Motoryzacja

Ford Capri powraca w elektrycznej odsłonie. Zapowiada się intrygująco

Kamil Pieczonka
Ford Capri powraca w elektrycznej odsłonie. Zapowiada się intrygująco
Reklama

Zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami, Ford elektryfikuje swoją europejską gamę modelową, a przy okazji przywraca do życia stare, kultowe marki. Capri nie jest jednak sportowym coupe, to oczywiście elektryczny crossover bazujący na platformie MEB stworzonej przez Volkswagena.

Ford niszczy legendę Capri?

O tym czy Capri faktycznie jest legendą można pewnie dyskutować. Model ten trafił do Europy jako taki tańszy odpowiednik Mustanga i zdobył pewne grono fanów. Jego produkcja zakończyła się jednak niemal 40 lat temu (w 1986 roku) i pewnie niewiele osób jeszcze go pamięta. Nie zmienia to faktu, że marka jest rozpoznawalna i dobrze się kojarzy, a Ford musi obecnie chwytać się wszystkich marketingowych sztuczek jeśli chce się utrzymać na Starym Kontynencie. Nowy Ford Capri to niemal bliźniak zaprezentowanego kilka miesięcy wcześniej Explorera. Jest od niego co prawda nieco większy (dłuższy) ale bazuje na tej samej platformie - MEB, stworzonej przez niemieckiego Volskwagena.

Reklama

To akurat żadne zaskoczenie, Ford już od kilku lat zapowiadał, że zamierza blisko współpracować ze swoim europejskim konkurentem na polu samochodów elektrycznych. Capri adresowany będzie do bardziej wymagających klientów, a o jego sportowym zacięciu może świadczyć premierowa oferta. W pierwszej kolejności na rynku pojawią się dwie wersje - słabsza z napędem tylko na tylną oś oraz mocniejsza z napędem na wszystkie koła. Bazą pierwszej jest bateria o pojemności 77 kWh oraz silnik generujący moc 286 KM i 545 Nm momentu obrotowego. W drugim modelu bateria będzie miała 79 kWh oraz dwa silniki, które będą w stanie wygenerować 340 KM i 545 Nm. Obie konfiguracje znamy oczywiście z topowych modeli elektryków koncernu VAG. W przyszłości pojawi się jeszcze słabsza wersja z baterią 52 kWh i silnikiem o mocy 170 KM napędzającym tylną oś.

Samo nadwozie nie nawiązuje może mocno do sportowego ducha tego modelu, ale na osiągi raczej nikt nie powinien narzekać. Nawet słabsza wersja (286 KM) jest w stanie rozpędzić się do 100 km/h w czasie 6,4 sekundy i osiągnąć prędkość maksymalną rzędu 180 km/h. W mocniejszym modelu czas do "setki" spada do 5,3 sekundy, co musi już robić wrażenie. Auto ma być przy tym całkiem oszczędne, Ford zapowiada zasięg rzędu niemal 630 km dla modelu z napędem tylko na tylną oś oraz 592 km w przypadku wersji z dwoma silnikami. Czas ładowania w zakresie od 10 do 80% to odpowiednio 28 i 26 minut. Co więcej będzie też całkiem praktyczny, bo jego bagażnik ma pomieścić ponad 570 litrów bagażu.

Ford Capri - w środku bez ekstrawagancji

Wnętrze nowego Forda Capri raczej mocno się nie wyróżnia. Mamy tutaj podobny układ jak w Volskwagenie, czyli mały ekran (5 cali) przed kierowcą i spory tablety zamontowany na konsoli środkowej. Ford jednak postanowił przenieść swój wyświetlacz o przekątnej 14,6 cala znacznie niżej, co pewnie niektórym bardzo się spodoba, a inni będą narzekać na ergonomię. Większość funkcji sterowana jest niestety dotykowo, co pewnie też nie wszystkim przypadnie do gustu. Podobać się może za to soundbar umieszczony na półce pod przednią szybą, choć chyba lepiej by wypadał gdyby rozciągnięto go na całą jej szerokość.

Ford Capri już w bazowej wersji wyposażenia dostanie 19-calowe felgi, wspomniany duży wyświetlacz, fotel kierowcy z funkcją masażu czy aktywny tempomat z asystentem jazdy w korku. W wersji Capri Premium felgi będą miały już 20 cali, pojawi się system dźwiękowy sygnowany logo B&O, elektryczna klapa otwierana gestem czy matrycowe reflektory Dynamic Matrix LED. Dopłacić trzeba będzie za to np. do ergonomicznych foteli, pompy ciepła czy szklanego dachu. Bazowa wersja z lakierem Vivid Yellow wyceniona została na 226 770 złotych. Za model Capri Premium trzeba już zapłacić 243 770 złotych. Dopłata do mocniejszej wersji to kolejne 20 tys. złotych, a np. za pompę ciepła trzeba zapłacić 6300 zł. Według konfiguratora na polskiej stronie Forda na odbiór samochodu trzeba będzie czekać pół roku.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama