Walka Epic Games z gigantami trwa w najlepsze. A Tim Sweeney nieustannie buduje wokół tego narrację rycerza na białym koniu walczącego ze złymi korporacjami
Miłości między Apple, a Epic Games, nie było, nie ma i... prawdopodobnie nigdy nie będzie. Każdy walczy o swoje, a Epic Games postanowiło być tym niepokornym, który chce zmienić zasady gry i rozdawać karty po swojemu. Nigdy nie ukrywałem, że wszystkie działania twórców Fortnite w tej sprawie są dla mnie podszyte chamstwem i niekończącą się hipokryzją. Nie, nie uważam by podział zysków w App Store był specjalnie korzystny dla twórców — chociaż sytuacja wygląda coraz lepiej. Epic w swoich postulatach cały czas wymawiało się małymi twórcami — i od nich Apple będzie teraz ściągać nie 30%, jak miało w zwyczaju pobierać od wszystkich, a 15%. A żadną tajemnicą nie jest, że Epic Games chce mieć Fortnite w App Store — w końcu mimo iż iOS posiada znacznie mniejszą bazę użytkowników niż Android, jego zarobki są nieporównywalnie większe.
Problem polega jednak na tym, że chce mieć Fortnite'a w sklepiku Apple i cieszyć się specjalnym traktowaniem — jakie oferują mu m.in. twórcy konsol. Tutaj takich cudów nie ma, więc frustracja narastała w Sweeneyu od lat — aż w końcu zaczął coś z tym robić, powiedział w rozmowie z CNN Business. No i latem ubiegłego roku rozpoczął swoją wielką krucjatę przeciwko Apple, chcąc zmusić giganta z Cupertino do implementacji alternatywnych sklepów oraz form płatności. W domyśle: takich, które pozwolą uniknąć oddawania im tak dużej prowizji.
Na tę chwilę Epic Games nie chwali się szczegółami — nie wiadomo ile kosztują ich działania prawne w związku z wytoczeniem procesu Apple, ale prawdopodobnie wierzą, że im się to opłaci. Poza dodatkowymi kosztami należy też doliczać to, czego nie zarabiają — a przecież żadną tajemnicą nie jest to, że Fortnite był jedną z najgorętszych gier w App Store i przynosił ogromne zyski. Z wyliczeń Sensor Tower wynika, że od debiutu do dnia zdjęcia ich ze sklepu — gracze wydali ponad 1,2 miliarda dolarów. A warto też pamiętać o tym, że Apple chciało wyrzucić z hukiem nie tylko Fortnite'a, ale też zablokować narzędzia dostarczane przez Epic Games. Jedne z najpopularniejszych na świecie. Efekt? Twórcy decydują się ich unikać w obawie, że może dojść do sytuacji, w której będą one nieużywalne w ekosystemie Apple:
Ale przecież Epic rzuciło rękawicę nie tylko Apple, ale także i Google — chociaż nie do końca rozumiem o co toczy się tamtejsza walka, skoro od lat można bez problemu pobrać grę z innych źródeł. To znaczy — zakładam że chodzi najzwyczajniej o to, że żadna inna platforma nie daje takiej widoczności, jak najpopularniejszy sklep z aplikacjami. Stawka jest wysoka — bo w dużej mierze może to zmienić przyszły krajobraz świata gier i aplikacji. Sweeney wierzy w swój sukces i to, że ich walka pozwoli wydeptać nowe ścieżki i zmienić krajobraz branży.
Wszystko to brzmi pięknie — ale jednak przyglądając się sytuacji bliżej, w działaniach Sweeneya widzę piękny PR i od groma hipokryzji. Bo jakkolwiek pięknie nie brzmi walka z korporacjami i lepszą przyszłość dla maluczkich, to jednak Epic Games udowodniło już swoimi działaniami że oni walczą tylko na tych frontach, gdzie zyski / specjalnie dla nich przygotowane oferty ich nie satysfakcjonują. Przecież jakby nie patrzeć, wywalczyli już o połowę mniejsze stawki dla najmniejszych. Teraz walka trwa o to, by osłabić pozycję gigantów. No ale na potyczki sądowe i rozstrzygnięcia poczekamy jeszcze co najmniej kilka miesięcy...
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu