Na Forspoken czekałem z wypiekami na twarzy, będąc przekonanym, że będzie to murowany kandydat do tytułu gry roku. Jak bardzo się myliłem…
Forspoken miało przeogromny potencjał. Na papierze wszystko się zgadzało
Zacznijmy od tego, jak Forspoken malowało się przed premierą. Za produkcję odpowiada Luminous Productions, czyli ekipa odpowiedzialna za Final Fantasy XV — wielkie IP, udana produkcja… no wszystko idealnie. Wydawcą za to jest Square Enix, które również ma naprawdę niezłą renomę. Przygodowa gra akcji z bohaterką w tajemniczym świecie fantasy, pojawiają się motywy czarów, twórcy są tego tak pewni, że przed premierą dostajemy grywalne demo — co tu może pójść nie tak?
Dołóżmy do tego fakt, że przy historii zaprezentowanej w grze maczały palce takie osoby jak Gary Whitta, którego możecie kojarzyć między innymi z filmu „Łotr 1. Gwiezdne wojny - Historie”, czy Amy Hennig, która ma w CV pracę w Naughty Dog. Tym Naughty Dog, które stworzyło przepiękne The Last of Us, czego owocem teraz jest fenomenalny serial na HBO. Jako, że gra nie pojawiła się na konsolach Xbox, a wyszła tylko na PlayStation 5 i PC, spodziewałem się, że Sony wejdzie w 2023 rok z buta i doda do swojej biblioteki gier na wyłączność prawdziwą perełkę. Cóż…
Fabuła, czyli pojedyncze momenty w nudnej i absurdalnej całości
W Forspoken wcielamy się w Alfre „Frey” Holland — młodą kobietę, która w istocie nie ma nic poza swoim kotem, Homerem. Protagonistka co chwilę wdaje się w nowe kłopoty, sąd to jej drugi dom, a potyczki z miejscowym gangiem nie są dla niej niczym nowym. Nie wygląda to ciekawie — i z tego względu celem Frey jest uzbieranie dostatecznej ilości pieniędzy, aby wyrwać się z Hell’s Kitchen i zacząć nowe życie w innym miejscu. Kiedy wszystko już zdaje się być na ostatniej prostej, nadchodzą pewne komplikacje, które niweczą plany bohaterki. Ta w rozpaczy snuje się w nocy po ulicach Nowego Jorku, zauważając w opuszczonym lokalu wyjątkową bransoletę. Nie zastanawiając się długo, sięga po nią i…
Zostaje przeniesiona do całkowicie nowego wymiaru. Bransoleta okazuje się nie być tylko biżuterią (wielką i ociekającą dripem, przy okazji), a… żyjącym stworzeniem. W wyniku tej fuzji Frey zdobywa magiczne moce i źródło wiedzy o Athii — krainie, w której właśnie się znalazła. W nowych realiach jednak wcale nie jest tak kolorowo, jak się wydaje — Athię dopadła zaraza o nazwie The Break, która pozmieniała wszystkie stworzenia w przerażające bestie, a ludzi w swego rodzaju zombiaki. Na domiar złego, zarządzające całą krainą Tanty również zmieniły się pod wpływem zarazy i rozpoczęły brutalne i bezwzględne rządy.
Jak się okazuje, Frey jest odporna na całe zło tego świata i — nie zgadniecie — to właśnie ona może sprawić, że losy Athii się odwrócą. Wyeliminowanie zarazy i uwolnienie tego świata spod rządów Tant jest motywowane chęcią zdobywania wiedzy i przede wszystkim powrotu do Nowego Jorku — bo okazuje się, że potyczki z gangsterami w Hell’s Kitchen to lepsze rozwiązanie, niż walka ze smokami.
Bohaterowie i dialogi, czyli kopanie leżącego
Całość więc nie zapowiada się wcale źle, lecz pierwsze około dziesięć godzin gry to prawdziwa męka. Po pierwsze, nie opuszczało mnie wrażenie, że gra nie przestaje obrzucać mnie samouczkami i odbierać mi bez jasnego powodu możliwości poruszania się magicznym sprintem (najlepszy sposób przemieszczania się w Forspoken, trzymając jeden przycisk Frey pędzi przed siebie jak szalona i pokonuje większość przeszkód bez żadnych problemów). Całości nie pomagają postaci, które spotykamy po drodze — bohaterowie są zwyczajnie… nijacy. Żadne wydarzenie fabularnie nie zdołało wzbudzić we mnie jakichkolwiek emocji i właściwie po przygodzie z Forspoken jestem obojętny względem każdej napotkanej tam postaci.
To jednak nie jest największa szkoda. Większym problemem jest to, jak bohaterowie zaczną cokolwiek mówić. W pierwszych minutach po przeniesieniu się Frey do Athii czułem niezwykłe wręcz zażenowanie — żarciki rzucane z ust młodej kobiety w stronę bransolety to książkowa definicja „cringe’u”. Myślałem, że przenosząc się do Cipalu (głównego miasta w grze), po napotkaniu innych fabularnych postaci, będzie nieco lepiej. Niestety, dialogi były albo żenujące, albo zwyczajnie… nudne. Jeśli uważacie, że Horizon: Zero Dawn lub Forbidden West pod tym względem zawodzi, to grając w Forspoken dojdziecie do wniosku, że Guerilla Games to prawdziwi mistrzowie w kwestii dialogów — a do tego tytułu im naprawdę daleko.
Fabuła Forspoken zapowiadała się naprawdę intrygująco. Finalnie jednak od Luminous Productions otrzymujemy przewidywalną historię zapełnioną nijakimi bohaterami, których losy są nam całkowicie obojętne… bo nawet jeśli postaci mają potencjał, to dostają za mało czasu. Wzruszające w teorii momenty przekładają się tylko na to, że wzruszamy ramionami, ziewając przy okazji. Fabuła później co prawda miewa swoje momenty, lecz ilość absurdów i rzeczy, które po prostu musimy zaakceptować „bo tak i kropka”, jest zbyt duża, żebym mógł ją z czystym sumieniem pochwalić.
Rozgrywka, czyli żółwie tempo, które odrzuci większość z Was
Sama rozgrywka, czyli głównie eksploracja Athii i walka, jest naprawdę niezła… ale dopiero po ~8-10 godzinach spędzonych w grze. Początek jest niezwykle wolny i właściwie jedyne umiejętności, jakie posiada Frey, to najprostsze czary (strzelanie kamieniami, czyli mashowanie R2 na padzie, specjalny atak uwiązujący przeciwników w miejscu na chwilę i jeden silny atak, który potrzebuje trochę czasu, żeby się naładować) i wcześniej wspomniany magiczny sprint.
Po czasie Frey ma dostęp do wielu innych rozwiązań — i te sprawiają, że rozgrywka może się podobać. Wszystko robi się bardziej dynamiczne i zwyczajnie ciekawsze i chociaż nadal daleko temu do perfekcji, to jest to zadowalający poziom — niestety, dotarcie do tego etapu dla większości graczy może okazać się zwyczajnie niemożliwe przez mozolny początek.
Sama Athia jest wypchana znacznikami i możemy robić zdjęcia pięknym lokacjom, odkrywać nowe punkty szybkiej podróży, walczyć z wrogami, mierzyć się z mini bossami, otwierać skrzynie z lootem i wiele, wiele więcej. Na brak aktywności narzekać nie można, lecz całość przypominała mi trochę świat z Pokemon Legends: Arceus — czyli mamy miejsce do pobiegania, ale właściwie niewiele więcej. W Forspoken dość szybko wkrada się monotonia, przez co mamy ochotę używać magicznego sprintu od jednej głównej misji do drugiej głównej misji. Walka — jak napisałem wyżej — potrafi zaangażować, lecz dopiero w późniejszym etapie. Pierwsze godziny z grą to wciskanie jednego przycisku w kółko.
Nie szata zdobi… grę wideo
Co z grafiką w Forspoken? Cóż, tutaj poziom jest bardzo… nierówny. Nowy Jork prezentuje się przeciętnie i miasto wypada dużo gorzej niż w przypadku na przykład Marvel’s Spider-Man. Większość akcji dzieje się jednak w Athii, a ta… również nie sprawia, że będziemy zachwyceni. Całość sprawnie gra kolorami i zielone rośliny potrafią pięknie wyglądać z czerwonym niebem w tle i błękitną rzeką, a także żółtą poświatą Frey podczas magicznego sprintu, lecz bez dwóch zdań nie jest to pokaz możliwości konsoli nowej generacji.
Lepiej za to wypada soundtrack. Ścieżka dźwiękowa raczej nie zapadnie mi w pamięci i nie będę do niej wracał na serwisach streamingowych, ale była ciekawym i przyjemnym dodatkiem do przygód w świecie fantasy.
Recenzja Forspoken — podsumowanie
Forspoken to wspaniały przykład zmarnowanego potencjału. Gra, która miała aspiracje być angażującym i zaskakującym pod wieloma względami AAA, finalnie wyszła zlepkiem wielu dziwnych pomysłów, które przypominają AA z zamiarem osiągnięcia czegoś więcej. Czy jest to gra tragiczna? Nie. Czy jest to gra godna polecenia? Również nie.
Jeśli Forspoken trafi do jakiegoś abonamentu albo będzie dostępne na fajnej promocji, uważam, że można spróbować — w końcu jest tutaj contentu minimum na kilkanaście godzin. Ot, to po prostu zwykły średniak, który może być zapchajdziurą w sezonie ogórkowym w branży. Jest to właśnie o tyle bolesne, że wszyscy spodziewali się czegoś zdecydowanie lepszego.
- Walka potrafi sprawiać radość, ale dopiero w późniejszym etapie gry
- Magiczny parkour jest przyjemny
- Przyjemny soundtrack, pasujący do klimatu świata
- Przewidywalna i nuda historia
- Niektóre absurdalne rozwiązania fabularne
- Bohaterowie są kiepsko napisani, w tym główna bohaterka
- Tragiczne dialogi
- Monotonia
- Niby pełny, a jednak pusty świat
- Nierówna grafika
- Zmarnowany potencjał
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu