Flagowce — to one napędzają sprzedaż, budują markę i pokazują najlepsze i najnowocześniejsze rozwiązania na rynku. Kosztują krocie — i naprawdę trudno byłoby mi usprawiedliwić taki wydatek, skoro jest wiele tańszych, doskonałych, alternatyw.
Flagowe telefony komórkowe to te cudeńka, do których wzdychają wszyscy miłośnicy elektronicznych gadżetów. To tam znajdziemy najnowocześniejsze rozwiązania podane w najlepszej możliwej formie: przemyślane i dopracowane w najdrobniejszych szczegółach. To właśnie te smartfony wyznaczają trendy, to od nich zapożyczają sprzęty z niższej półki. Kosztują krocie i... im bardziej się nad tym zastanawiam, im więcej takich urządzeń przewija się przez moje ręce, mam wrażenie że tak naprawdę lwia część użytkowników ich nie potrzebuje. A już na pewno nie w najnowszym wydaniu, tuż po premierze.
Są lepsze sposoby, by wydać 4000 złotych
Skoro są najnowsze, najlepsze i doskonałe w każdym calu — muszą swoje kosztować. Szybki rzut okiem na Ceneo i okazuje się, że magiczna granica 4000 złotych została przebita i... stała się standardem. To że tylko kosztuje iPhone X wszyscy wiemy — ale dołączyły tam również Samsung Galaxy Note 9 oraz Galaxy S9 Plus. Reszta kolegów w tej samej klasie też potrafi kosztować powyżej trzech tysięcy — co też jest zawrotną sumą. I w żaden sposób nie będę próbował dyskutować z tym, że wszystkie wymienione urządzenia nie są świetne — bo uważam, że to naprawdę dopracowane sprzęty. Problem polega jednak na tym, że patrząc na ich cenę, a także porównując ze sprzętami z zeszłego roku które zdążyły już stanieć — bez mrugnięcia okiem wybieram modele zeszłoroczne. Bo to nie jest tak, że przez tych kilkanaście miesięcy stają się bezużyteczne i czas o nich zapomnieć, wymieniając je na nowszy model.
Na co dzień korzystam z dwóch smartfonów: iPhone 7 oraz HTC U11. Pierwszy z nich zadebiutował na rynku jesienią 2016, drugi — wiosną 2017. Obaj doczekali się już godnych następców — no i fajnie! Ale w żaden sposób to nie umniejsza tym modelom — a w przypadku HTC U11 którego można nabyć już za niespełna 1600 złotych (vs HTC U12 Plus którego ceny zaczynają się od 3200 zł) naprawdę nie widzę potrzeby, by przesiadać się na nowszą słuchawkę HTC. Z iPhone sprawy mają się podobnie — a dodam też, że kupiłem go już po premierze ósemki. Nie był najnowszym sprzętem w portfolio Apple (no i?), kosztował mnie mniej niż 2000 złotych i... wciąż fantastycznie działa. I tak długo jak nie będzie sprawiał problemów — przesiadka będzie musiała zaczekać, a prawdopodobnie i tak, analogicznie, nie będzie to najnowszy model.
Tańszych alternatyw jest dużo więcej
Może zatraciłem już zmysł gadżeciarza — i kolejne błyskotki nie robią na mnie takiego wrażenia. Wychodzę z założenia, że sprzęt z którego na co dzień korzystam ma po prostu działać i nie sprawiać problemów. I tak długo, jak wszystko jest w porządku, nawet najlepsze dodatki i oferty nie będą w stanie przekonać mnie do wydania kilku tysięcy złotych... bo i po co. Dodatkowym aspektem w przypadku najnowszych flagowców jest też kwestia tego, że średnia półka smartfonów ma się lepiej niż kiedykolwiek. Posiada rozwiązania znane z flagowców, nienaganny design i świetne podzespoły. A przy okazji kosztuje znacznie mniej.
Rynek smartfonów się zmienia. To już nie są czasy, że do wyboru mieliśmy sprzęty fantastyczne (drogie) i ledwo działające (tanie). Mamy to szczęście, że w tej półce pomiędzy jest w czym wybierać — i nawet co bardziej wymagający znajdą tam coś dla siebie. Dlatego zakup nowego flagowca, jakkolwiek fantastyczny by on nie był, trudno byłoby mi usprawiedliwić jakimiś racjonalnymi powodami. No, może poza zamiłowaniem do najnowszych błyskotek, ale to z racjonalnością ma niewiele wspólnego. Nie mówiąc już o faktycznym zapotrzebowaniu na taki sprzęt. Jego producenci jednak mają powody do radości — przecież kolejne warianty ich topowych słuchawek sprzedają się jak świeże bułeczki i każdy kolejny iPhone czy flagowy produkt z rodziny Galaxy bije rekordy poprzedniego...
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu