Doodle to nieodłączna część Google. Przekształcanie loga wyszukiwarki stało się już niemal tradycją, do tego stopnia, że kolejne modyfikacje graficzne...
Doodle to nieodłączna część Google. Przekształcanie loga wyszukiwarki stało się już niemal tradycją, do tego stopnia, że kolejne modyfikacje graficzne nie budzą już większych emocji. Czy Doodle wobec tego mają jeszcze sens?
Zapewne wiele osób z tego serwisu korzysta z przeglądarki Google praktycznie od jej początków. Sam zresztą pamiętam, jak w moim dzieciństwie amerykańska wyszukiwarka wcale nie należała do najpopularniejszych. Moje pierwsze przygody z Internetem to wyszukiwanie w Yahoo, AOL lub na Onecie i WP. Można zatem śmiało powiedzieć, że Google rodził się i kształtował na oczach wielu z nas. Bez wątpienia jest to produkt genialny, który nie bez powodu zdobył swoją pozycję lidera. Co więcej Google wciąż się rozwija z każdą kolejną aktualizacją jest coraz lepsza i dostaje kolejne narzędzia. Jeżeli chodzi oto jak dobrym produktem jest wyszukiwarka, to chyba nikt nie ma wątpliwości. Jest jednak jeden jej element, który budzi u mnie mieszane uczucia: Dooodle.
Dla tych, którzy nie wiedzą co to Doodle już służę wyjaśnieniem. Jest to artystyczna wersja chyba najsłynniejszego loga na świecie, loga Google. Raz na jakiś czas wygląd strony głównej Google zmienia się, a po naciśnięciu w zmienione logo odsyłani najczęściej jesteśmy do Wikipedii, która tłumaczy na cześć jakiego wydarzenia/czyjej osoby, wygląd strony uległ zmianie. Doodle mają bardzo długą tradycję, która sięga jeszcze końca XX w. Logo Google po raz pierwszy zmieniło swoje oblicze w 1998 r. na cześć wielkiego posthipiskowskiego festiwalu The Burining Man urządzanego na pustyni w Nevadzie. Z Doodlami wiąże się fajna anegdota, otóż właściciele Google Larry i Sergey umieścili ludzika za drugą literą „o” w nazwie, aby poinformować użytkowników, że nie będzie ich w biurze, bo wyjechali na wspomniany wcześniej festiwal.
Na skutek pozytywnej informacji zwrotnej od użytkowników postanowiono kontynuować tradycję. W następnych latach pojawiały się Doodle na cześć Halloween, Święta Dziękczynienia, urodziny Moneta, Picasa i Michała Anioła. Jednym słowem wydarzenia, które z punktu widzenia zachodniej cywilizacji są naszymi kamieniami milowymi.
Wraz z upływem czasu Doodle ewoluowały, stawały się bardziej interaktywne. Od czasu do czasu za logiem Google ukrywała się minia gra, jak chociażby PacMan upamiętniający rocznicę jego powstania, czy mini gra na cześć serialu Dr. Who. Doodle często pozytywnie zaskakiwały i nadawały trochę kolorytu codziennej pracy. Jednak do czasu.
Mam wrażenie, że ostatnimi czasy Doodle uległy dewaluacji. Oczywiście zdarzają się Doodle świetne, ładne i interesujące, jednak ostatnio zdecydowanie za rzadko. Coraz częściej linki do Wikipedii ukryte za zmienionym logiem Googla, prowadzą do informacji mało interesujących, postaci znanych jedynie nielicznym osobom z coraz węższych kręgów. Od pewnego czasu ilekroć nie kliknę w Doodle, trafiam na stronę, która nie jest w stanie mnie zainteresować i wyłączam ją po chwili. Towarzyszy mi poczucie, że ktoś podsunął mi coś czego wcale czytać nie chciałem. Jednym słowem zmarnował mój czas. Nie chodzi tu o te 2 minuty, które poświęciłem wpisowi. Gdybym miał się zabawiać w psychologa, chodzi raczej o to, że obiecano mi ciekawą treść kryjącą się za Doodle, a wcale tak nie było. Zostałem wprowadzony w błąd. Piszę o tym nie bez powodu. Bezpośrednim powodem jest wczorajszy Doodle poświęcony Mary Anning, a pośrednio dlatego, że od jakiegoś czasu Doodle denerwują mnie coraz bardziej. Wyszukiwarka Google jest przede wszystkim moim narzędziem pracy i nie bardzo chcę, aby ktoś zawracał mi głowę podsuwając mi pod nos treść typu „no kliknij na nasze zmienione logo, no dawaj, będzie fajnie”. Ktoś powie „to nie klikaj Doodli skoro Cię denerwują”. No niestety tak już jesteśmy skonstruowani, że ciekawość zawsze wygrywa.
Jednak, żeby nie rzucać słów na wiatr pozwolę sobie przytoczyć kilka zdań, które możemy znaleźć we wpisie poświęconym niesamowitej badaczce skamieniałości, jednej z pierwszych brytyjskich paleontologów.
„Pierwsze ważne znalezisko Mary miało miejsce kilka miesięcy po śmierci ojca, w 1811, kiedy odnalazła szkielet ichtiozaura. Jej brat odkrył rok wcześniej czaszkę przypominającą czaszkę wielkiego krokodyla. Reszty szkieletu wtedy nie znaleźli, ale Anning wróciła w to miejsce po sztormie, który odsłonił część klifu gdzie się znajdowały.”
albo
“Jej sława rosła i zwróciła uwagę zamożnego kolekcjonera skamieniałości Thomasa Bircha. Poruszony ubóstwem Mary i jej rodziny wystawił na sprzedaż swoją kolekcję, a dochód z niej (ok. 400 funtów) dał Mary. Dzięki temu Anning mogła kontynuować poszukiwania, a jej brat został tapicerem."
NO NAPRAWDĘ NIESAMOWITE!!!
Nie zrozumcie mi źle. Ja nikomu nie umniejszam zasług. Praca paleontologa? W porządku bardzo pożyteczny zawód, który dużo mówimy o tym kim jesteśmy i skąd wzięliśmy się na tym świecie. Jednak czy ja na prawdę muszę wiedzieć kim była Mary Anning, tym bardziej z perspektywy obywatela państwa Europy centralnej, które z Wielką Brytanią ma niewiele wspólnego? Każdego dnia przez moją głowę przepływają gigabajty informacji, czy Google musi mi jeszcze dokładać tę informację? Powiem szczerze, że nie byłbym w stanie przebrnąć w całości, gdybym nie potrzebował kilu cytatów na potrzeby tego wpisu.
Choć wiem, że w swoim zdaniu nie jestem odosobniony, to może jestem w mniejszości? Czy wy lubicie Doodle? Uważacie, że jest to fajny pomysł na urozmaicenie dnia pracy przy komputerze? Może wystarczyłoby ograniczyć liczbę Doodli do naprawdę ważnych świąt i wiekopomnych wydarzeń, to wtedy to miałoby sens. Ale tak, gdy istnieje cały dział odpowiedzialny za urozmaicanie loga różnymi wydarzeniami, wychodzi trochę na siłę.
Źródło: Google Doodle, Wikipedia
Grafika: [1]
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu