W centrum Kennedy’ego na Florydzie dzieje się już naprawdę sporo. Orion – statek, który ma zabrać pierwszą od pół wieku załogę w podróż wokół Księżyca – zmienił adres "zamieszkania". Zaledwie kilkaset metrów, ale w tej skali to różnica między statkiem "gotowym do zatankowania" a statkiem "gotowym do akcji".

10 sierpnia zakończono operację, która w dokumentach wygląda jak prosty wpis: "przemieszczenie z MPPF do LASF". Oznacza to ni mniej, ni więcej, że w Multi-Payload Processing Facility Orion został napełniony kompletem paliw, gazów pod wysokim ciśnieniem, chłodziwa i innych płynów, które utrzymają go przy życiu w trakcie dziesięciodniowej misji.
W tym samym miejscu załoga – Reid Wiseman, Victor Glover, Christina Koch oraz Jeremy Hansen z Kanady – spędziła kilka dni testów w pełnym rynsztunku. Skafandry Orion Crew Survival System, wejście do kapsuły, sprawdzanie każdego przycisku, ekranu, portu. Nic wyrafinowanego – to miała być symulacja warunków lotu, a nie sesja zdjęciowa. A jednak, od takich procedur zależy nie tylko powodzenie misji, ale też przeżycie załogi.
Przystanek: system ratunkowy
Zbiorniki pełne, więc Orion mógł przejść do kolejnego etapu. W Launch Abort System Facility czekała na niego konstrukcja wysoka na 13,4 metra – system ratunkowy. Dwuczęściowy zestaw, w którym górna wieża mieści silniki: główny do ewakuacji, dodatkowy do odrzucenia osłony i kontrolny do utrzymania kierunku. Dolna część to aerodynamiczna owiewka z panelami osłaniającymi kapsułę podczas startu.
To nie jest element, który cieszy się największą troską w materiałach promocyjnych NASA. Nikt przecież nie promuje misji za pomocą systemu, który ma zadziałać w trakcie kryzysu, prawda? Ale w przypadku awarii na wyrzutni lub w pierwszych minutach lotu decyduje o tym, czy cztery osoby trafią na nagłówki gazet żywe, czy też trafią na poczet zmarłych bohaterów w walce o podbój kosmosu. Z punktu widzenia PR-owego, emocjonalnego i ekonomicznego, każdy woli ten pierwszy scenariusz...
Ostatnia prosta przed rakietą
Po integracji z systemem ratunkowym Orion trafi do Vehicle Assembly Building – kultowej hali, w której w latach 60. składano Saturna V. W High Bay 3 czeka na niego SLS (Space Launch System) – największa i najsilniejsza rakieta zbudowana przez NASA od czasów Apollo. Tam kapsuła, system ratunkowy i rakieta staną się jednym "ciałem".
To jest moment, w którym dla inżynierów kończy się etap "oddzielnych programów". Od tego czasu każdy test, każda procedura dotyczy już całości – jednego statku, który będzie musiał przetrwać start, lot wokół Księżyca i powrót w atmosferę z prędkością blisko 40 tys. km/h.
Bez lądowania
Artemis II nie ma jeszcze ambicji wylądowania na powierzchni Srebrnego Globu. Celem jest okrążenie Księżyca i powrót – profil podobny do Apollo 8, ale z inną technologią, procedurami i, co oczywiste, inną załogą: zarówno personalnie, jak i pokoleniowo. NASA chce w ten sposób potwierdzić, że wszystkie elementy – od systemów podtrzymywania życia po komunikację – działają w realnych warunkach tak, jak trzeba.
Lot potrwa około dziesięciu dni. Trasa obejmie przelot na wysoką orbitę wokół Ziemi, manewr translunarny, przelot w pobliżu Księżyca, a potem powrót z wejściem w atmosferę i wodowaniem. Dla astronautów będzie to test odporności na długotrwały lot w ograniczonej przestrzeni, dla inżynierów – szansa wychwycenia i poprawienia drobnych problemów przed Artemis III, gdzie planowane jest już lądowanie na Srebrnym Globie. Wielki sprawdzian zbliża się wielkimi krokami. Artemis II ma wylecieć w kierunku Księżyca w kwietniu 2026 roku, a Artemis III - w 2027 roku. To już niedługo.
Nie tylko dla ambicji
Artemis to tylko pozornie "powrót Amerykanów na Księżyc". To budowa fundamentu pod kolejne cele – przede wszystkim załogową misję na Marsa. NASA planuje wykorzystać Księżyc jako poligon: sprawdzić technologie, przetestować logistykę i długotrwałe pobyty ludzi poza niską orbitą okołoziemską.
Do programu włączono partnerów międzynarodowych – Europejską Agencję Kosmiczną, JAXA i CSA – oraz prywatne firmy, które mają dostarczać sprzęt i usługi. Artemis II jest więc pierwszym poważnym testem nie tylko sprzętu, ale też nowego modelu współpracy, w którym NASA nie działa już samotnie.
Technologia i psychologia
Na pokładzie Orion jest więcej komputerów, czujników i automatyki niż w całym programie Apollo. To swego rodzaju paradoks – każdy członek załogi musi być przygotowany na awarię elektroniki i ręczne przejęcie kontroli. To wymaganie nie wynika z braku zaufania do "rzeczy martwych", ale z tego, że w kosmosie redundancja jest jedyną prawdziwą polisą ubezpieczeniową.
Czytaj również: To kluczowy test przed Artemis II. Jak znieśli go astronauci?
W tle jest jeszcze inny czynnik: ludzka psychika. Dziesięć dni w zamkniętej kapsule, z widokiem na kosmos i odległą Ziemię, to wyzwanie porównywalne z misją bojową. Drobne błędy, napięcia czy zmęczenie mogą w realny sposób wpłynąć na przebieg misji. Ba, tam w ogóle nie ma miejsca na błędy. Każdy może kosztować członków załogi życie, a nas — odsunięcie na boczny tor marzeń o podboju nie tylko Księżyca, ale i Marsa.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu