Smartfony

Tak wygląda najładniejszy slider na rynku

Paweł Winiarski
Tak wygląda najładniejszy slider na rynku
8

Nie chcę wyjść na jakiegoś wielkiego fana mechanizmów typu "slider", ale w całym tym pędzie do bezramkowych smartfonów, nie przeszkadza mi ten trend. O ile jest fajnie zrealizowany.

Największym sentymentem przy nowych rozwiązaniach konstrukcyjnych w smartfonach zawsze darzę pierwszego przedstawiciela konkretnego trendu. To logiczne - dostaję nowość, nawet jeśli nie jest ona idealna, odstaje od konkurencyjnych urządzeń i ma swój urok. Taki właśnie sentyment mam do pierwszego notcha, z którym miałem styczność - iPhone X oraz pierwszego bezramkowca ze sliderem - Xiaomi Mi Mix 3.

W pewnym momencie na rynku pojawiają się jednak naśladowcy. Najpierw więc zostaliśmy wręcz zalani dłuższymi i krótszymi notchami, później notchami w kształcie łezki/kropli wody. Teraz kolejni producenci montują w swoich smartfonach mechanizmy wysuwające przedni aparat. Co lepsze - takie rozwiązanie, czy może slider? Choć przecież za chwilę dostaniemy aparaty pod ekranem i wszelkie półśrodki będziemy traktować jedynie jako drogę do całkowitej bezramkowości.

Tymczasem Oppo opatentowało kolejny mechanizm slidera, który podoba mi się najbardziej ze wszystkich tego typu rozwiązań jakie dotychczas pojawiły się na rynku. Z takiego typowo wizualnego punktu widzenia. I na dobrą sprawę nie widzę tu nic nowego - po prostu ktoś wziął kartkę papieru i stwierdził, że może oprócz funkcjonalności fajnie jednak zrobić mechanizm, który będzie wyglądał zgrabnie, a slider doda uroku zamiast go urządzeniu zabierać. Oppo opatentowało więc mechanizm, gdzie tył smartfona rozsuwa się ujawniając coś na kształt litery V, a przednie aparaty wysuwające się zza bezramkowego ekranu ładnie wtopiono w podłużny czarny pasek.

Notcha, slider, wysuwany aparat czy dziura w ekranie?

Mam wrażenie, że mniej więcej od dwóch lat (jesień 2017, premiera iPhone X) cała branża smartfonowa oszalała na punkcie bezramkowości. Notch w iPhone X stał się "triggerem", który rozpoczął wyścig po tytuł króla ekranów bez ramek. I to wyścig "za wszelką cenę", gdzie kolejne firmy kombinują jak ukryć przedni aparat. Z każdym kolejnym smartfonem pchają też do środka coraz mocniejsze procesory i więcej pamięci RAM niejako zapominając o wszystkim innym. Dostajemy lepsze ekrany? Niby za każdym razem - a tu trochę lepszy HDR, a tu minimalnie wyższa jasność maksymalna. Wizualny finał jest taki, że Samsung ma dziury w ekranie, Huawei małe notche, Oppo i OnePlus wysuwane przednie aparaty, a Xiaomi i jedno, i drugie. Największą nowością ostatnich lat wydaje się czytnik linii papilarnych pod ekranem, ale to wychodzi różnie. Taki OnePlus 7 Pro dał radę, ale seria Galaxy A od Samsunga udowodniła, że w trochę tańszych smartfonach to jeszcze za wcześnie na takie rozwiązania.

W tym samym czasie na białym koniu wjechały na rynek Xiaomi Mi 9 i Xiaomi Mi 9T, które walczą o klienta jeszcze trochę inaczej - ceną. I sądząc po nastrojach klientów, wybrali najlepszy sposób na sukces. Ale czy to na pewno jest ta rewolucja, której oczekujemy? Podczas testów ciągle widzę 4-5 godzin czasu pracy na ekranie i jeden dzień na pełnym naładowaniu smartfona zacząłem traktować jako solidny wynik. Baterie zatrzymały się więc w miejscu, aparaty (poza wielkim skokiem w smartfonach Huawei) też nie wnoszą nic nowego w branży, proporcje 21:9 w Sony Xperia nie pchnęły rynku do przodu. Najgorsze jest jednak to, że żaden z producentów nie jawi się jako mesjasz, który w najbliższych miesiącach czy nawet latach wywróci wszystko do góry nogami i całkowicie zmieni nasze postrzeganie smartfona jako urządzenia codziennego użytku. No bo co, rozkładane urządzenia z powiększającą się powierzchnią ekranu? Po problemach Samsunga Galaxy Fold nie wierzę, że to może się udać.

źródło

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu