Recenzja

Komediowy chaos tylko dla zdesperowanych. Thunder Force - recenzja

Konrad Kozłowski
Komediowy chaos tylko dla zdesperowanych. Thunder Force - recenzja
Reklama

Jeżeli oglądaliście poprzednie filmy Bena Falcone i dobrze się bawiliście, to "Thunder Force" będzie czymś dla Was. W przeciwnym razie nie wiem, czy to będzie dobra rozrywka na weekend, choć film miewa swoje momenty.

Jak może wyglądać film, który jest zlepkiem kilku(nastu) stereotypów z superbohaterskich produkcji i jednocześnie próbować być czymś zupełnie nowym? "Thunder Force" jest intrygującą wariacją nabijającą się niejako ze znanych nam herosów, ale stara się też nieść ze sobą pewne wartości i dobrą zabawę. Taki miks jest dość trudny w odbiorze, chyba że potraktujecie całość ze sporym przymrużeniem oka (ale wciąż otwartym!) i nie będziecie oczekiwać po tym filmie zaskakujących zwrotów akcji.

Reklama

Wielkie hity na Netflix w 2022. Polubicie Sony za te decyzję

W rolach głównych oglądamy Mellisę McCarthy oraz Octavię Spencer, a także Jasona Batemana i Bobby'ego Cannavale. Bardzo ciekawa obsada, jak na taki film, można by powiedzieć, bo o ile obie aktorki mogą kojarzyć się z tego typu rolami, tak Jason Bateman, a tym bardziej Bobby Cannavale nie przyzwyczaili nas do obecności w komediowych filmach akcji pokroju "Thunder Force".

Thunder Force to miks chyba wszystkiego, co znacie z filmów o superbohaterach


W nim oglądamy dwie supebohaterki, których rodowód mocy jest różny, ale połączone siły mają im pozwolić zapanować nad złem i występkiem szerzącymi się w mieście. Przyjaciółki z dzieciństwa nie są świeżakami - dysponują wyposażeniem, strojami i pojazdem jak na prawdziwych superbohaterów przystało, choć z ich skutecznością bywa różnie. Przyjaźnie też nie są wieczne, tak samo jak wrogie relacje i tutaj muszę przyznać, że byłem zaskoczony tym co zobaczyłem, ponieważ autorzy scenariusza ewidentnie postanowili namieszać we wszystkim, co się da. Nie tylko zaczerpnęli tak zwane origin story od znanych superbohaterów, ale także powtarzają niektóre sceny z innych produkcji. Taka inspiracja byłaby zabawna, gdyby całość była nieco bardziej uporządkowana i nie sprawiała wrażenia, że do scenariusza dorwał się ktoś z minimalnym doświadczeniem.

Jest pewien element filmu, który działa jak należy


Na słowa pochwały na pewno zasługuje chemia Melissy McCarthy i Jasona Batemana, którzy już wcześniej udowadniali, że są w stanie wykreować ciekawą i angażującą widza relację. Tym razem przyszło im to zrobić w utrudnionych okolicznościach, ale obydwoje stanęli na wysokości zadania. Szkoda, że nie zadziałało to tak dobrze w przypadku liderującego duetu oraz wielu dialogów, które są dziecinne i mało zabawne.

Superbohaterowie odchodzą na emeryturę, co potem? Zwiastun Dziedzictwa Jowisza od Netflix

Reklama

Czasami czułem się wręcz skrępowany poziomem humoru, który nawet przy takiej produkcji powinien był zostać lepiej dopracowany. Większość gagów i żartów mnie nie bawiła i nie odważę się napisać, że zamysłem twórców było przygotowanie wprowadzającej widza w konsternację atmosfery. Owszem, obecnych jest kilka trafiających w sedno scen lub ripost, ale to zdecydowanie za mało, by można było powiedzieć o osiągnięciu celu. A przecież już od samego początku seansu ma się nadzieję na dobry, lekki film, który wprawi nas w dobry humor.

Thunder Force powstał za szybko i bez przekonania


Reklama

Po stronie realizacji jest dokładnie tak, jak byście się tego spodziewali. Film wyśmiewa wiele charakterystycznych cech opowieści o superbohaterach, dlatego nie mogło zabraknąć komentarza na temat ich strojów oraz całego zaplecza pracującego na sukces. Czy mało satysfakcjonujący poziom efektów specjalnych też jest jednym ze środków przekazu? Nie czuję się przekonany, bo wygląda mi to raczej na połączenie ograniczonego budżetu oraz dziwnego pośpiechu w przygotowaniu filmu.

Kwiecień na Netflix – mnóstwo nowości, w tym dwie mocne polskie premiery

Ben Falcone nie zdołał przechylić szali na żadną ze stron - nie jest dający frajdę film o superbohaterkach, ani komedia o dwóch kumpelach, które nieźle bawią się ratując miasto. Jeśli natraficie na opinię, że najciekawszym bohaterem całości jest człowiek-krab, w którego wciela się Jason Bateman, to nie będę takim zdaniem zaskoczony. A szkoda, bo potencjał był.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama