Transformacja HBO Max w Max to niekończące się pasmo nieporozumień. Oto kolejny odcinek tej farsy.
Rebranding HBO Max w Max, przynajmniej na naszym rynku, to jedno z największych nieporozumień w świecie VOD. Takiego chaosu nie było od dawna - i mam nadzieję, że konkurencja weźmie przykład z tego i nauczy się jak NIE przeprowadzać takich operacji.
Jeżeli wydawało wam się, że marka HBO bezpowrotnie zniknęła z rynku — to... najwyraźniej tak, wydawało wam się. Wszystkie te fuzje Discovery, HBO i spółki brzmią dość kosmicznie. I komicznie — biorąc pod uwagę, że to może być jeszcze nie koniec fuzji:
Analitycy rynku VOD są zgodni, konsolidacja stanie się koniecznością, bo obecnie tylko Netflix potrafi zarabiać na streamingu, a pozostali najwięksi gracze, w tym Disney czy Warner Bros Discovery nadal ponoszą w tym segmencie straty. Ta ostatnia firma nie stroni od akwizycji i podobno prowadzi już poważne rozmowy z przedstawicielami Paramount na temat przejęcia. W takim wypadku oferta tego studia trafiłaby pod skrzydła serwisu Max, który niespełna miesiąc temu pojawił się w Polsce. Tak przynajmniej podpowiada logika, bo jednak Max wydaje się nieco większy i bardziej rozpoznawalny niż SkyShowtime. Na ten moment nie można jednak wykluczyć żadnego scenariusza, także tego, że Max ponownie zmieni nazwę (MaxShowtime?).
Od wielkiego ogłoszenia platformy Max widzieliśmy już produkcje, które dumnie sygnowane są tą właśnie marką. Wśród nich nadchodzące: Harry Potter, Diuna: Proroctwo czy Welcome to Derry. A przynajmniej tak wynikało z zapowiedzi. Okazuje się bowiem, że ostatecznie mają być one przemianowane na... HBO Originals. Tak, wzrok was nie myli.
Polecamy: Miniserial kryminalny z Kidman w roli głównej. Poznaliśmy datę premiery
Nie Max, a HBO Originals. Platforma nie chce odchodzić od rozpoznawalnej gwarancji jakości?
HBO Original w świadomości widzów od lat jest gwarancją najwyżej jakości. HBO w wielu krajach na całym świecie było tą pierwszą telewizją kablową z treściami premium, a wszystko co tam się działo było wyższej jakości niż produkcje znane z innych stacji telewizyjnych. Dlatego też od lat widzowie utożsamiają produkcje HBO z jakością — a włodarze platformy doskonale zdają sobie z tego sprawę. Dlatego, jak przyznaje Casey Bloys (szef działu treści w Max), nie widzi potrzeby odcinania się od przeszłości i różnicowania nazewnictwa. W jego mniemaniu zespoły odpowiedzialne za tworzenie HBO Originals "stosowały te same metody i ten sam rodzaj myślenia".
Zmiana HBO na Max w serialach miała też na celu zwiększenie świadomości marki. Ale jak sam przyznaje: na niewiele się to zdało, dlatego ostatecznie postanowiono nazywać seriale tym, czym faktycznie są. A de facto są to seriale HBO z krwi i kości.
Zamieszania z Max ciąg dalszy. Dawno nie widziałem takiego bałaganu
Przyglądając się całemu temu przedstawieniu z rebrandingiem HBO Max na Max można się złapać za głowę. Nie wiem jak w innych częściach świata — ale w Polsce komunikacja stała na żenująco niskim poziomie. Trzymano nas w niepewności do samego końca, za co z założenia należą się punkty ujemne. Później były jeszcze problemy z transferami i pakietami, a rzeczy które powinny pójść wyjątkowo gładko okazały się naprawdę problematyczne. Teraz jeszcze problemy z tożsamością seriali i nieudany rebranding, przez który ostatecznie wrócono do początku.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu