Kiedy Apple wprowadzało do sprzedaży swój akumulator MagSafe, wielu śmiało się z tego kuriozalnego pomysłu. Miałem przyjemność korzystać z niego wielokrotnie w podróży. I dla mnie to najwygodniejszy ze wszystkich power banków, jaki można zabrać w drogę.
Przez lata przerobiłem cały szereg power banków. Przygodę z nimi rozpocząłem od wielkich, ciężkich, konstrukcji które pozwalały mi ładować telefon do pełna kilkukrotnie. Później stopniowo zamieniałem je na coraz mniejsze — i w ostatnich latach byłem wielkim fanem indukcyjnych sprzętów od Mophie, za pośrednictwem których regularnie ładowałem telefon w podróży. Te jednak sprawdzały się przede wszystkim w samolotach i pociągach, kiedy można było telefon ułożyć płasko i z niego nie korzystałem — w przeciwnym razie były średnio praktyczne i kabel był jednak niezbędny. A to po prostu mało wygodne rozwiązanie, zwłaszcza latem — bo zimą mamy kurtki i zapas kieszeni. Można się śmiać z MagSafe Battery Pack od Apple, ale prawda jest taka, że pomijając całą kuriozalność związaną z ceną tego produktu - to najwygodniejszy power bank, z jakiego kiedykolwiek korzystałem. A tę wygodę doceniam zwłaszcza w podróży.
Przyklejasz i ładuje. A do tego waży niewiele
Największym asem w rękawie MagSafe Battery Pack jest wygoda związana z jego użytkowaniem. Tak, to mała bateria. Nie, nie naładujemy nim smartfona kilka razy gdy jedziemy pod namiot. Ale nie takie jest jego założenie. To akcesorium które ma być wygodne w użyciu, poręczne i poratować nas w sytuacjach kiedy iPhone się rozładowuje, a my nie mamy możliwości usiąść przy gniazdku i go naładować. Zresztą biorąc pod uwagę jak bardzo Apple jest w tyle w kwestii szybkiego ładowania - to bez większego znaczenia, bo musielibyśmy przy nim spędzić kilka godzin ;). Naładowanie do pełna iPhone'a 13 Pro to około 2 godzin.
I wiecie co? Mimo że sam byłem nieprzekonany, to biję się w pierś. Bo to najwygodniejszy power bank z jakiego kiedykolwiek korzystałem. Zwłaszcza gdy jestem "w drodze". Bateryjka waży niewiele, wygodnie "przykleja" się do smartfona za pośrednictwem MagSafe'a — a cała konstrukcja waży tyle co nic (115 gramów). Jest poręczna, wciąż można komfortowo korzystać ze smartfona, a w tle ładujemy urządzenie i nie musimy obawiać się tego, że zaraz zostaniemy bez dostępu do nawigacji, muzyki, podcastu, płatności zbliżeniowych, dokumentów czy komunikatorów. Telefony są naszym oknem na świat — dlatego ich rozładowanie okazuje się coraz częściej problemem, z którym wolimy się nie musieć zmagać.
Największym problemem MagSafe Battery Pack nigdy nie była pojemność
Bateryjka od Apple była dość mocno krytykowana już od pierwszych zapowiedzi. I nie będę udawał że jestem zaskoczony - no pomysł to przecież kuriozalny. Jest tak niewielka, że nigdy nie była nawet w stanie naładować do pełna najmniejszych iPhone'ów. Tym bardziej nie daje sobie rady z iPhone 15 Pro, o Maxie nawet nie wspominając. A jakby tego było mało — kosztowała fortunę, a wraz z tym jak Apple podnosiło ceny produktów bazując na kursach walut - jeszcze zdrożała. Koszmarnie wyceniony produkt, który w dodatku jeszcze zniknął z oficjalnej dystrybucji Apple po zapowiedzi iPhone'ów z USB-C — i nie doczekał się następcy.
Nie zgadzam się jednak z tym, że problemem z akumulatorkiem jest jego pojemność. Ta jest niewielka — ale dla mnie to po prostu produkt, którego nie traktuję jak "mobilnego gniazdka". Jeżeli wiem że nie będę miał dostępu do prądu przez kilka dni, to najzwyczajniej w świecie do plecaka pakuję ogromny power bank, a teraz pod namiot można przecież wybrać nawet solarne. Te jednak swoje ważą. MagSafe Battery Pack jest mały, lekki, poręczny - i ratuje w kryzysowych sytuacjach doładowując baterię iPhone'a 15 Pro nieco ponad 50%. Dla mnie - w zupełności wystarczająco, bo to kilka(naście) godzin pracy — a nim miną wiem, że będę już miał możliwość naładowania sprzętu do pełna.
Niestety, dla ceny tego gadżetu nie ma żadnego usprawiedliwienia. I bardzo niepokoi mnie brak oficjalnego zastępcy, tym bardziej że konkurencja nie śpi i serwuje podobne urządzenia - jednak gdzie nie spojrzeć, jest ciężej. W przeciwieństwie do "zwykłych" indukcji nie ma obaw że coś się zsunęło i przestało ładować, wygodnie trzyma się całą konstrukcję w dłoni, a i nie ciąży ona jakoś specjalnie po włożeniu do kieszeni spodni. Dla mnie to idealny produkt, bo nigdy nie zdarzyło mi się, bym będąc cały dzień poza domem potrzebował więcej niż tych 150% baterii w iPhonie. Problem polega jednak na tym, że powinien kosztować co najmniej połowę tego, co "krzyczało" sobie za niego Apple.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu