Felietony

Kiedyś wcale nie było lepiej

Paweł Winiarski

Pierwszy komputer, Atari 65 XE, dostał pod choinkę...

Reklama

To niesamowite, jak zmienia się technologia, a z nią świat. Owszem - wspomnienia mają dużą moc, ale mówienie że kiedyś było lepiej to jedynie tęsknota za dawnymi czasami, a nie logiczne porównanie tego, co było kiedyś i jest dziś.

Moje młodzieńcze życie ułożyło się tak, że w okolicach 2000 roku dużo jeździłem - przede wszystkim autobusami (choć zdarzały się również pociągi). Oznaczało to, że te kilka godzin w podróży trzeba sobie było w jakiś sposób umilić. Od zawsze lubiłem spędzać czas z muzyką, a słuchawki gościły na mojej głowie częściej niż czapki.

Reklama

Plecak pełen kaset i baterii

2000 rok, nie miałem wtedy jeszcze własnego disc-mana, a co dopiero odtwarzacza mp3. Ktoś w ogóle wiedział wtedy czym jest odtwarzacz mp3? Owszem - format był już obecny w Polsce, ale na komputerach, a nie małych pudełeczkach, w których Polacy zakochali się dopiero kilka lat później. W przypadku dłuższych wyjazdów zawsze brałem ze sobą plecak - a w nim kasety i baterie. Tak, ciężkie kasety, często bez pudełek by zajmowały jak najmniej miejsca. No i baterie paluszki, oczywiście do walkmana. Wygodnie, prawda? No niezbyt. O oglądaniu w podróży filmów czy seriali można było pomarzyć. No chyba że wycieczka i film puszczony przez kierowcę.


Przeleciałem właśnie około 5 tysięcy kilometrów, piszę ten felieton na lotnisku w Dubaju. Jestem w drodze na jedną z telefonicznych premier. W uszach bezprzewodowe słuchawki z redukcją hałasu, na smartfonie włączone Spotify, ja podłączony do lotniskowego WiFi, dobieram sobie kilka płyt na drugi lot - pobieram je na kartę pamięci. Na tę samą, na której pobrałem z Netfliksa kilka filmów i seriali - w tym trzeci sezon Narcosa, którego trzy odcinki obejrzałem już w podróży. W aplikacji Audioteki słucham biografii Steva Jobsa. Nie zabrałem czytnika, ale gdybym dołożył go do plecaka, miałbym przy sobie kilkadziesiąt-kilkaset książek.

17 lat to przepaść

Piszę ten felieton na kilkuletnim rMBP13, który jest jednym z najlepszych komputerów, jakie miałem. Niewielki, wygodny, z fantastycznym ekranem Retina. Mógłby trochę dłużej działać na baterii, ale spokojnie zrobię co mam zrobić trzymając sprzęt na kolanach. W 2000 roku były laptopy, ale nie dla szarego Polaka. U niego w domu stał (o ile już stał) monitor CRT i beżowa skrzynka (w moim przypadku P166 MMX). Minęło raptem 17 lat. Ah - zapomniałbym, że na nadgarstku mam smartwatcha. W sumie bardziej bajer niż coś naprawdę przydatnego.


Kiedyś wcale nie było lepiej

Kasety swoje ważyły, a żonglowanie nimi w niczym nie przypominało wygody pobierania płyt do playlist na Spotify/Deezerze/Tidalu. Offline w serwisie Netflix to niesamowita sprawa, którą zachwycam się od momentu wprowadzenia tej funkcji - szczególnie na wyjazdach, gdzie bez dostępu do sieci mogę spokojnie nadrobić serialowe zaległości.

Będąc w obcym mieście mam w kieszeni mapki Google, no i samo Google, które zawsze chętnie pomaga. Tak, kiedyś chodziliśmy z papierowymi mapami. Jest łatwiej, zdecydowanie. I nawet jeśli większość tych wszystkich technologicznych nowinek nie jest czymś, bez czego nie dałoby się żyć - to bez wątpienia ułatwiają codzienność i aż boję się pomyśleć jak będzie wyglądać codzienność mojego syna. Ciekawe czy za kolejnych 17 lat świat będzie zupełnie inny niż dziś.

Reklama

Słuchanie muzyki z kaset, wypożyczanie filmów na VHS - to wszystko miało swój urok, przynajmniej z perspektywy czasu i młodości, z którą będzie się zawsze kojarzyć. Jeśli jednak chodzi o wygodę, nie ma w ogóle porównania. W 2000 roku nie uwierzyłbym w to, co teraz robię, a za szybki dostęp do ogromnej biblioteki muzyki z poziomu telefonu komórkowego czy bezprzewodowe słuchawki pewnie oddałbym wszystko. No, prawie wszystko.

grafika: 1, 2

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama