Nowa aplikacja społecznościowa Donalda Trumpa już działa. Od razu okazuje się, że moderacja ma konkretne wytyczne, co może pojawiać się w serwisie.
Jakiś czas temu mogliśmy zaobserwować spore zainteresowanie tworzeniem "klonów Facebooka", w czym wybitnie pomogła nasza rodzima Albicla. W przypadku polskiego serwisu głośno było o tym, że nasi redakcyjni koledzy "zarobili" na nim bana za to, co robili... poza tym serwisem. Nieźle, jak na portal bez cenzury. Dlatego też, jeżeli ktoś mówi, że tworzy "wolną alternatywę dla Facebooka", ciężko mi jest myśleć o tym inaczej, niż jako o serwisie, w którym cenzury nie będzie, ale tylko dla poglądów, które wyznają sami twórcy. Truth Social jeszcze przed premierą idealnie się w ten schemat wpisywała, chociażby zatrudniając związaną z serwisem Parler agencję moderacyjną Social Hive. Nikogo więc nie zaskoczy, że przeczucia się potwierdziły.
Truth Social - wybrana prawda dla wybranego grona osób
Pomimo tego, że Truth Social zaliczyło opóźnienie oraz problemy techniczne, niektórym użytkownikom udało się założyć tam konto. I oczywistym jest, że część z nich będzie testowała to, jak działa serwis i jego moderacja. Jeżeli Truth Social miało być bardziej liberalną alternatywą dla Twittera, to coś nie wyszło. Pokazuje to chociażby przykład Matta Ortegi, który został wyrzucony z serwisu za nazwę użytkownika, czyli "@DevineNunesCow". Takie samo konto istnieje na Twitterze i jest to żartobliwe nawiązanie do Devina Nunesa, byłego republikanina a obecnie CEO Truth Social. Konto o identycznym nicku znajduje się na Twitterze, pomimo tego, że Nunes chciał pozwać Twitter o jego usunięcie. Widać więc że w Truth Social panują ostrzejsze zasady.
Z racji na to, że póki co jeszcze bardzo niewiele osób dało radę zalogować się na Truth Social, nie wiadomo, jak dokładnie wygląda moderacja istniejących już treści. Chętnie przyjrzę się temu, jak wygląda tam dyskusja na tematy bliskie Trumpowi, czyli imigracji do Stanów Zjednoczonych, szczepionek, wyborów, Rosji czy współpracy z Chinami. W miarę wiemy, co były POTUS ma w tej kwestii do powiedzenia, więc będziemy mogli ocenić, jakie posty przechodzą przez moderację, a jakie uznawane są za "niezgodne z prawdą". Oczywiście, w tym miejscu zaznaczam, że moderacja jest niesamowicie istotna i bez niej Truth Social skończyłoby jak Albicla z największym stężeniem kont JP II na pixel kwadratowy. Jednak regulamin Truth Social już od startu wydaje się być bardziej restrykcyjny niż chociażby ten z Twittera. Zabronione jest chociażby... dyskredytowanie Donalda Trumpa.
Jak będzie - zobaczymy. Ci, którym udało się zalogować (przypominamy, że Truth Social dostępne jest obecnie wyłącznie na terenie US i tylko na urządzeniach Apple) na pewno będą dokładnie sprawdzać, jakie wytyczne dostali moderatorzy. Nie życzę nikomu źle, ponieważ duże korporacje stojące za Twitterem, Facebookiem czy TikTokiem mają swoje za uszami jeżeli chodzi o moderowanie treści i promowanie poszczególnych idei. Natomiast ciężko mi uwierzyć, że Truth Social będzie w tej kwestii wyjątkiem.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu