Gdyby nie to, że istnieją kody do gier, wielu z nas zapewne nie ujrzałoby zbyt szybko napisów końcowych kultowych gier, prawda? Choć granie "na kodach" było uznawane przez niektórych za "lamerstwo", to na pewno było elementem pewnego folkloru wśród graczy. Żadna szanująca się gazeta o grach nie mogła żyć bez okresowego wrzucania kolejnych porcji "cheatów".
Kody do gier, granie na kodach, poszukiwanie ich były kiedyś zjawiskami nagminnymi. Starsi gracze pamiętają zapewne "Konami Code", który zapewniał odpowiedni zapas "żyć" m. in. w Contrze i pozwalał dzięki temu dotrzeć niemal bezboleśnie do napisów końcowych. To właśnie dzięki niemu po raz pierwszy mogłem zobaczyć końcowy etap, ubić "gluta" i popatrzeć na to, jak twórcy gry uznają mnie za "bohatera". Gdyby tylko wiedzieli, że trochę oszukiwałem... ale dziś już nie oszukuję. Udowodniłem to Wam w innym materiale.
Czytaj również: Nie, Contra wcale nie była trudna. Tylko za mało w nią grałeś
Nieco młodsi gracze będą pamiętać AEZAKMI - tak, GTA: San Andreas i kod "na życie". Jest jeszcze mnóstwo innych, których osobiście nie pamiętam, ale zapraszam do dzielenia się nimi w komentarzach. Raz się żyje przecież. Kult tego kodu urósł do takiej rangi, że nawet nasz narodowy wieszcz - Klocuch nagrał o nim piosenkę (będącą przeróbką Taconafide - Tamagotchi)
Nasze pokolenie AEZAKMI (ej)
Nic się nie rymuje z AEZAKMI, (ej)
Smutek kiedy trzeba iść do szkoły
Mama znowu do mnie gada o czymś, ło
Czytaj również: Przyszłoroczne średniaki będą tak mocne, jak tegoroczne flagowce
Ale ja nie o tym chcę z Wami rozmawiać (tak, pisanie na blogu jest swego rodzaju rozmową). Chodzi mi o to, co się stało z kodami do gier. Jakoś tak o nich ucichło, prawda? Gazetki o grach (których jest już jak na lekarstwo) nie publikują już kodów. Mało kto szuka już kodów do nowych gier. Na konsolach w ogóle ich nie ma, na pecetach coś tam jeszcze się znajdzie - wystarczy odpalić "konsolę". Ale tak ogółem - kody trochę umarły.
Kody do gier niekoniecznie są przeznaczone głównie dla graczy - musicie wiedzieć o tym (o ile nie wiecie), że taki produkt jak gra - musi zostać przetestowany. A testowanie późniejszych etapów bez możliwości szybkiego przeniesienia się do nich jest trudne. Tak samo jak ogrywanie tytułu o wysokiej trudności - wystarczy wpisać odpowiednie kody (które są wytworem deweloperów... dla deweloperów i testerów) i sobie nieco pracę ułatwić. Na tym rzecz polega. Jeżeli myśleliście kiedyś, że kody do gier to ukłon w stronę graczy, to trochę nie tak to działa. Z reguły producenci gier, po jakimś czasie od premiery publikowali kombinacje do przetestowania tak, aby mniej wprawieni gracze (lub żądni eksperymentowania) mogli sobie nieco rozgrywkę umilić.
No, dobra. Ale co się stało z kodami?
Wiecie, kiedyś gry były SERIO trudniejsze. Mam ostatnio fazę na Fallout 1 i 2 i muszę przyznać, że zabawa w tych tytułach to nie spacerek przez Pustkowia. Spacerek to był w Fallout 3, New Vegas (poza Kazadorami...) i w "czwórce". Nawet słabą postacią mogłem wyskoczyć na jakiegoś "koksa" i wykorzystując jakąś tam taktykę spuścić mu sowity wpierdziel. A potem zabrać jego graty i bawić się dalej. W Fallout 2, wyskoczenie na Franka Horrigana postacią o niskim levelu i ze słabym ekwipunkiem to samobójstwo. No, chyba, że sobie podrasujesz save'y (co często robiłem w Fallout 1 po wizytowaniu "Blasku" - kiedy to przez napromieniowanie ginąłem tuż po opuszczeniu lokacji). Oszustwo - ale jakże dla mnie ważne, skoro raz po raz grałem na jednym slocie zapisu gry...
Dzisiaj gry w zdecydowanej większości prowadzą gracza za rączkę, tłumaczą wszelkie mechaniki oraz proponują przeróżne tutoriale. Co więcej, jeżeli gdzieś utknęliśmy, gra prawdopodobnie postara się nas wyciągnąć z tego miejsca - żebyśmy się nie znudzili graniem. Poza tym, jest jeszcze internet i fora (albo Reddit), tam ludzie całkiem szybko rozpracowują nawet bardzo "nowe" tytuły i zapewniają pomoc w przypadku problemów z przejściem. Kiedyś było odrobinę inaczej pod tym względem, trzeba było poświęcić nieco więcej czasu na poszukiwania odpowiedzi.
I ostatecznie, gry wybaczają obecnie naprawdę sporo błędów. Tak jak w pierwszym Call of Duty ginąłem co chwilę, raz po raz, tak w najnowszej odsłonie uprawiam sobie jogging po mapie w trybie single player. Gry, może nie tyle straciły na tym uroku, ale po prostu dostosowały się do innego trochę konsumenta - dla którego liczy się rozrywka, ale niekoniecznie ogromne wyzwanie. Kiedyś gry robiło się z myślą o rozrywce, ale jednocześnie miało się na uwadze czynnik "wyzwania". Gra miała przykuć nas do monitora również za pomocą wyśrubowanego poziomu trudności.
Czytaj również: Huawei chyba jednak się nie pozbiera. Do sklepów trafiło aż 60% mniej telefonów chińskiego producenta
Cheaty niepotrzebne?
Wygląda na to, że deweloperzy uznali je za zbędne w procesie wydawczym gry - jestem pewien, że mają oni własne narzędzia do testowania gier, ale z tylko sobie znanych powodów ich nie publikują. Może to już nie są kody takie jakie znamy, lecz programy, które pozwalają poruszać się po świecie gry niczym bóg? Mimo wszystko, biorąc pod uwagę trendy w tworzeniu gier, nie tracimy zbyt wiele. Gry stały się prostsze, czasami można powiedzieć, że nawet "bezobsługowe".
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu