Google, rzekomo w ramach eksperymentu, wycięło z wyników wyszukiwania największe australijskie portale. Ma to nie mieć nic wspólnego z planowanymi regulacjami ws. opłat za korzystanie z ich materiałów przez giganta.
Google grozi, że wycofa się z Australii, jeżeli ta każe mu płacić za linki [AKTUALIZACJA]
Chyba nie tylko ja odnoszę wrażenie, że w związku z przeciągającą się pandemią kwestie takie jak odpowiedzialność technologicznych gigantów wobec innych podmiotów, która była bardzo mocno poruszana na początku zeszłego roku, nieco zeszła na dalszy plan. Ludzie zwyczajnie zaczęli mieć nieco inne zmartwienia niż to, kto komu powinien płacić za treści, więc cała dyskusja na temat chociażby ACTA2. Jednak nie wszyscy o temacie zapomnieli całkowicie. Rząd Australii kontynuował bowiem swój pomysł na to, jak rozliczyć Google z korzystania z treści tamtejszych wydawców. Samą ideę opisywałem wam w lipcu, kiedy to został opublikowany projekt ustawy, nakładający na Google obowiązek umowy z wydawcami i przekazywania im opłat. Wielu z was sądziło, że Google w takim wypadku po prostu wyłączy tamtejsze portale z wyszukiwania. I jak się okazało - częściowo mieliście rację.
Google pokazuje swoją siłę, ale robi to w białych rękawiczkach
Już od momentu zapowiedzi projektu ustawy wymuszającej na gigancie wykupywanie treści, Google miało na stronie głównej hasło "the way Aussies search every day on Google is at risk". Wczoraj strona Australian Financial Review doniósł, że coś zmieniło się w sposobie, w jaki Google wyświetla linki do australijskich portali, a właściwie - że nie pokazuje ich w ogóle. Portal zdecydował się zapytać Google, co taka sprawa ma oznaczać. Rzecznik prasowy giganta przyznał, że w tym momencie firma prowadzi kilka eksperymentów, których efekty mogą w jakiś sposób dotknąć 1 proc. użytkowników w Australii. Dodał też, że firma podobnych eksperymentów przeprowadza na całym świecie tysiące i że nie jest to w żaden sposób skierowane przeciwko australijskim wydawcom. Ba, dodał, że wartość ruchu, który trafia do wydawców dzięki przeglądarce w samym tylko 2018 r. to ponad 200 mln dolarów.
Można więc teraz wybrać dwie drogi. Albo uwierzyć Google, że faktycznie pracuje nad optymalizacją silnika i zniknięcie australijskich mediów z wyszukiwarki jest przypadkiem, albo też - tak, jak odebrali to Australijscy wydawcy, jako pierwszy z pokazów siły międzynarodowej korporacji, który jest wyraźnym sygnałem do tego, by porzucić pracę nad regulacjami. I tak właśnie odebrali to australijscy wydawcy. Ich zdaniem Google chce pokazać, że jest potrzebne jako źródło ruchu i groźbą jego utraty zmusić wydawców, by ci uznali obecny stan za korzystny.
Google nie chce powtórki z Europy
W lipcu pisałem, że przepisy w Australii mają szansę powodzenia. Dalej tak uważam, zwłaszcza, że w międzyczasie mieliśmy do czynienia z precedensem. Google bowiem zostało zmuszone do tego, by negocjować stawki z francuskimi wydawcami. Póki co, na liście jest 6 największych francuskich portali, ale lista ta prawdopodobnie niedługo się rozszerzy. Jeżeli za Francją pójdą inne kraje Unii, może okazać się, że budżet firmy mocno się w kolejnych latach uszczupli. Nic dziwnego, że Google nie chciałoby, by w Australii stało się podobnie.
Innymi słowy - wojna o naprawdę duże pieniądze wciąż trwa i każda ze stron używa wszystkich dostępnych środków do tego, by przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę. Pomimo tego, że Google może w każdej chwili wyciąć ruch ze swojej wyszukiwarki dla dowolnego portalu, to moim zdaniem obecnie bliżej zwycięstwa są wydawcy, którzy mają po swojej stronie prawo. Wątpię jednak, by definitywny koniec tego sporu nastąpił w jakiejkolwiek bliskiej przyszłosci.
AKTUALIZACJA 22.01.2021
Dziś dyrektor zarządzający Google w Australii, Mel Silva, wystąpiła przed Senatem, zaznaczając, że jeżeli przepisy zaczną obowiązywać w obecnym kształcie, to firma nie będzie miała wyboru i wycofa się z kraju.
If this version of the code were to become law it would give us no real choice but to stop making Google Search available in Australia
Jest to bardzo jasna i mocna deklaracja, z której Google zapewne będzie w przyszłości rozliczane. Mel Silva umieściła też na YouTube poniższą wypowiedź.
Jestem bardzo ciekawy, co w tym momencie zrobi Senat. Jeżeli prawo przejdzie w takim kształcie i Google wycofa możliwość wyszukiwania dla 25 mln Australijczyków, może być to punkt zwrotny w historii firmy. Świat nie znosi próżni i pustkę po Google może wypełnić jakiś inny dostawca takiej usługi. Yahoo, Yandex a może Bing. Dodatkowo, jestem przekonany, że wraz zablokowaniem dostępu do wyszukiwarki mocno spadną też powiązane z nią usługi (np. Mapy Google). Nie jestem analitykiem finansowym i mogę tylko wierzyć Google, że taka decyzja jest dla nich najbardziej opłacalna, ale nie mogę wyzbyć się przeczucia, że długofalowe konsekwencje takich rozwiązań będą prowadziły do znacznego osłabienia pozycji giganta z Mountain View.
Źródło grafiki: https://simplexsoftware.com.au/website-design-services/web-design-sydney/
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu