Recenzja

Panele świetlne Nanoleaf Ultra Black: niby to samo, a jednak nie

Kamil Świtalski
Panele świetlne Nanoleaf Ultra Black: niby to samo, a jednak nie
2

Panele Nanoleaf skradły moje serce już lata temu. Teraz do Polski dotarły także ich limitowane, czarne, warianty. Jak sprawdzają się w praktyce? Co warto o nich wiedzieć?

Panele Nanoleaf to jeden z tych gadżetów elektronicznych, których cenę trudno mi było na starcie usprawiedliwić. Pierwszą styczność z nimi miałem w 2017 roku, kiedy to miałem przyjemność recenzować ich (niedostępny już w oficjalnej sprzedaży) zestaw Aurora Nanoleaf. To sprzęt, który po dziś dzień rozświetla mi dzień gdy zasiadam przy biurku — i po prostu go uwielbiam, stale rozglądając się za rozszerzeniami, by móc kupić kilka dodatkowych paneli.

Od ubiegłego roku mam też dostęp do nowej generacji paneli świetlnych od Nanoleaf. Mam tu na myśli Nanoleaf Shapes. Tak naprawdę, to na co dzień one odpowiedzialne są za lwią część oświetlenia w salonie. Jako osoba która na co dzień nie korzysta z górnych świateł właściwie w ogóle. W ubiegłym roku producent zapowiedział nową, limitowaną, edycję swoich paneli świetnych Nanoleaf Shapes. Dotychczas wszystkie ich produkty z serii miały białe wykończenie. Tym razem jednak Nanoleaf zdecydowało się wypuścić urządzenia w czerni. Niby nic wielkiego, ale jeżeli staniecie przed wyborem: które kupić? Dobrze się zastanówcie.

Subiektywnie o czarnych Nanoleaf Shapes

Może to kwestia tego że białe panele mi się przez lata "opatrzyły", a może zasługa kontrastu jakie czarne panele serwują na jasnych ścianach w pomieszczeniu gdzie je zamocowałem. Gdzie tkwi sekret? Nie wiem, ale wiem, że znacznie wyróżniają się na tle podstawowych kolekcji Nanoleaf Shapes. O ile klasyka u mnie dość mocno wtapia się w tło i tak długo jak jej nie zapalam nie zwracam na nią specjalnie uwagi, o tyle po kilku tygodniach czarne panele wiszące nieopodal telewizora wciąż robią na mnie wrażenie. Pozytywne.

Opinie czytelników Antyweb dotyczące paneli są dość... podzielone. Jedni głośno krzyczą że alternatywy od konkurencji są lepsze. Inni — że wygląda to tandetnie. Jeżeli o mnie chodzi: nie mam absolutnie żadnego problemu z tym, jak wyglądają. Czy uważam by były najpiękniejszym elementem elektroniki użytkowej na świecie? Nie. Czy jestem ich wiernym fanem od ponad sześciu lat? Tak. Czy korzystam z nich na co dzień jako źródła światła w ponure dni, a także jako klimatyczne lampy wieczorami do filmu i konsoli? Tak. To urządzenia, które są w moim życiu w stałym użyciu. Z wiadomych przyczyn: zimą częściej niż latem. Ale z racji posiadania dość głębokiego balkonu, nawet w czerwcu gdy jest pochmurno zdarza się, że towarzyszą mi całymi dniami — bo w pokoju jest po prostu ciemno.

Z czarnych korzystam teraz równie często, ale...

Nanoleaf Ultra Black: w teorii to samo. A jak w praktyce?

Proces montażu i konfiguracji Nanoleaf Ultra Black jest dokładnie tym samym, co opisywałem bliżej w ubiegłym roku przy Nanoleaf Shapes. Nie ukrywam że uwielbiam prostotę tego rozwiązania — bo nie przesadzam pisząc, że poradzą sobie z nim nawet dzieci. Po roku jestem nieco bogatszy w doświadczenia związane z remontem — i już wiem, że odrywanie dołączonych do zestawu taśm dwustronnych potrafi skutkować ubytkami w tynku. Dlatego mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że to pewne i trwałe rozwiązanie, na którym najzwyczajniej w świecie można polegać. Nanoleaf, w przeciwieństwie do Philips Hue, nie potrzebują też żadnego mostka, by dodać je do Home Kita. Konfiguracja sprzętu jest dziecinnie prosta i ogranicza się do zeskanowania kodu QR — i opcjonalnego pobrania aplikacji producenta, jeżeli zależy nam na większej kontroli i bardziej precyzyjnym zarządzaniem światełkami.

Na papierze panele Nanoleaf Ultra Black mają identyczne podzespoły jak zwykłe Nanoleaf Shapes. W praktyce jednak czerń sporo zmienia — i nie dla każdego będzie to zmiana na lepsze.

Nanoleaf Ultra Black: efektowny dodatek który cieszy oko, ale...

Odnoszę wrażenie, że Nanoleaf Ultra Black to panele, które znacznie bardziej sprawdzą się jako element dekoracyjny i efekciarskie światełko, niż dodatkowe oświetlenie w pomieszczeniu. Wnętrze może i jest identyczne, moc może nie różnić się od tej którą znamy z podstawowego zestawu, ale jednak czarna obudowa odbiera im blasku. Czy to dobrze czy źle — oceńcie sami.

Zakładam że wśród użytkowników nie zabraknie takich, którym zależy przede wszystkim na cieszącym oko dodatku do domu. I ci będą panelami bardziej niż usatysfakcjonowani. Jak widać na załączonych grafikach, sprzęt ten ciekawie prezentuje się na ścianie i stanowi fajny dodatek do wnętrza.

Z drugiej jednak strony — jak już wspomniałem, z białych paneli korzystam na co dzień nie tylko w formie efektownego dodatku z kolorkami na pierwszym planie, ale oświetlenia wnętrza. Z czarnymi panelami byłoby to raczej niewykonalne. Z ciekawości jednego wieczora porównałem starą generację Aurora Nanoleaf z Nanoleaf Ultra Black. I limitowane panele przy tej samej barwie (ciepła biel) przy 100% jasności dały wynik podobny do tego, które stary model oferował przy około 40% jasności.

Nanoleaf Ultra Black: rarytas dla największych fanów

Nanoleaf Ultra Black to efektowne panele ścienne, które — szczególnie dla ludzi opatrzonych z produktami firmy — znacznie wyróżniają się na tle całej reszty. Sam wcześniej korzystałem wyłącznie z białych, ale regularnie bywam u przyjaciół którzy mają inne produkty z portfolio firmy. I nawet te "drewniane" Nanoleafy nie wyróżniają się tak, jak limitowana, czarna, edycja. I to bez wątpienia plus.

Nie ukrywam, że Nanoleaf Ultra Black robią na mnie ogromne wrażenie i... po prostu się nimi zauroczyłem. Ale też będąc w 100% szczery: nawet przez myśl mi nie przeszło, że będą one oferowały znacznie mniej światła, niż ich starsi bracia. Kiedy się człowiek nad tym zastanowi: ma to sporo sensu, to przecież czysta fizyka. Jednak z niewiadomych mi powodów założyłem, że producent zdecyduje się zrównać "klasyczne" i limitowane modele nie mocą, a możliwościami. Niespodzianka.

Nie zmienia to jednak faktu, że w mojej opinii prezentują się naprawdę dobrze — i stanowią idealne tło dla ekranu telewizora, oferując przy tym efektownego światło. Miłe dla oka, a też dobre dla oka. Niestety — nie mam telewizora z efektownym Ambilight albo czymś na jego wzór.

Jako że produkt ma charakter limitowanego — jego zakup także nie należy do specjalnie łatwych. Klasyczne Nanoleaf Shapes znaleźć można w dziesiątkach sklepów — zarówno w Polsce, jak i zagranicą. Jeżeli zaś chodzi o czarne panele Nanoleaf Ultra Black, to lokalnie dostępne są one wyłącznie w dwóch miejscach. I są nieco droższe niż "klasyki". W oficjalnym sklepie Nanoleaf na Allegro zapłacimy za nie 949 zł, zaś w yuwo.pl zestaw 9 paneli to koszt 899 zł. Niestety też — do tych zestawów nie dokupimy małych paczek pozwalających na rozbudowę oświetlenia. Pozostaje nam wyłącznie zakup kilku "starterów" lub... łączenie ich z białymi panelami w mniej lub bardziej spójną całość.

-

Panele do recenzji dostarczył polski dystrybutor produktów Nanoleaf, firma Alstor

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu