3. marca na rynku zadebiutował Nintendo Switch — pierwsza konsola hybryda. Pierwsze półrocze za nią i jeżeli firma naprawdę chce porządzić na rynku, musi zaproponować dużo więcej, niż dotychczas.
Trudne początki
Nowe konsole nigdy nie mają na rynku łatwo. Szczególnie, kiedy są produktem od firmy regularnie zaliczającej wysokie wzloty i... konkretne upadki — tak Wii U, patrzę w twoją stronę. Switchowi z pewnością nie pomogły problemy z dostępnością które wciąż są standardem w Stanach Zjednoczonych i Japonii, a także start pełen błędów, bugów i... problemów z kontrolerami. A z mojej perspektywy — zabrakło mu przede wszystkim "swoich" gier.
To nie był start z pompą
Największym tytułem startowym była niewątpliwie The Legend of Zelda: Breath of the Wild, które z miejsca zostało okrzyknięte jedną z gier wszech czasów. Towarzyszyły mu jeszcze maleństwa (świetne, ale krótkie, Snipperclips i imprezowe 1-2-Switch oraz kilka klasyków z Neo-Geo, które działały... słabo), dopiero kilka tygodni później miały nadejść hity z prawdziwego zdarzenia. Mario Kart 8: Deluxe (fantastyczne, ale nie będące niczym więcej niż odgrzewanym kotletem), ARMS oraz Splatoon 2, w których gracze pokładali duże nadzieje.
Pierwsze gry na Nintendo Switch
Splatoon 2
Pomijając port, multiplatformę i małe gry — to Arms i kontynuacja kolorowej strzelaniny miały być hitami na konsolce. I trudno dyskutować z tym, że bieganie i wszędobylskie bryzganie i chlapanie farbą okazało się sukcesem. Splatoon 2 to kawał dobrej gry, zaprojektowanej z pomysłem, której społeczność jest nieustannie animowana przez twórców. Non-stop dostajemy mniejsze lub większe turnieje, a nowości napływają jedna za drugą. Sam mam jednak duży problem z grą, a mianowicie... wtórność. Spędziłem z pierwszą częścią ponad sto godzin — bawiłem się świetnie. Ale po prostu nie mogłem pozwolić sobie na to, aby każdego popołudnia zasiadać przed konsolką i piąć się dalej w hierarchii, zabrakło mi na to czasu. I kiedy odpaliłem drugą część... poczułem, że to po prostu więcej tego samego. Nowe mapy, nowe bronie i tyle. Dla mnie to trochę za mało, ale jak pokazują słupki sprzedaży i ogólny zachwyt — może po prostu za dużo wymagałem?
Arms
Arms byłem zauroczony już od dema, które miałem okazję sprawdzić jeszcze przed premierą konsoli. Nowa generacja przyniosła zupełnie nowe spojrzenie na kontrolery ruchowe — a z nimi nowe możliwości sterowania, które nareszcie miały być precyzyjne i wygodne. Cóż, nic takiego się nie wydarzyło. I wiem, że to nie są tylko moje obiekcje związane z nową bijatyką. Jakkolwiek mocno bym nie doceniał całego projektu, konstrukcji, balansu, tak bardzo zabrakło mi tam większej historii zbudowanej dookoła tego świata. Zabrakło mi "tego czegoś", co sprawiłoby, że chętnie bym do gry wracał mimo tego, że nie planuję kariery w meczach rankingowych czy profesjonalnej lidze. A wygląda na to, że to właśnie one wygrały. Bo jako gra imprezowa, niestety, Arms się u mnie nie wybroniło (pierwsze miejsce od lat należy niezmiennie do Mario Kartów). Splatoon 2 zaś nawet nie może stanąć tutaj do walki, bo do wspólnej zabawy potrzeba kilku konsol i kilku kopii gry.
Było jeszcze duże DLC dla Zeldy
Myślę że warto również odnotować dodatek do The Legend of Zelda: Breath of the Wild, który przyniósł kilka nowości w tym dość wymagający i długi quest. To miły pretekst, aby powrócić do tego fantastycznego, rozbudowanego świata gry. Poza nim znalazło się tam miejsce dla kilku usprawnień i oznaczeń na mapie, które pokazywały wszystkie przebyte przez nas ścieżki. I jeżeli ktoś spędził w Hyrule dziesiątki godzin i wciąż nie ma dość — to świetna okazja, by wrócić i natknąć się na cały pakiet nowych wyzwań. Swoją drogą — dawno żadna z gier na rynku nie zaoferowała tak rozbudowanego DLC.
Pół roku za nami
Dosłownie w miniony czwartek doczekaliśmy się dużej gry na wyłączność, która nie była kolejną propozycją od Nintendo — mowa oczywiście o Mario + Rabbids Kingdom Battle. XCOM na wesoło, ze znanymi i lubianymi bohaterami okazał się być strzałem w dziesiątkę i... po prostu świetnie zaprojektowaną grą, która wpuszcza Mario i Króliki do świata, jakiego jeszcze nie znają. Poza tym mamy kolejne zapowiedzi portów z Wii U (nadchodzi przecież Pokken Tournament), co tydzień trafia do cyfrowej dystrybucji pakiet gier od niezależnych twórców, które najczęściej widzieliśmy już na wielu innych platformach.
Dla mnie jest to zupełnie niesatysfakcjonujące, ale — jak to mawiają — idzie nowe. Przede wszystkim już za kilka tygodni na rynku pojawi się jedna z najgorętszych gier, której pokazy na każdych targach cieszą się niesłabnącą popularnością. Mowa oczywiście o Super Mario Odyssey. A później pozostaje nam oczekiwanie na zapowiedziane już jakiś czas temu Xenoblade Chronicles 2, a także cały pakiet gier planowanych na przyszły rok, które zapowiedziano na wczorajszej prezentacji. Największą z nich jest, oczywiście, tworzona na wyłączność kontynuacja gry sudy — Travis Strikes Again: No More Heroes. Ale obok niej możemy powoli zacierać ręce na odrobinę portów i kilka świeżych tytułów: Kentucky Route Zero: TV Edition, Super Meat Boy Forever, Shovel Knight: King of Cards, SteamWorld Dig 2, Golf Story, Morphies Law, Sausage Sports Club, Yono and the Celestial Elephants, Floor Kids, Poly Bridge, Wulverblade, Light Fingers i świetnie zapowiadającą się pod kątem zabawy kooperacyjnej Nine Parchments.
Zabrakło mi efektu wow
Po cichu liczyłem, że firma zaskoczy nas na E3 / Gamescomie i rzuci jakiś mainstreamowy tytuł, który pokaże potencjał konsoli stacjonarno-przenośnej. Niestety, nie tym razem.
Sam mam niezwykle mieszane uczucia związane ze Switchem. Konsola jest u mnie od dnia premiery, ale prawdą jest, że dużo więcej wciąż gram na 3DSie, który jest bombardowany kolejnymi hitami. Tutaj, przynajmniej w tej chwili, takowych brakuje — ale wieść gminna niesie, że wszystkie konsole N rozkręcają się dopiero po premierze Mario. W przypadku Wii U nawet fenomenalny Super Mario w trzech wymiarach nie zdziałał cudów. Tutaj jednak pierwsze półrocze traktuję w kategoriach soft-launchu. Ale wolałbym żeby się pospieszyli, bo przez rok nikt nie będzie traktował ich ulgowo. No ale wkrótce coś zacznie się dziać: płatny online, gry w abonamencie dystrybuowane na bardzo dziwnych zasadach... no i Mario, na którego wszyscy czekamy z niecierpliwością.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu