Recenzja

"Morbius" jest fatalny, ale to wcale nie najgorszy film Marvela

Konrad Kozłowski
"Morbius" jest fatalny, ale to wcale nie najgorszy film Marvela
Reklama

Prawie wszystkie negatywne komentarze, jakie przeczytacie o "Morbiusie" są prawdziwe. To nie jest dobry film i chyba nikt nie spodziewał się czegoś innego, ale dlaczego jednym tytułom to wybaczamy, a innym nie?

Po seansie "Morbiusa" i zapoznaniu się z dziesiątkami opinii oraz komentarzy na jego temat zaczynam mieć wrażenie, że niektórzy jadę po tym filmie (wybaczcie sformułowanie, ale chyba nic innego lepiej nie oddaje tego zachowania) tylko dlatego, że to popularna opinia. Owszem, niektórzy wyszli z kina zadowoleni i też wspominają o tym w Internecie, ale jestem totalnie zaskoczony dysonansem, jaki rysuje się pomiędzy odbiorem "Morbiusa" i "Venoma 2". Ten drugi film również nie został dobrze przyjęty, ale nie pamiętam, by jego premierze towarzyszyło tak wiele krytycznych ocen i narzekań. Jeśli miałbym zestawić obydwie produkcje obok siebie, to bez wątpienia wolałbym obejrzeć "Morbiusa" (ponownie w IMAX, bo tam chyba sprawia lepsze wrażenie), aniżeli drugiego "Venoma". To znaczy, jeśli ktoś by mnie do takiego wyboru zmuszał.

Reklama

Venom > Morbius > Venom 2

Problem leży bowiem w tym, że najwyraźniej Venomowi upiekło się z kilku powodów. Po pierwsze, poprzedni film wypadł lepiej, niż się spodziewano i ta pewna sympatia do bohatera pozwalała nowszej odsłonie więcej wybaczyć. Nawet jeśli w kontynuacji nie działało to, co sprawiło, że pierwszy "Venom" był całkiem znośny. Mowa między innymi o elementach humorystycznych i relacji Brocka z Venomem - za drugim razem nie udało się zachować odpowiedniego balansu i napisać zabawnych wymian zdań, jakby robił to ktoś kompletnie bez wyczucia. Pozostałe kwestie, jak dziurawa fabuła czy koszmarny przeciwnik w postaci filmowej Carnage, sprawiały, że chciałem by film skończył się jak najszybciej. Ten film to totalny chaos, jakby nikt nie panował nad tym, co dzieje się na planie, a później, co wyjdzie z montażowni.

"Morbius" cierpi na wiele tych samych problemów, choć ma też swoje własne. Jared Leto stara się uczynić z głównej postaci kogoś, kogo będziemy próbowali zrozumieć, może zaczniemy mu kibicować, ale jego własne możliwości i scenariusz mu na to nie pozwalają. Pozostałe postacie w tym filmie nie są nawet drugo-, a raczej trzecioplanowe. Nie wiemy o nich niemalże nic, nie mamy szansy ich poznać i tylko wpasowują się w szablony tych dobrych albo tych złych albo tych pośrodku. Do pierwszej grupy należą znajoma/przyjaciółka Morbiusa Martine Bancroft  (Adria Arjona) oraz Emil Nikols (Jared Harris), z pierwszej do drugiej wędruje Milo (Matt Smith), a do ostatniej przypiszemy dwóch policjantów: agent Rodriguez (Al Madrigal) i Simona Strouda (Tyrese Gibson). Lista jest dość krótka, a postacie tak nijakie, że wspomagałem się listą obsady, żeby móc przywołać ich imiona i nazwiska.

Taki Morbius mógłby powstać 20 lat temu. Dzisiaj powinien być lepszy

W filmie nie brakuje uproszczeń i skrótów, a miejscami logika wydaje się totalnie nieobecna w tym świecie. Dobrze, że nie próbowano umieścić więcej humoru, bo to sprowadziłoby film na obszary zajmowane przez "Venoma". Szkoda, że tam, gdzie pozwolono sobie na żarty, też nie wszystko się udawało - jak chociażby linia "I am Venom." wypowiadana przez Morbiusa, którą pokazano w zwiastunie, a w kinie w całości zdradzają ją napisy, jeszcze zanim padną te słowa. Efekty specjalne umieściłbym na podobnym poziomie, co obydwie odsłony "Venoma", więc tak - jest to pewna wycieczka do czasów 2000. Całość wydaje się być wręcz produktem właśnie z tamtego okresu, który czekał na swoją kolej do pokazania w kinie.

Morbius w MCU - czy to w ogóle potrzebne?

"Morbiusa" nie ratują sceny po napisach, które sięgają po znaną z MCU i filmów o Spider-Manie postać. Wygląda mi to na tani zabieg podniesienia atrakcyjności filmu dla widowni, która nie będzie zadawać zbyt wielu pytań. Bo skąd to zadowolenie u Adriana Toomesa, którego wyrwano ze świata z jego żoną i córką? I jakim cudem zdołał przygotować taki sam kostium Vulture’a? Studio ma ewidentny problem z umiejscowieniem swojego uniwersum, ponieważ przynależność Venoma do MCU nie wypada tak atrakcyjnie, jak oczekiwano i po takim "Morbiusie" trudno wyobrazić sobie sytuację, w której Marvel chciałby sięgnąć po postacie z filmów Sony.

Zgodzę się, że "Morbius" zawodzi, ale nie napiszę, że to najgorszy film z superbohaterem Marvela. Daleko szukać nie trzeba, bo w tej samej lidze wspominany "Venom 2: Carnage" był po prostu słabszy. Jeśli ktokolwiek pisał o tym filmie, jako o lekkiej rozrywce i odmóżdżaczu na weekendowe popołudnie, to "Morbius" może mieć >odrobinkę< więcej do zaoferowania.  Pytanie, co zrobi teraz Sony, które nadal nie jest w stanie nakręcić czegoś, co będzie aż się prosiło o włączenie do MCU w następnych filmach. Końcówka "Morbiusa" sugeruje, że następna część może szybko powstać, ale czy na tę kontynację ktokolwiek czeka?

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama