na ziemię, lecz uzupełniło braki - w taki sposób odbieram kolejne kroki w procesie wprowadzania funkcjonalności offline. Google pragnie też sprzedać swój produkt, co zrozumiałe, jak największej liczbie osób, więc próba przekazania im informacji, że nawet stworzenie prostego dokumentu będzie wymagało połączenia z Internetem, okazałoby się najprawdopodobniej ogromną klapą. Początki były dość trudne, lecz teraz sprawa rysuje się inaczej. Znacznie lepiej.

Przeglądanie Internetu na Chromebooku z którego korzystam od dłuższego czasu jest… wygodne. Nie mogę użyć żadnego z bardziej lukratywnych słów, ponieważ taka, a nie inna wydajność urządzenia pozwala tylko na “zwykłe użytkowanie” - to znaczy od 3 do 6 jednocześnie otwartych kart. W przypadku większej liczby aktywnych zadań komputer odczuwalnie zwalnia. Nikt jednak nie kupi Chromebooka by w tej samej chwili pracować nad kilkoma dokumentami, grafikami i posiadając kilkanaście otwartych kart z przeróżnymi stronami internetowymi. Przynajmniej tak mi się wydaje.

Reklama


Chromebook nie jest też już produktem tylko i wyłącznie dla użytkowników ekosystemu Google. Choć Microsoft nie zdecydował się na przygotowanie web aplikacji pakietu Office Online, które działałyby offline (konflikt nazw?:), to w Chrome Web Store znajdziemy już skróty do każdej z nich i bez problemu umieścimy na pasku zadań. Pocket czy Wunderlist to usługi, z których korzystam codziennie i obydwie znajdziemy w sklepie Chrome w pełnej wersji - czyli działające również w trybie offline. Oczywiście nadal można by wyliczać ilu usług jeszcze nie ma i ile aplikacji nadal brakuje, jednakże ta sytuacja cały czas się zmienia i to czasem z dnia na dzień.

Reklama

Coś na plus, coś na minus

To o czym nie wolno zapomnieć w przypadku Chromebooków, a szczególnie nowszych modeli, to wydajność. Chrome OS uruchamia się kilka sekund, a wybudzenie go trwa zaledwie 1-2 sekundy - otwarcie pokrywy laptopa wystarczy. Czas pracy na baterii jest kwestią indywidualną dla każdej z wersji Chromebooka, a ja mogę tylko pochwalić się blisko 9 godzinami pracy w trybie offline na moim Samsungu. A jest to pierwszy konsumencki model Chromebooka z 2011 roku. Przy połączeniu z Siecią i kilku otwartych kartach bez problemu można popracować przez 7 czy nawet 8 godzin.

Niechęć wobec Chromebooków jest porównywalna do zainteresowania, które wywołują. Wiele osób, którym przedstawiłem ideę Chromebooka na przykładzie mojego laptopa, wyraziło zaciekawienie takim pomysłem i stwierdziło, że przecież i tak większość czasu spędzają online. Wtedy taka propozycja może być czymś dla nich. Gdy doszliśmy do kwestii ceny i dostępności tych komputerów zapał osłabł i tak naprawdę jest to aktualnie największa przeszkoda dla Chromebooków. Z pewnością nie jest nią różnorodność, gdyż aktualnie na rynku mamy już blisko 10 modeli do wyboru. Problem z oficjalną dostępnością tych komputerów i mimo wszystko nieco wysoka cena to najpoważniejsze “ale”padające przed decyzją o zakupie. Aczkolwiek cały ten projekt jest dopiero na początku swej przygody i jeszcze wiele może się zmienić, a obserwując wydarzenia z ostatnich kilkunastu miesięcy niewątpliwie wszystko to rozwija się we właściwym kierunku.

Zdjęcie.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama