Wracamy do Londynu, gdzie zamieszkują Sherlock Holmes i dr Watson. Ale to nie oni będą głównymi bohaterami tego serialu, lecz grupka nastolatków, tak zwana ferajna z Baker Street. Recenzujemy nowy serial Netfliksa.
Niesprawiedliwy tytuł i nietypowy Sherlock Holmes. Ferajna z Baker Street - recenzja
Sherlock Holmes i dr Watson nie są głównymi bohaterami serialu
Gdyby ktoś poprosił Was o wskazanie najpopularniejszej tematyki lub gatunków seriali oraz filmów, to nie sposób wśród nich nie wymienić tych inspirowanych książkami Arthura Conan Doyle'a. Twórcy dość regularnie powracają do jego dokonań i starają się na nowo opowiedzieć nam te same historie dodając coś od siebie lub próbując przedstawić je w zupełnie innych okolicznościach.
Nowy film Patryka Vegi na zwiastunie. „Small World” w obronie dzieci
Mieliśmy więc produkcje, które zawartością i realizacją przypominały filmy akcji, serial przenoszący akcję do nowoczesnego Nowego Jorku czy Londynu oraz historię o siostrze Sherlocka, gdzie słynny detektyw był tylko poboczną postacią. Tym razem wracamy do Londynu i na Baker Street, ale w zupełnie innej scenerii. Zamiast głównych ulic, tym razem przemieszczać będziemy się wraz z trójką młodych bohaterów bocznymi uliczkami i podziemiami. To tam będą na nich czekać sprawy do rozwiązania.
Kim jest ferajna z Baker Street?
A będą one zlecone przez nikogo innego tylko samego... dr Watsona, choć oczywiście Sherlocka też będzie nam dane poznać. Okazuje się bowiem, że obydwaj panowie nie są zainteresowani zajmowaniem się sprawami, które mogą splamić ich skrzętnie wypracowany wizerunek, dlatego będą przekazywać część zleceń ferajnie z Baker Street. Jessie, Bea, Billy i Spike są skazani na siebie od najmłodszych lat, dlatego dbają o siebie nawzajem tworząc pewnego rodzaju rodzinę.
Disney wznawia ulubioną markę, ale będziecie rozczarowani. Wraca Skarb Narodów
Gdy pojawi się szansa na poprawę ich sytuacji, a jednocześnie przysłużenie się czemuś, to zdecydują o podjęciu wyzwania i rozwiązywaniu sprawy za sprawą. Nie zawsze są jednomyślni, powiedziałbym nawet, że dość rzadko się ze sobą zgadzają, ale ta różnorodność charakterów oraz poglądów nie tylko im pomaga, ale sprawia także, że seans nie jest nudny. Potyczki słowne, w których nie brakuje humoru, a także wielowątkowość zdarzeń urozmaicają opowiadane historie.
To serial młodzieżowy, ale z pomysłem na siebie
Na cały serial należy jednak patrzeć jak na produkcję młodzieżową, która ma za zadanie wypełnić lukę po zakończonych lub przerwanych serialach. Nie jest to następca „Stranger Things”, ale wierzę, że serial ma szansę zebrać wokół siebie grono fanów, którzy będą wyczekiwać nowych odcinków z utęsknieniem. Pytanie tylko, do jakiego stopnia możliwe będzie eksploatowanie dzieł Doyle'a i kreowanie wyjątkowych, ze względu na swoją specyfikę, spraw kryminalnych. Patrząc na całość z przymrużeniem oka można się dobrze bawić, jednak momentami odczuwalne jest dość powierzchowne traktowanie produkcji, która nie chce być nazbyt poważna. Nie wiem, czy to przyzwyczajenie do "Sherlocka" wywołuje u mnie takie przyziemne nastawienie, czy coś innego, ale mam trochę dosyć lekkości w produkcjach z Sherlockiem Holmesem.
To spektakl czy serial?
W takim serialu jak "Ferajna z Baker Street" niezwykle ważna jest oprawa wizualna, która wraz z kostiumami przenosi nas do ery wiktoriańskiej. Scenografie nie rozczarowują, ale czujne oko zauważy, że nie ma w tym serialu zbyt wielu zdjęć plenerowych i głównie poruszamy się po skrupulatnie przygotowanym planie wewnątrz studia. Są sytuacje, gdy nadaje to serialowi ciekawej specyfiki, bo można go zacząć traktować jak spektakl, ale niektóre sceny aż prosiły się o nagranie ich na prawdziwej ulicy z prawdziwymi budynkami.
Netflix podbija Polskę! Zapowiedziano 5 nowych filmów i 4 nowe seriale
Może jednak na to przyjdzie kolej przy nowym sezonie, który w przypadku sukcesu debiutanckich odcinków otrzyma większy budżet. Ten podniósłby atrakcyjność serialu i gdyby do tego dołożyć również zmianę tonu produkcji, by nie była tak jednoznacznie kierowana do nastolatków, to "Ferajnie z Baker Street" nie mielibyśmy prawie nic do zarzucenia.
To miłe, że wciąż nie brakuje pomysłów na adaptacje historii Arthura Conan Doyle'a, tym bardziej, że sprawy przerzucane przez detektywów na ferajnę bywają intrygujące. Dla przykładu, szukanie odpowiedzi na to, jaki sposób zaginęło dziecko, skoro pomieszczenie miało być zamknięte od zewnątrz, a nikogo nie widziano w okolicy, prowadzi nas do ciekawych pomysłów na rozwiązania. Tym bardziej, że w grę wchodzą wydarzenia paranormalne, z którymi Watson czy Holmes nie chcą mieć w ogóle do czynienia. To nadaje całości odrobinę wyjątkowości i jeżeli interesują Was takie nadprzyrodzone przypadki, to "Ferajna z Baker Street" może Wam się spodobać niezależnie od wieku.
Niesprawiedliwy tytuł Ferajny z Baker Street
Z oczywistych względów w całym materiale odnosiłem się do tego serialu jako do "Ferajny z Baker Street", ale warto wiedzieć, że oryginalny tytuł brzmi "The Irregulars" i odnosi się nie tylko do samych postaci, ale całego świata i sprawi, o których opowiada serial. Myślę, że polskie tłumaczenie tytułu jest niesprawiedliwie i odbiera część uroku produkcji, a niektórych widzów może wręcz odstraszyć.
Netflix idzie w sci-fi. „Pasażer nr 4” pokaże lot na Marsa
Osiem odcinków 1. sezonu "Ferajna z Baker Street" debiutuje dzisiaj na Netflix.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu