W oczekiwaniu na start Disney+ w Polsce, musiałem zapełnić czymś serialową pustkę. Platforma, która najlepiej się w tym czasie dla mnie sprawdziła, może okazać się niemałą niespodzianką.
Nie Netflix, nie HBO Max. Nie zgadniecie, który serwis streamingowy umilał mi ostatnie miesiące
Czekając na Disney+ musiałem znaleźć platformę, przy której będę spędzał wolne chwile
O tym, że Disney+ w Polsce jest ogromnym i fenomenalnym wydarzeniem, nie trzeba nikogo przekonywać. Platforma pełna produkcji Marvela, Pixara, Gwiezdnych Wojen i wielu innych kultowych marek, wliczając w to ekskluzywne seriale w postaci Moon Knighta, Obi-Wana, Lokiego, Mandaloriana - doskonała oferta, na którą naprawdę nie mogłem się doczekać, bo raczej nie mam w zwyczaju wykonywania fikołków z VPN, a od piractwa stronię jak tylko mogę. Czym mogłem umilić sobie czas oczekiwania?
Pierwszą odpowiedzią, jaka przychodzi większości ludzi do głowy, jest Netflix. Z platformy z wielkim N korzystałem przez mnóstwo lat, lecz świadomie z niej zrezygnowałem blisko pół roku temu - zdecydowanie wyższe ceny, zapowiadane trudności ze współdzieleniem kont i przede wszystkim coraz gorsza jakość produkcji. To już przestała być ta sama platforma co kilka lat temu, gdzie można było się zachwycać nad depresyjnym, lecz również zabawnym BoJackiem Horsemanem, doskonałym The End of the F***ing World czy mrocznym Dark. Jedyne ciekawe produkcje z ostatniego czasu to Squid Game i kolejne sezony Stranger Things, z których ciężko się cieszyć, kiedy mnóstwo doskonałych serii co chwilę jest anulowanych (np. The Midnight Gospel, American Vandal, Tuca & Bertie czy To nie jest OK). Wyższe ceny, niższa jakość - nie, dziękuję.
HBO Max nie zawiniło tyle co Netflix, wręcz przeciwnie, jednak oferta zwyczajnie do mnie nie trafia. Wszystkie największe seriale obejrzałem jeszcze za czasów topornego HBO GO, więc nie widziałem sensu, żeby powrócić do tej platformy. Do Amazon Prime Video i Apple TV+ mam co prawda dostęp przez korzystanie z różnych promocji, lecz również nie jestem do końca targetem większości obecnych tam produkcji. Ted Lasso czy Severance to doskonałe produkcje, z tym nie mam zamiaru dyskutować, lecz w ogólnym rozrachunku za mało jest takich perełek, żebym w pełni się tym mógł zadowolić.
Ratunkiem okazał się… Crunchyroll
Dosyć zaskakująco, lecz lekarstwem na tę serialową posuchę okazał się Crunchyroll. Serwis oferujący niesamowicie bogatą ofertę anime i jeśli interesujecie się japońską popkulturą, to z pewnością o nim słyszeliście, na co również mógł wpłynąć fakt zakupu serwisu przez Sony.
Crunchyroll niedawno spotkał się z dość sporą falą krytyki - od sezonu wiosennego tego roku serwis przestał emitować nowości za darmo, jak miał w zwyczaju do tej pory - teraz, żeby oglądać najnowsze hity z kraju kwitnącej wiśni, będzie trzeba wykupić jeden z abonamentów premium, która w najniższym wariancie wynosi 30 zł w skali miesiąca. Nie jest to zatem najtańszy abonament na rynku, lecz jest również daleki od skandalu - to cena, którą można za tyle kontentu zapłacić, szczególnie porównując ją z Netfliksem. Warto jednak zaznaczyć, że cała biblioteka serwisu do wprowadzenia tej “nowości” stale jest dostępna bezpłatnie, z reklamami, także możecie spędzić na Crunchyrollu sporo czasu, nie płacąc ani grosza.
Ostatnie kilka miesięcy spędziłem na nadrabianiu Attack on Titan: Final Season, kontynuowałem oglądanie One Piece’a i Gintamy, zrobiłem rewatch doskonałego Cowboy Bebopa czy JoJo’s Bizarre Adventure. To zaledwie wierzchołek góry lodowej całej oferty, który jednak w pełni mnie zadowolił. Serwery działają bardzo dobrze, jakość audio i wideo jest naprawdę niezła - jedynym mankamentem jest aplikacja, która, cóż… nie działa najlepiej, zarówno na smartfonach, jak i na konsolach. Nie jest to tragedia pokroju HBO GO, ale daleko jej do intuicyjności czy komfortu oferowanego przez Netfliksa (to jedna z niewielu rzeczy, która dalej stoi na wysokim poziomie) lub Apple TV+.
Nie zmienia to jednak faktu, że serwis, z którego korzystałem gościnnie, stał się moim głównym źródłem rozrywki - i szczerze, w moim mniemaniu jest to jedna z najlepszych ofert na rynku, o ile napisy w języku angielskim nie są dla Was przeszkodą. Jeśli lubicie japońskie animacje, będziecie w siódmym niebie, a ja pomimo startu Disney+ w Polsce, dalej najwięcej czasu spędzam właśnie na Crunchyrollu.
Stock Image from Depositphotos
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu