Coraz więcej uwagi poświęcam temu, co dzieje się na Wschodzie. Zachodnia Europa, a przede wszystkim USA to nadal ciekawe regiony z naszego punktu widz...
Coraz więcej uwagi poświęcam temu, co dzieje się na Wschodzie. Zachodnia Europa, a przede wszystkim USA to nadal ciekawe regiony z naszego punktu widzenia, to w Dolinie Krzemowej nakręcany jest biznes IT, ale obok wydarzeń w Indiach, Chinach czy innych ludnych krajach azjatyckich nie można przejść obojętnie. Kolejnym dowodem działania Facebooka. W Indiach.
Czy można bagatelizować państwa, w których żyje łącznie 2,6 mld ludzi (Indie+Chiny)? Pytanie retoryczne, chyba, że ktoś nadal żyje w przeświadczeniu, że Europa jest centrum świata i wszystko co ważne, dzieje się w Brukseli, Atenach albo w Kijowie. O polityce i całej gospodarce nie zamierzam tu pisać, skupiamy się przecież na IT. A to i tak wystarczy, by pokazać, jak świat nowych technologii rozwija się w Azji, jak ważny jest to kontynent dla tego biznesu. I to na dwóch płaszczyznach. Pierwsza to rozwój nowych technologii - pisałem niedawno, że za jakiś czas specjaliści mogą szukać pracy w Chnach, ciągle informujemy o rozwoju tamtejszych firm. Rosną w siłę, zaczynają tworzyć własne technologie, spoglądają z dużym apetytem na świat Zachodu, który prędzej czy później będą chcieli podbić: komputerami, smartfonami, serwerami, serwisami, e-handlem...
Druga płaszczyzna to rynek zbytu. Firmy od dawna nie patrzą już na azjatyckie kraje wyłącznie przez pryzmat taniej siły roboczej, której nie zaoferuje się produktów, bo jej na to nie stać. Dzisiaj zachodnie firmy walczą o to, by zaistnieć na chińskim rynku, bo to grubo ponad miliard klientów. Coraz bogatszych klientów. Skupię się teraz na tej drugiej płaszczyźnie, bo ciekawe wieści docierają z Indii - Mark Zuckerberg nie pozostawił wątpliwości, iż zamierza tam budować potęgę Facebooka. Cofnijmy się jednak o kilka kwartałów.
Pamiętacie inicjatywę Internet.org? Pisaliśmy niejednokrotnie o tym przedsięwzięciu - Facebook w towarzystwie innych gigantów świata IT zadeklarował, że będzie dostarczał Internet tam, gdzie jeszcze go nie ma. A prawda jest taka, że do Sieci podłączona jest na razie mniejsza część populacji. W grudniu pisałem, że dostęp do tego medium mają 3 mld osób, czyli mniej niż połowa mieszkańców naszej planety. Zuckerberg i spółka zapowiedzieli, że pomogą "zinternetyzować" świat, bo to poprawi los ludności. Zdobędzie ona dostęp do informacji, wiedzy, narzędzi, które można wykorzystać, by poprawić swoje położenie.
Szybko pojawiły się pytania, czy faktycznie chodzi tylko o działania charytatywne i czy niedożywionym mieszkańcom Afryki potrzebny jest akurat dostęp do Internetu. Inicjatywę krytykował np. Bill Gates, który o wspieraniu ubogich wie całkiem sporo. Ta kwestia zeszła jednak na dalszy plan, a przyczynił się do tego m.in. fakt, iż podobne plany (szerzenia Sieci) ogłosiło Google, wkrótce okazało się, że to będzie wyścig na drony, satelity krążące nad Ziemią, sojusze wielkich i małych firm. Zrobiło się ciekawie, więc nie było czasu pytać o powody i cele.
Internet.org rozpoczął działalności i pojawił się w Afryce oraz Ameryce Łacińskiej. Podobno w ramach projektu udało się już podłączyć do Sieci kilka milionów osób. A wiem to z bardzo ciekawej wypowiedzi Zuckerberga:
Całości tłumaczyć nie będę, ale lekturę polecam. Jaka jest najważniejsza informacja? Internet.org rozpoczyna działalność w Indiach. W kraju, o którym szef Facebooka mówi, że bez dostępu do Internetu żyje miliard (podkreślę: MILIARD) osób. Wyobrażacie sobie ten potencjał? Dotarcie do tych ludzi i zaoferowanie im swojej usługi (owocne) może być punktem zwrotnym w historii każdej firmy - niebieski serwis społecznościowy nie jest tu wyjątkiem. On może być najlepszym przykładem.
Z ostatniego raportu kwartalnego dowiedzieliśmy się, że z Facebooka korzysta obecnie prawie 1,4 mld uzytkowników. Mniej niż połowa osób posiadających dostęp do Sieci. Niby można powalczyć o tę drugą połowę, ale... Część osób nie jest zainteresowana serwisem, część żyje w krajach, w których fb przegrywa z silną lokalną konkurencją i to się prędko (lub w ogóle) nie zmieni, jeszcze inni niby są internautami, ale dostęp do Sieci mają utrudniony - kiepski materiał na użytkownika. Serwis ma zatem problem i to widać - dynamika rozwoju spada. Rozwiązanie? Zrób sobie internautów. I daj im od razu Facebooka.
Inicjatywa Internet.org ma początkowo wystartować w sześciu indyjskich stanach. Partnerem będzie działajaca na tamtejszym rynku firma telekomunikacyjna Reliance Communications. Czy to oznacza, że mieszkańcy tych "wyróżnionych" stanów otrzymają darmowy dostęp do całych zasobów Sieci? Dochodzimy do sedna sprawy. Na usługę składa się kilkadziesiąt darmowych serwisów, w których dominują te dotyczące edukacji, zdrowia, komunikacji, szukania pracy. Jest i Wikipedia i BBC News i... Facebook. Dla niektórych to "oczywista oczywistość": nie ma nic za darmo - Zuckerberg daje Internet, więc chce na tym skorzystać. Inni kręcą nosem.
Chodzi przede wszystkim o to, jak Zuckerberg i jego towarzysze przedstawiają swoje działania. Chcą uchodzić za dobroczyńców, którzy dostarczają ubogim wspaniałe narzędzie do rozwoju, a tymczasem widać wyraźnie, że chodzi głównie o kasę. Jednocześnie pojawiają się pytania, czy Internet.org faktycznie dostarcza darmowy Internet - przecież kilkadziesiąt stron wybranych przez organizację nie jest globalną Siecią. To jakaś proteza, która może zachwiać rozwojem Internetu. Jeśli giganci IT zdecydują, które strony mają być darmowe dla milionów (miliardów?) ludzi, to czy można nadal mówić o uczciwej rywalizacji w tym biznesie?
Zdania będą pewnie podzielone. Jedni stwierdzą, że działania Facebooka są dowodem na funkcjonowanie wolnego rynku, ktoś po prostu zamierza go zagospodarować. Przy okazji powtórzy się, że lepsza taka Sieć niż żadna, a za darmo nie ma nic - chcesz się uczyć, to przy okazji załóż konto na Facebooku. Przecież to nie zaszkodzi, może jeszcze pomóc. Jeżeli chcemy, by świat stał się w całości internetową wioską, to trzeba kibicować inicjatywom typu Internet.org. Przeciwnicy powiedzą pewnie, że mieliby mniej zastrzeżeń, gdyby przedsięwzięcie nie budowało otoczki niesienia pomocy i rozwijania ubogich regionów: powiedzcie wprost, że chodzi o kasę. Taką dyskusję jeszcze niejednokrotnie usłyszymy. Tymczasem...
Tymczasem muszę napisać, że Zuckerberg naprawdę ciekawie rozgrywa tę partię. Ciach i nagle znalazł się w Indiach, o których niejednokrotnie pisałem już, że to intrygujący rynek. Zaczyna się tam boom na sprzęt mobilny, a gdy w rękach setek milionów ludzi znajdą się smartfony, to wypadałoby dać im Internet. Pojawia się rycerz na białym koniu, który umożliwia darmowy dostęp do medium. Google i SpaceX mogą snuć plany zdobycia orbity, Zuckerberg w tym czasie powiększy liczbę użytkowników Facebooka o kilkaset milionów. I jeszcze bardziej rozwinie się na rynku reklamy mobilnej, która będzie przynosić miliardy dolarów zysku.
Niebieska firma coraz bardziej mnie zaskakuje - patrzą w przyszłość i to odległą, inwestują w rzeczy, które powinny przynieść naprawdę spore zyski. Część akcjonariuszy może tego nie rozumieć i spyta po co Zuckerberg pakuje kasę w darmowy Internet w Indiach, ale długodystansowcy powinni być zadowoleni - dobroczynność Facebooka w końcu się opłaci...
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu