Felietony

Myślicie o używaniu Windowsa 11 w Devie? Wybijcie sobie to z głowy

Krzysztof Rojek
Myślicie o używaniu Windowsa 11 w Devie? Wybijcie sobie to z głowy
20

Krótka historia o tym, że w kwestii oprogramowania nie ma cudów i jeżeli jakaś wersja opisywana jest jako niestabilna to... najprawdopodobniej taka właśnie jest.

Za swoje błędy trzeba zapłacić.

Nie jest to może jakaś bardzo odkrywcza myśl, ale życie ze świadomością, że jeżeli wtopiło się jakiś temat to wcześniej czy później przyjdą konsekwencje bardzo pomaga uniknąć nieprzyjemnych rozczarowań. Do czego zmierzam i jaki ma to związek z Windowsem - już tłumaczę.

Jest lipiec 2021 roku - na świat przychodzi Windows 11

Z systemem Windows 11 polubiłem się już od samego początku. Zwyczajnie uznałem, że taki redesign dziesiątki, w postaci menu na środku, bardziej zaoblonych krawędzi okien, nieco spójniejszego interfejsu i nowych animacji zwyczajnie mi pasuje. Oczywiście - Windows 11 miał swoje mankamenty o których pisałem, ale nie przysłaniały one pozytywnego obrazu całości. No ale właśnie - żeby móc wam o nich napisać, musiałem najpierw ten system mieć. I miałem go dosyć szybko, ponieważ kiedy tylko było to możliwe, zapisałem się do programu testowego Windowsa i pobrałem na komputer nowy system. Wtedy jedyną możliwą opcją do pobrania była wersja Dev. Ryzyko? Owszem - bardzo duże, ale nie miałem wtedy po prostu pod ręką innej maszyny (z resztą - dalej nie mam), na której Windows 11 można było zainstalować, a po prostu chciałem nowy system przetestować i wam o nim opowiedzieć.

Moje obawy zostały nieco uspokojone gdy po tygodniu działania... nic złego się nie stało. Po dwóch też. System działał stabilnie jak skała, nie było ani jednego błędu. Złośliwi powiedzieliby - jak nie Windows. Dodatkowo Kuba Szczęsny, który też opisywał wam Windowsa 11, również pobrał wersję Dev i u niego również nic nie wskazywało na to, by miało dziać się coś nie tak. Niestety - to tylko uśpiło moją czujność. W końcu, póki system działał, nie trzeba było się niczym przejmować. Tak minęło kilka tygodni, a wrzesień, październik i listopad były z kolei miesiącami, w których w moim życiu sporo się działo, ponieważ jednocześnie ogarnąć trzeba było ślub, kredyt oraz zakup i gruntowny remont mieszkania. W tym wszystkim zwyczajnie zapomniałem wypisać niejawnych testów i zrobić rollback do stabilnej wersji.

A jak wiadomo - Windows 11 w wersji Dev po 4 października nie pozwoli ci jej opuścić

Nie do końca wiem, czym podyktowana była taka decyzja Microsoftu, ale jedyną opcją na to, żeby dziś wyjść z programu dev  jest czysta instalacja nowego Windowsa.  Tej, z wiadomych względów, zwyczajnie nie chciało mi się robić. Nie chodziło nawet tutaj o dane, a o wszystkie programy i ich ustawienia, które musiałbym na nowo instalować i konfigurować. Szczególnie chociażby takie programy jak ToneLib były problematyczne - zapisanie i wyeksportowanie ustawień każdego presetu zajełoby wieczność, a to tylko jeden program. Stwierdziłem więc, że póki działa, to działa, może nic się nie stanie.

I to był drugi błąd

Wiecie jak można podzielić użytkowników PC? Na tych, co robią backupy i na tych, co zaczną je robić. Ja o dane akurat martwić się nie musiałem - te najważniejsze mają swoją kopię zapasową, a w razie czego - w komputerze trzymane są na oddzielnych dyskach twardych niż system, więc w razie czego możliwe jest ich odzyskanie.  Moim błędem było jednak to, że zamiast na spokojnie zaplanować sobie rollback do stabilnej wersji, z przekopiowaniem wszystkich danych, odkładałem to w nieskończoność "bo przecież działa".

No. Aż w końcu przestało.

W pewnym momencie system stwierdził po prostu, że... przestanie mnie wpuszczać za ekran blokady. Nie i już. Żaden użytkownik nie mógł się zalogować, nie dało się odpalić systemu w trybie awaryjnym, a bo zbootowaniu do ekranu naprawy Windows 11 radośnie ogłosił, że on tu żadnego punktu przywracania to nie widzi w ogóle co ja mu tu gitarę zawracam.  Żeby było jeszcze zabawniej - troubleshooting przypadł akurat na moment, w którym jeden z bezpieczników (od światła, spokojnie) postanowił się poddać i zaczął sypać iskrami. Innymi słowy - miałem bardzo udany weekend.

Jak już wspomniałem - cały czas chodzi tu o główną maszynę, na której piszę, montuję filmy etc. Wizja braku dostępu do niej była więc mało optymalna. Finalnie jedyną opcją pozostał powrót do wersji startowej Windowsa (jest taka możliwość z zachowaniem plików), a następnie - czysta instalacja nowego systemu. Co ciekawe, nagle mój komputer przestał spełniać wymogi Windowsa 11, chociaż pół roku wcześniej wszystko było cacy. Cóż, nie kłóciłem się z nim, więc finalnie skończyło się n rollbacku do Windowsa 10 (w sumie bardzo ciekawa sprawa, różnica jest większa niż się spodziewałem). Innymi słowy, to co mogłem zrobić na spokojnie, musiałem robić w pośpiechu, bo komputer potrzebny był w sprawnym stanie praktycznie na wczoraj.

Jeżeli więc ktoś jest w takiej samej sytuacji - naprawdę lepiej nie czekać na to, aż się coś zepsuje. Osobiście dalej uważam, że Windows jest na tyle dopracowany, na ile może być i sam nie miałem z nim nigdy poważniejszego problemu. To, co stało się niedawno to wynik moich własnych zaniedbań i, jak wspomniałem na początku, za swoje błędy trzeba zapłacić. Jeżeli więc ktoś jeszcze używa Windowsa 11 w Dev (a patrząc na to, ile takich wątków jest w sieci, takich osób jest sporo), naprawdę warto poświęcić czas na to, by uporządkować te kwestie.

Zanim komputer stwierdzi "haha, dziś nie popracujesz".

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu