Google znajduje się w nieciekawej pozycji. Niekorzystne dla firmy prawo jest włąśnie wprowadzane w Europie i Australii. Microsoft postuluje, by teraz obowiązywało ono także w Stanach Zjednoczonych.
Czy Microsoft chce, by wyszukiwarka Google znikła ze Stanów Zjednoczonych? Na to wygląda
Telenowela pt. "Google kontra lokalne media" trwa. Krótkie wprowadzenie dla wszystkich, którzy nie śledzili tematu brzmi następująco: W różnych miejscach na świecie jednocześnie trwają procesy legislacyjne mające na celu uregulować współpracę pomiędzy Google a podmiotami tworzącymi treści, czyli w dużej mierze - portalami internetowymi. Według Google sytuacja wygląda w ten sposób, że obecnie ta współpraca przynosi obopólne korzyści - Google ma zyski z tego, że ludzie używają jego wyszukiwarki, a portale zyskują z niej gigantyczny ruch. Jednak według mediów Google korzysta z tworzonych przez nie treści bez żadnych regulacji (w końcu nikt w link klikać nie musi), a one nie dostają w zamian odpowiedniego wynagrodzenia. W Europie i Australii powstały więc projekty, mające zmusić Google do współpracy z twórcami treści i odprowadzania odpowiednich opłat za korzystanie z ich materiałów.
Sytuacja rozwija się obecnie na dwa sposoby. Z jednej strony w Europie (konkretnie, we Francji) Google poszło na ugodę i zgodziło się umówić z największymi wydawcami. Z drugiej strony mamy jednak przykład Australii, gdzie Google powiedziało "STOP" i zagroziło, że jeżeli prawo wejdzie w życie, gigant odetnie kraj od swojej wyszukiwarki. Teraz do sporu włączyła się firma z Redmond.
Microsoft: Stany powinny skopiować pomysł Australii
W bardzo długim wpisie na blogu Microsoftu, jego prezes - Brad Smith - opisał dokładnie, dlaczego jego zdaniem Stany Zjednoczone powinny pójść właśnie australijską drogą, jeżeli chodzi o ustalanie relacji na linii Google - media. W swoim wywodzie Smith podaje przykłady, w których "nowe media" w postaci portali społecznościowych były wykorzystywane jako narzędzie manipulacji (wybory prezydenckie w stanach w 2016 r.), siania dezinformacji (szturm na Kapitol) czy nienawiści na wielu frontach. Jednocześnie Smith przytacza, że social media i internet sprawiają, że tradycyjne media, będące w jego mniemaniu fundamentem demokracji, są zmuszone ograniczyć swoje działanie. Według jego danych dochody branży spadły od 2000 roku o 70 proc., zatrudnienie zostało zredukowane o połowę, a ponad 2000 tytułów znikło z rynku.
Remedium na taką sytuację jest według Smitha jedno - wprowadzić w Stanach Zjednoczonych ustawę na wzór australijskiej. Prezes Microsoftu ocenia taki ruch jako konieczny dla zachowania wartości, na których oparta jest demokracja. Jednocześnie poświęca bardzo dużo miejsca na opisanie, jak bardzo nie zgadza się z reakcją Google i Facebooka na pomysł wprowadzenia regulacji w tamtym kraju. Szczególnie odnośnie Google, które, jak wspomniałem, chce wycofać usługę wyszukiwania dla obywateli Australii. Oczywiście, Smith zaznacza, że w przypadku USA nie powinno być niektórych zapisów, jak ograniczenie się do tych dwóch podmiotów (oba wymienione są w Australijskiej umowie z nazwy). Przepisy mają więc dotknąć wszystkich po równo.
Zamiast Google wszyscy będą używać Bing
Oczywiście, zatroskanie Smitha odnośnie sytuacji wolnej prasy można wziąć w całości jako dobrą monetę. Czytając jego oświadczenie nie da się jednak nie zauważyć, jak bardzo pomiędzy wierszami przemycany jest przekaz o tym, że oprócz Google istnieje jeszcze jedna wyszukiwarka, która nie tylko jest gotowa spełniać założenia modelu australijskiego, ale wręcz - chce wspierać wolną prasę. Oczywiście - jest to Bing. W przypadku sytuacji na kontynencie po drugiej stronie globu Smith zaznaczył, że wyszukiwarka z chęcią spełni normy założone przez tamtejszy rząd, nawet jeżeli nie jest wymieniona w ustawie. Powstaje więc pytanie, co stanie się, jeżeli taka legislacja zostałaby skopiowana w przypadku USA?
Warto tu wspomnieć, że Australia ma niecałe 25 mln mieszkańców, mniej niż chociażby Polska, więc o ile wyłącznie wyszukiwarki w tamtym regionie byłoby dla Google stratą, nie byłaby ona tak bolesna jak konieczność odcięcia od niej całych Stanów Zjednoczonych (328 mln mieszkańców). Widać więc, że żadne z rozwiązań nie jest dla giganta korzystne i w obu sytuacjach traci. Mogę tylko zgadywać, co dzieje się za zamkniętymi drzwiami Białego Domu, ale nie mogę oprzeć się przekonaniu, że kwestia wolnych mediów (podnoszona przecież też u nas, ale z zupełnie innego powodu) jest idealną wymówką by za pomocą prawa osłabić konkurencję.
Jeżeli marzenia Microsoftu się ziszczą i Stany Zjednoczone rozpoczną pracę nad podobnym projektem, możemy spodziewać się naprawdę sporego zawirowania na rynku, które naprawdę ma szanse zburzyć obecny status quo. Nad Google zbierają się ciemne chmury.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu