Dziennikarze dotarli do ponad 100 tys. dokumentów pokazujących jak Uber działał w latach 2013-2017. Z ujawnionych informacji dowiadujemy się m.in. o bliskich kontaktach z politykami, lobbowaniu na rzecz zmian w transporcie i "nielegalnej działalności".
Informacje, do których dotarł The Guardian trafiły do ICIJ - Międzynarodowego Konsorcjum Dziennikarzy Śledczych oraz organizacji z 29 krajów. Dzięki temu dziennikarze z całego świata mieli wgląd w setki tysięcy dokumentów, które rzucają nowe światło na działalność Ubera w latach 2013-2017. A trzeba przyznać, że ponad 124 tys. różnej maści informacji do przeanalizowania i sprawdzenia wymagać będzie nie tylko zaangażowania dużej grupy osób, ale i czasu. Już teraz na świat wypływają ciekawe fakty związane z prowadzeniem firmy przez jej ówczesnego szefa oraz kierownictwo, które nie wahało się korzystać z praktyk, które z pewnością nie powinny mieć miejsca.
The Uber Files. Pliki Ubera pokazują, jak firma działała w latach 2013-2017
Jednym z ciekawszych wątków, do których dotarła redakcja The Washington Post, jest tzw. "kill switch" - wyłącznik awaryjny na wypadek niespodziewanego nalotu policji lub organizacji rządowych. Pozwalał on na automatyczne wysłanie sygnału do skasowania wszystkich przechowywanych na serwerach dokumentów uniemożliwiając organom ścigania pozyskanie dowodów wskazujących na nielegalne działanie pracowników oraz kierownictwa firmy. Ta sama redakcja dotarła do informacji sugerujących, że dla poprawy wizerunku, warto wykorzystać przypadki ataków na kierowców, które miały miejsce m.in. w Europie w czasie starć z taksówkarzami. Kierownictwo miało przekazywać informacje mediom, które podkręcały sprawę i stawiały firmę w dobrym świetle. Firma miała też wykorzystywać te ataki jako kartę przetargową w rozmowach z politykami.
A skoro już jesteśmy przy politykach, to w dokumentach znalazło się wiele ciekawych faktów wskazujących, że szefostwo Ubera mocno zabiegało o ich wsparcie - i też je otrzymali. BBC wskazuje m.in. na obecnego prezydenta Francji Emmanuela Macrona, który jako minister gospodarki dostrzegał ogromny potencjał w obecności Ubera na rynku francuskim. W korespondencji można przeczytać o ogromnej wdzięczności i zadowolenia ze współpracy z francuskim rządem. Wątków politycznych w dokumentach jest znacznie więcej - wystarczy wspomnieć postać Neelie Kroes, unijnej komisarz, która mocno lobbowała na rzecz Ubera i, jak się okazuje, miała propozycję dołączenia do firmy na stanowisku doradcy. I to w czasie, gdy wciąż piastowała stanowisko wysokiego szczebla w Unii Europejskiej.
"To przeszłość". Uber odcina się od wydarzeń sprzed 2017 r.
W swoim obszernym komentarzu do wycieku, przedstawiciele Ubera odcinają się od wydarzeń sprzed 2017 r. wskazując, że pod kierownictwem Travisa Kalanicka, była to zupełnie inna firma. Wraz z wyborem Dary Khosrowshahiego jako CEO zaczął się zupełnie nowy okres odcinający grubą kreską nie tylko wydarzenia, ale i praktyki stosowane w firmie. Firma najwyraźniej chciałaby zamieść całą sprawę pod dywan, jednak skala wycieku informacji związanych z działalnością w latach 2013-2017 z pewnością będzie się ciągnęła długie lata. Tym bardziej, że do przeanalizowania pozostały tysiące plików zawierających nie tylko korespondencję, ale i wewnętrze dokumenty firmy. Nowych wątków będzie jeszcze więcej - pytanie tylko, czy przełożą się one na jakieś działania wymierzone przeciwko Uberowi.
Pięć lat temu, te błędy osiągnęły punkt kulminacyjny w jednym z najbardziej niechlubnych wydarzeń w świecie amerykańskich korporacji. Doprowadziły one do ogromnej kontroli społecznej, wielu głośnych procesów sądowych, wielu dochodzeń prowadzonych przez agencje rządowe i zwolnienia kilku członków zarządu.
Pełne oświadczenie Jill Hazelbaker, rzeczniczki Ubera, znajdziecie na oficjalnych stronach firmy.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu