Od czasu do czasu lubię wrócić do jednego z pierwszych klipów przedstawiających Chromebooka. Wiele osób nie kojarzyło w tamtym okresie z tą nazwą niczego konkretnego. Obecnie laptop wyposażony w Chrome OS przebija się nawet do świadomości zwykłych użytkowników, którzy coraz częściej pytają o dostępność tych komputerów także w naszym kraju. Ale Google nie zamierza spocząć na laurach, dlatego definicja Chromebooka jest pisana niemalże na nowo.
Google pisze zupełnie nową definicję Chromebooka
Pozytywnie zakręcony gadżeciarz, maniak seriali ro...
System będący tak naprawdę jedynie przeglądarką internetową, pozbawiony pulpitu, typowych ikonek i skrótów - tak początkowo prezentował się Chrome OS. Z czasem Googlerzy byli zmuszani do kolejnych ustępstw, a Chromebooki zyskiwały na atrakcyjności i popularności. Jedne z fundamentalnych cech tych laptopów nigdy nie zostały porzucone - Chromebook ma być szybki, lekki i bezpieczny oraz łatwy w obsłudze. Na przestrzeni lat rozbudowywano możliwości platformy, byśmy dzisiaj byli o krok od chwili, w której długo wyczekiwany debiut Google Play w Chrome OS był niemal na wyciągnięcie ręki. Jak się okazuje, to tylko jeden z elementów całej układanki, która ma wyprowadzić Chromebooki z roli drugiego komputera.
"Nie ma nawet pulpitu"*
Pojawienie się Sklepu Play na Chromebookach będzie nie lada argumentem dla Google - już teraz posiadacze niektórych modeli mogą uruchamiać aplikacje dla Androida na Chromebookach. Laptopy z Chrome OS przestaną być urządzeniami pozbawionymi zaplecza aplikacyjnego, którego oczekuje tak wielu użytkowników. Niemalże z dnia na dzień możliwości Chromebooka zwiększą się do tego stopnia, że za kilka(naście) miesięcy trudno nam będzie wyobrazić sobie okres, w którym niemożliwe było sięgnięcie po jedną z używanych codziennie aplikacji. Google skrzętnie wykorzystuje wszystkie atuty tej decyzji demonstrując podczas pokazów takie aplikacje jak Messenger i Word - jednej z najbardziej rozpoznawalnych komunikatorów oraz najpopularniejszy edytor tekstu. Być może nie jest do końca świadomy prztyczek w nos Microsoftu, ale wysyłany przez Google sygnał jest jasny.
"Chromebook Pro"
Apetyt rośnie w miarę jedzenia, dlatego jasne było, że Google nie zatrzyma się. Już teraz do sieci trafiają kolejne rewelacje dotyczące planów firmy z Mounatin View. Informacje są dość mgliste i nie stoją za nimi (jeszcze) żadne konkrety, ale samo przewijanie się niektórych pogłosek daje do myślenia. W jednej z ankiet zorganizowanych przez Google pojawiło się bowiem określenie "Chromebook Pro" - biorący udział w ankiecie mieli wskazać jakich cech oczekiwaliby od tego typu urządzenia.
Debiut sprzętu o takiej nazwie wydaje się dla mnie mało prawdopodobny (i Microsoft i Apple zdążyły już skorzystać z takiego rozwiązania), lecz wizja przyświecająca przy projektowaniu urządzenia "pro", czyli "dla profesjonalistów" jest bardzo jasna. Obecność aplikacji dla Androida na Chromebookach to spora szansa dla modeli wyposażonych w ekrany dotykowe - od dawna jestem zwolennikiem takiego dodatku w laptopie, a skoro tysiące tytułów w Google Play zostało opracowanych właśnie z myślą o obsłudze za pomocą dotyku, to należy to maksymalnie wykorzystać. Na tym jednak nie koniec, ponieważ najświeższe doniesienia dotyczą pojawienia się wsparcia dla rysików (stylusów) w Chrome OS.
To wszystko jest o tyle ciekawe, że te działania mogą sugerować sporą zmianę kursu Google. Pixel C był nieśmiałym krokiem ku uczynieniu Androida rywalem dla iOS-a na iPadzie Pro i Windowsa na urządzeniach z serii Surface. Własny system, własne urządzenie - to miała być recepta na sukces. Tymczasem o tablecie Google szybko zapomniano, podczas gdy Chromebooki nadal są na fali wznoszącej. Jak wysoko uda im się jeszcze wzlecieć?
P.S. Sam niedawno ponownie wybrałem Chromebooka.
*
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu