Moda na nostalgię wciąż trwa. Korzystają z niej twórcy niemalże wszystkich odłamów popkultury, również gier wideo. Niby na to narzekamy, a dajemy się bez problemu złapać.
Lubimy odwoływać się do lat naszej młodości, kiedy to wszystko było potencjalnie lepsze. Było w nas więcej energii, więcej nam się chciało i potrafiliśmy patrzeć na wiele rzeczy w dużo pozytywniejszych barwach niż spojrzelibyśmy teraz. Nic dziwnego, ze przyjemności z dawnych lat wspominamy z podwójnym rozczuleniem. Twórcy dzieł popkultury wszelkiej maści doskonale zdają sobie sprawę z mechanizmów działania tego zjawiska, skrzętnie je od pewnego czasu wykorzystując. To właśnie przez to otrzymujemy nagle nowe części filmów sprzed lat, jak w przypadku Top Guna i to właśnie dlatego żyjemy w erze remasterów.
Remastery nie robią nikomu krzywdy
Crash Bandicoot N. Sane Trylogy Spyro, Tony Hawk Pro Skater 1+2, Age of Empires III czy Mafia to tylko kilka z wielu przykładów ostatniej fali. Starocie powracają niczym grzyby po deszczu, a my bierzemy nasz ulubiony wiklinowy koszyk i lecimy do lasu, ile sił w nogach. Sama bardzo się ucieszyłam, gdy usłyszałam o powrocie skejterskiej serii. W dzieciństwie byłam wielką fanką tych gier, więc oczywistym było, że sięgnę po odświeżone wersje. Najlepszym aspektem całej sytuacji jest fakt, że gry wydawane przez Vicarious Visions są po prostu... udane. Ich dotychczasowe odświeżenia zbierały bardzo pozytywne opinie, nie inaczej jest z Tonym Hawkiem. Nie bez powodu nowa produkcja stała się najlepiej sprzedającą się częścią serii. Zachwycona sukcesem produkcji trzymam kciuki za odświeżenie kolejnych części Tony'ego – czy to w formie DLC, czy osobnych gier. Na pewno po nie sięgnę.
Kiedy twórcy ogłaszają plan powrotu do czegoś sprzed lat, w sieci zaczynają wypowiadać się sceptycy. Głośno krzyczą o braku oryginalności, o żerowaniu na najprostszych instynktach. Z dumą zaznaczają, że nie mają zamiaru kupić nowej gry, a ci, którzy się na to zdecydują, są co najmniej niegodni. Tak się jednak jakoś dzieje, że tych niegodnych jest naprawdę sporo. Dobrze zrobione remastery okazują się sprzedażowymi hitami. Gracze otrzymują świetne gry, producenci mają z tego pieniądze i ostatecznie wszyscy są zadowoleni. Co więc złego jest w powrotach do klasyki? Absolutnie nic.
Żyjemy w czasach, w których wymyślenie czegoś nowego graniczy z cudem. Historia ludzkości jest na tyle długa, że uparci i dociekliwi są w stanie udowodnić, że niemal wszystko już było. Nowe opowieści wcale nie są przecież takie nowe, twórcy czerpią inspiracje z bardzo licznych źródeł. Tworzenie na nowo starych gier nie jest z zasady złe. Dostosowywanie produktu do aktualnych standardów rynkowych jest uczciwe ze strony twórców. Oczywiście możemy grać w oryginalne wydania, ale czasami naprawdę nie warto się męczyć. Gry potrafią się po prostu nie odpalać na najnowszych systemach, czasami po latach okazują się wyjątkowo toporne. Twórcy remasterów wyciągają ze staroci to, co było w ich najlepsze i pakują to w oprawę, która dla aktualnego gracza będzie najprzyjemniejsza i najwygodniejsza. Przy okazji sprawia, że po starszy tytuł mogą sięgnąć młodsi gracze, dla których gra sprzed lat zbyt mocno się zestarzała.
Porządne odświeżanie klasyków nie jest złe. Malkontenci krzyczą głośno, ale jednak są w pewnej mniejszości. Oczywiście całkowicie inaczej wygląda sprawa sprzedawania po raz kolejny dokładnie tego samego produktu w takiej samej, jeśli nie większej cenie. Absolutne mistrzostwo w tej dziedzinie osiągają twórcy Skyrima, który pod tym względem stał się już memem. Rockstar ustawił sobie chyba za punkt honoru dogonienie ich w tej kwestii, męcząc ich dojną krowę zwaną GTA V do granic wytrzymałości. Właśnie przez to na konsolach nowej generacji na ten moment zapowiedziano wyłącznie grę sprzed 7 lat w absurdalnej cenie. Kolejnej części (która jest już z pewnością w produkcji) wciąż nie zobaczyliśmy nawet logo. Nieładnie, Rockastar, nieładnie.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu