W internecie można znaleźć właściwie wszystko. Jak się okazuje, niemal wszystko jest też streamowane. Cała masa z tych rzeczy gwarantuje sporą popularność. Jedną z nich jest... jedzenie.
Streaming w ciągu ostatnich lat znacznie się rozwinął. Z transmisji da się również wyżyć. Ba, da się funkcjonować na całkiem niezłym poziomie. Na Twitchu rządzą przede wszystkim gracze. Bycie dobrym w jakiejś popularnej grze sieciowej to już połowa sukcesu. Do tego wystarczy dodać trochę charyzmy oraz szczęścia i gotowe. Ludzie na streamach prezentują swoją muzykę oraz hobby. Rozmawiają z fanami, grają w papierowe RPG i przeglądają internet. Jak pamiętamy z nieszczęsnego czasu triumfu patostreamingu, piją i zachowują się dość koszmarnie. A niektórzy po prostu jedzą.
Social eating nie dla każdego
Wszystko zaczęło się w Korei. Mukbang, bo tak to się tam nazywa, szybko stał się fenomenem. Stamtąd powędrował lawinowo na cały świat, lądując w końcu i na Twitchu w kategorii Social Eating. Popularnością nie przebija największy gier, ale trzyma się naprawdę nieźle i nie zamierza oddawać pola. Tylko z czego to wszystko wynika?
„Ameryka da się lubić” w TVP. Obawiam się, że będzie tak dziwne jak „Europa da się lubić”
Oczywiście moglibyśmy zacząć się zastanawiać nad kulturowymi przyczynkami. Z jakiegoś powodu wszystko zaczęło się jednak w Azji. Nie chcę się jednak rozwodzić nad koreańską kulturą, odnajdując pasujące do tezy zasady. Azja to jednak nie Europa ani Stany. Nie ma sensu przekładać na zachodnia kulturę ich zwyczajów żywieniowych, restrykcyj restauracyjnych czy jakichś niepewnych skłonnościach do hikikomori. Mówimy tu przecież o globalnym fenomenie, a te wszystkie przesłanki nie odnosiłyby się tak mocno do zachodniej cywilizacji. Zastanówmy się więc, co takiego fajnego jest w oglądaniu, jak ktoś je.
Następne dwa tygodnie w domu? Oto co warto obejrzeć
Istotnym czynnikiem jest oczywiście element socjalizacji. Wiele osób, oglądając takie transmisje, również coś je. Patrzenie na to, jak ktoś się zajada, wzmaga apetyt. Sama bardzo często, gdy jem sama, włączam sobie jakiś film na YouTubie lub serial. Dobrze jest się czymś zająć, stworzyć sobie iluzję towarzystwa, żeby nie patrzeć tępo w talerz. Niektórzy wybierają telewizję, inni wolą streamy. Patrzenie na smaczne jedzenie sprawia nam też przyjemność. Potrafimy cieszyć się z cudzego posiłku. Wiele kulinarnych programów nie dotyczy samego gotowania, a rozmawiania o produktach, pokazywaniu restauracji czy zwyczajów żywieniowych w danych miastach. Steamy nie są profesjonalnie przygotowane ani wyreżyserowane, ale dla widzów właśnie to jest atutem.
Brand24 wraca na Facebooka i Instagrama, jest nowa umowa
Do tego wszystkiego dochodzi kontakt z prowadzącym. W telewizji nie jesteśmy w stanie na żywo porozmawiać z naszym ulubionym prezentem, nie możemy poznać go bliżej. Tu właśnie wychodzi siła internetu. Oczywiście osoby streamujące posiłki spełniają wszystkie konieczne warunki do stania się ulubieńcem tłumów. Wbrew pozorom nie każdy może to lubić. Ważna jest wspomniana już charyzma i bijące od nas ciepło. Nie chcielibyśmy przecież jeść posiłków z byle kim. Musimy czuć się dobrze w takim towarzystwie. Swoboda nie bierze się przecież znikąd. Oczywiście streamerzy są też, najprościej mówiąc, estetyczni. To zazwyczaj szczupli ludzie, którym nie brak urody, bo przecież na takich się najlepiej patrzy.
Z wielu pieców się jadło chleb....
Nie trzeba wcale być bardzo samotnym, aby zainteresował nas Social Eating. Krótka sesja w miłym towarzystwie może spodobać się każdemu. Jeśli ktoś jednak widzi w tym szansę na małą autoterapię - świetnie. Niech mu się wiedzie. Ludzie potrafią robić bardzo dziwne rzeczy, aby poczuć się dobrze. Pokazywanie własnych posiłków oraz oglądanie, jak obiad wcina ktoś obcy z drugiego końca świata nie jest przecież w ogóle szkodliwe. Z największą przyjemnością życzę wszystkim smacznego.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu