Apple zawsze dużo mówiło o bezpieczeństwie w swoich urządzeniach. Sami nie należą do specjalnie szczodrych w kwestiach dawania możliwości śledzenia użytkowników w aplikacjach, ale ich twórcy znaleźli własną ścieżkę.
Śledzą każdy ruch użytkowników aplikacji na iPhone. Twierdzą że mogą... i już!
Bezpieczeństwo — to słowo po latach pojawia się coraz częściej w kontekście mobilnych systemów. Nareszcie, bo przez lata nie tylko producenci podchodzili do tematu ze sporą rezerwą, ale także użytkownicy nie dbali o nie tak bardzo, jak powinni. Kilka dni temu w sieci zawrzało po tym, jak świat obiegły informacje o młodych ludziach, którzy sprzedawali całą swoją prywatność Facebookowi za śmiesznie małą sumkę, która regularnie wpływała na ich konta (zobacz: 20 dolarów miesięcznie: za tyle sprzedają całą swoją prywatność Facebookowi). Apple szybko podjęło odpowiednie kroki i postanowiło sprawdzić jak sprawy mają się z nadużywanymi certyfikatami — okazało się, że to praktyki nie tylko Facebooka, ale także wielu "dużych" w tej branży (zobacz: Nie ma równych i równiejszych w AppStore. Apple pokazało to, blokując aplikacje m.in. Google). Jeżeli jednak myśleliście że korzystanie z "pracowniczych" certyfikatów to jedyny sposób na podglądanie zachowań użytkowników to... nic z tych rzeczy. Doskonałym na to dowodem jest działalność Glassbox — firmy analitycznej, obsługującej aplikacje największych graczy tego świata.
Zobacz też: Asystent Google nareszcie trafił do polskiego App Store. To się nazywa historia z happy endem!
Rozwiązania o które opiera się Glassbox rejestrują każdy ruch użytkownika wewnątrz aplikacji (stuknięcie, maźnięcie palcem, wpisy za pośrednictwem wirtualnej klawiatury), o czym regularnie informują jej twórców. Wśród klientów marki znaleźli się, między innymi, Hollister, Air Canada, Abercrombie & Fitch czy Expedia. Dzięki temu autorzy programów mogą poznać nawyki ludzi którzy z nich korzystają i w ramach regularnych, powtarzających się, spraw — reagować w kwestii UX/UI. Warto jednak zaznaczyć, że tamtejsze śledzenie odbywa się wyłącznie wewnątrz aplikacji. W tym wszystkim pojawia się pewien duży problem: według raportu TechCrunch, żaden z programów nie informuje użytkownika o takich praktykach. Co więcej — firma odpowiedzialna za to rozwiązanie twierdzi, że nie potrzebuje udzielać takiego komunikatu.
Zobacz też: Prawie miliard aktywnych iPhone’ów – sukces Apple „w kryzysie”
Dużym "ale" w tym wszystkim pozostaje jednak kwestia przekazywania wrażliwych danych, które mogą tam wprowadzać użytkownicy. Adresy, numery kart płatniczych, hasła — teoretycznie wszystkie one powinny być wymazane nim zostaną zapamiętane, bo przecież nie chodzi narzędziu o "kradzież danych", a poprawę aplikacji. Nic takiego jednak się nie dzieje, co powinno zapalić lampkę ostrzegawczą. Ekipa TechCrunch postanowiła więc udać się do źródła i zapytać bezpośrednio Apple co sądzi o takich metodach "podglądania" użytkowników — na tę chwilę jednak wciąż czekają na informację zwrotną. Jeżeli mam być szczery, to liczę na to, że Apple po zeszłotygodniowych porządkach w certyfikatach, teraz postawi na zmiany także i tutaj. I ukróci te praktyki, albo przynajmniej solidnie uprzykrzy życie autorom takich rozwiązań.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu