Dopiero co informowaliśmy o kolejnym przestępstwie z kierowcą “z aplikacji” w roli głównej, a już miała miejsce następna przerażająca sytuacja.
Gaz pieprzowy i kradzież. Pasażer Bolta po absurdalnej sytuacji trafił do szpitala
Przestępny “z aplikacji” ciągle atakują
W zeszłym tygodniu donosiliśmy o przestępstwie o charakterze seksualnym, po którym kierowca jednej z aplikacji zdecydował się uciec z kraju - całe szczęście jego plan się nie powiódł, bowiem został zatrzymany przez Straż Graniczną chwilę przed startem samolotu. W sumie w tym roku w samej Polsce prowadzono aż 28 śledztw o przestępstwa dotyczących gwałtu oraz napaści na tle seksualnym, co przekłada się na to, że do takiej strasznej sytuacji dochodzi średnio raz na tydzień - i jest to naprawdę przerażająca statystyka.
Temat przestępców wśród kierowców “z aplikacji” powraca jak bumerang - i niestety, lecz najbardziej poszkodowane i zagrożone są kobiety. Okazuje się jednak, że nikt nie może czuć się bezpieczny w “taksówce”, czego dowodem było ostatnie wydarzenie w Warszawie.
Kradzież i gaz pieprzowy. Sytuacja w taksówce Bolta w Warszawie nie mieści się w głowie
Jak podaje TVN Warszawa, pod koniec lipca miało miejsce kolejne przestępstwo, którego dopuścił się kierowca Bolta. Poszkodowany całej sytuacji twierdzi, że w poniedziałek, 25 lipca o 4 nad ranem wracał z Bulwarów Wiślanych na Białołękę. Sam nie mógł złapać taksówki, więc znajoma pomogła mu zamówić przejazd przez aplikację Bolta. Wszystko szło dobrze, aż do momentu, kiedy samochód stanął przy miejscu docelowym.
Jak opisuje poszkodowany, cały kurs trwał mniej niż kwadrans i nie było żadnego problemu. Sytuacja zmieniła się, kiedy chcąc opłacić kurs, który został wyceniony na 24 zł, mężczyzna podał kierowcy banknot o wartości 100 zł. Zachowanie kierowcy miało zmienić się o 180 stopni:
Nagle zaczął krzyczeć, w języku innym niż angielski. [...] Wybiegł z auta. Zachowywał się jakby wpadł w szał. Walił w szyby, byłem w totalnym szoku.
Mężczyźnie udało się wybiec z samochodu, jednak wtedy został zaatakowany przez kierowcę przy użyciu gazu pieprzowego. Po tym kierowca wsiadł do samochodu i odjechał, zostawiając poszkodowanego na ulicy. W aucie został jego plecak ze wszystkimi dokumentami, portfelem i kluczami. Co więcej, według zeznań mężczyzny, nie miał siły doczołgać się do ogródka sąsiadki, gdyż był “cały zakrwawiony i poturbowany”.
Sytuacja zakończyła się wizytą w szpitalu
Na całe szczęście sąsiadka ofiary zareagowała na to wydarzenie i wezwała pogotowie. Prześwietlenie nie wykazało żadnych poważnych obrażeń, więc po kilku godzinach mężczyzna wrócił do domu. Kobieta, która zamówiła przejazd w aplikacji, kontaktowała się z Boltem, jednak firma w żaden sposób nie zareagowała. Dobrą informacją jednak jest fakt, że na podstawie aplikacji poszkodowany oraz jego znajoma mają takie dane jak rejestracja pojazdu i imię oraz zdjęcie kierowcy.
TVN Warszawa skontaktowało się z Boltem w tej sprawie. Rzeczniczka firmy zapewniła, że nie tolerują takich sytuacji i w takich przypadkach od razu blokowane jest konto takiego kierowcy, a następnie nawiązywana współpraca z policją w celu wyjaśnienia sprawy. Nie ma jednak informacji, czy tak stało się w przypadku tego kierowcy.
Niejasna sytuacja z policją
Całe wydarzenie wiąże się jednak z bardzo skomplikowaną sytuacją z policją. Kiedy poszkodowany trafił do szpitala, na miejsce przyjechała policja - jedna z policjantek deklaruje jednak, że mężczyzna nie był w stanie podać żadnych konkretnych informacji dotyczących kierowcy, kursu czy samochodu którym jechał, a także nie był pewny, czy będzie składał oficjalne zawiadomienie w tej sprawie. Co więcej, chociaż od tego incydentu minął ponad tydzień, poszkodowany do dzisiaj nie pojawił się na komendzie.
W rozmowie z TVN mężczyzna powiedział jednak coś całkowicie innego. Z tych informacji wynika, że na komendę pojechał dzień po zdarzeniu - tam jednak nikt nie podjął z nim sensownej rozmowy, a policjant zalecił mu pojawienie się na komendzie 1 sierpnia, gdyż rzekomo dopiero wtedy mógłby złożyć oficjalne zawiadomienie. Policjantka, z którą kontaktował się TVN, twierdzi jednak, że mężczyzna zjawił się w komisariacie w poniedziałek 25 lipca i został uprzedzony o tym, że będzie musiał chwilę poczekać, aby złożyć zawiadomienie, jednak nie odmówiono mu jego przyjęcia ani nie padła żadna dokładna data, kiedy miałby pojawić się na komisariacie.
Sytuacja wydaje się zatem naprawdę zagmatwana - według źródła, mężczyzna nie pojawił się później na komisariacie ze względu na pracę oraz wyrobienie nowych dokumentów przez kradzież poprzednich, lecz w tym tygodniu zostanie oficjalnie złożone zawiadomienie o przestępstwie.
Jeśli pojawią się nowe szczegóły w tej sprawie, z pewnością o tym poinformujemy. Należy jednak przyznać, że wszystkie informacje napływające do nas w ostatnim czasie dotyczące kierowców “z aplikacji” są naprawdę przerażające - i jeśli nie zostaną podjęte odpowiednie kroki, to wkrótce większość ludzi zwyczajnie przestanie korzystać z takich usług, ze względu na obawy dotyczące swojego zdrowia i bezpieczeństwa.
Źródło: TVN Warszawa
Obrazek wyróżniający: Viktor Bystrov / Unsplash
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu