Dla większości z nas wyszukiwarka Google jest najczęściej odwiedzaną witryną w internecie. Jeszcze kilka(naście) lat temu służyła ona nam do znajdowania i klikania w inne strony. Dziś jest zupełnie inaczej. A to zjawisko tylko się nasila.
Co jeszcze zagarnie Google? Lista rzeczy, które da się upchnąć w wyszukiwarce jest długa
Czym dziś tak naprawdę jest wyszukiwarka Google? W dalszym ciągu kluczową rolę odgrywają tutaj wyniki wyszukiwania - lista stron odpowiadających wpisanym kryteriom, na których najprawdopodobniej znajdziemy to, czego szukamy. Sęk w tym, że coraz częściej nie potrzebujemy ich. Równolegle Google rozwija się bowiem na innej płaszczyźnie. W 2012 roku Google uruchomił Knowledge Graph - bazę wiedzy, która ma służyć dostarczaniu jeszcze lepszych wyników w wyszukiwarce. Z tym, że zamiast linków, Knowledge Graph serwuje nam bezpośrednio informacje i dostarcza wiedzę "na talerzu" bez potrzeby zbędnego klikania.
Poszukujemy informacji o jakimś filmie? W Google zobaczymy obsadę, twórców, nagrody, a także zarys fabuły. Mało tego, wyszukiwarka podsunie nam podobne produkcje. Chcemy się dowiedzieć coś o pizzerii na naszym osiedlu? Google pokaże godziny otwarcia, natężenie ruchu, opinie, a w wybranych przypadkach nawet menu. W ten sposób otrzymujemy też informacje biograficznych, daty, kursy walut, prognozę pogody, wyniki meczów na Euro 2016 (i każdym innym turnieju sportowym większej rangi), a nawet wartości odżywczych w wybranych produktach czy repertuarze w okolicznych kinach. Nie wymieniłem z całą pewnością wszystkiego, bo liczba rzeczy, które potrafi Google, stale rośnie. Część z nich, jak np. wyszukiwarka lotów czy porównywarka cen nie jest dostępna (lub przynajmniej nie w pełnym zakresie) w naszym kraju.
Wydawać by się mogło, że Google zaprzestał już rozszerzania swojej wyszukiwarki. W obecnej formie i tak była już potężna. A tymczasem okazuje się, że nie. Dziś w porannej prasówce pisałem o wprowadzeniu wyszukiwarki tekstów piosenek, które mają być wyświetlane bezpośrednio w wynikach wyszukiwania. W analogiczny sposób dodana ma dostać aplikacja mierząca prędkość naszego łącza internetowego, o której dziś informuje The Verge. Fajnie? No oczywiście, że tak - szybko i wygodnie.
Nie dla wszystkich. Google dwiema małymi zmianami w wyszukiwarce ubija setki (tysiące?) serwisów, które dotąd dostarczały analogiczne treści. Oficjalnych danych dotyczących negatywnego wpływu wyszukiwarki na ruch na stronach www nie znamy. Zapewne byłoby to bardzo trudne do zmierzenia. Możemy zatem spekulować, jak mocno na Knowledge Graph ucierpiała chociażby Wikipedia, która udostępnia swoje treści na wolnych zasadach i jest intensywnie wykorzystywana przez Google. A to tylko wierzchołek góry lodowej. Zaraz za nią znajdują się: porównywarki cenowe, bazy filmów i seriali, serwisy z wynikami sportowymi, strony podające wartości kaloryczne produktów, a teraz również bazy tekstów piosenek czy nawet popularny SpeedTest. Bo skoro to wszystko jest nam podawane pod nos już w wynikach wyszukiwania, po co mielibyśmy jeszcze klikać?
Powodów teoretycznie jest kilka. Na stronach www specjalizujących się w danej kategorii nierzadko znajdziemy bardziej specjalistyczne informacje, dyskusje użytkowników, komentarze, opinie - słowem, pewną wartość dodaną. Pytanie, ile osób tego faktycznie szuka. Czy chcąc sprawdzić kaloryczność banana, potrzebuję również rozbudowanej dyskusji na ten temat? Najczęściej nie - zerkam i idę dalej.
Dyskusja o monopolizacji internetu przez Google'a jest stara jak świat i przytaczana już dziesiątki razy przy okazji każdej nowej funkcji. Od jakiegoś czasu jednak nie mówi się o tym w ogóle, witając każde nowe rozwiązania w wyszukiwarce z otwartymi ramionami. A tymczasem warto mieć świadomość konsekwencji, jakie te drobne zmiany za sobą niosą. Google może nie umie robić serwisów społecznościowych, ale przyciąganie użytkowników do wyszukiwarki opanowało po mistrzowsku.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu