Ze sklepu Google Play nagle usunięto odtwarzacz, który wspierał napisy w formacie "Advanced Sub Station Alpha". Problem polegał na tym, że format ten posiada rozszerzenie ".ass".
Każdy popełnia błędy. Ja, Ty, osoba, która przez kompletny przypadek umieściła w Microsoft Flight Simulator 212 piętrowy wieżowiec w miejscu dwupiętrowego domu. Co i rusz obserwujemy, jak często mało znaczące literówki czy błędy doprowadzają do zabawnych konsekwencji. Gorzej, jeżeli błąd jest bardziej skomplikowany i wpływa np. na to, czy czyjaś aplikacja znajduje się w internetowym sklepie czy też nie. Problemy z narzędziami filtrującymi treści zdarzają się jednak cały czas, jednak rzadko kiedy wpadka tak mocno obnaża niedoskonałości algorytmu i brak odpowiednich testów po stronie twórców.
Google nie odróżnia napisów od d**y i kasuje aplikacje ze sklepu Play
Naturalnym jest, że Google chce banować ze swojego sklepu aplikacje, które zawierają w sobie treści niepożądane, min. o podtekście seksualnym czy wulgarnym. Dlatego też filtr ustawiony na słowo "ass" jest jak najbardziej uzasadniony. Gorzej, że moderatorzy nie pomyśleli, iż w kontekście aplikacji ".ass" to jedno z rozszerzeń plików z napisami, akceptowane przez wiele odtwarzaczy. ".ass" to skrót od "Advanced Sub Station Alpha" które w kontraście do zwykłych napisów obsługują style czy pozwalają na precyzyjne umieszczanie tekstu w kadrze. Niestety, zamieszczanie informacji o tym, że dany odtwarzacz wspiera ten format napisów nie oznacza niczego dobrego, o czym przekonał się twórca programu Just (Video) Player, którego program z dnia na dzień został zbanowany z wyjaśnieniem, że narusza on zasady dotyczące treści seksualnych i wulgaryzmów. Sprawa jest tym śmieszniejsza, że program korzysta z biblioteki samego Google do wspierania właśnie tego formatu napisów. Firma powinna więc wiedzieć, że w kontekście aplikacji termin "ass" może mieć więcej niż jedno znaczenie.
Na szczęście po złożeniu zażalenia, aplikację Just (Video) Player przywrócono do sklepu. Jest to jednak bardzo dobry przykład paradoksu Google, gdzie z jednej strony firma "najpierw banuje, a potem zadaje pytania" (co widać bardzo mocno chociażby na YouTube), a z drugiej - wciąż nie radzi sobie z zalewem treści niepożądanych. Nic nie zapowiada jednak, żeby firma zmieniła w najbliższym czasie swój kurs. Stąd też chociażby niska reputacja Play Store względem chociażby repozytorium Apple. Wpadka taka jak ta jest oczywiście komiczna, ale pokazuje, na jakich warunkach twórcy muszą współpracować z gigantem.
Niestety, w tym przypadku Google za zaistniałą sytuację może winić tylko siebie.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu