Kierowcy ciężarówek oraz taksówkarze się boją. Boją się także "cierpy" i "gabaryciarze" - czyli nieco mniej przyjaźni dla ogółu kierowcy dużych i małych pojazdów. Ci, dla których jazda samochodem to zawód, z pomocą którego mogą zarobić na chleb obawiają się takich aut, które nie potrzebują pomocy człowieka w dowiezieniu go do celu. I mają rację, chociaż nie oznacza to, że tego typu pojazdy będą nam jedynie niszczyć rynek pracy.
"Autonomiczne samochody zabiorą nam pracę" - prawda i kłamstwo jednocześnie
Kiedy automatyzacja procesów produkcyjnych oraz wykorzystanie robotów było jeszcze pieśnią przyszłości, pracownicy obawiali się, że wkroczenie tego typu innowacji do fabrycznych hal spowoduje znaczny spadek zatrudnienia w sektorze produkcyjnym. Czy do tego doszło? Nie - automatyzacja oraz roboty spowodowały, że postawiono jeszcze więcej fabryk, w których i tak zatrudniono tabuny pracowników. W przypadku autonomicznych pojazdów mamy jednak do czynienia z rzeczywistą intencją zastąpienia człowieka: obowiązki kierowcy ma bowiem przejąć autonomiczna maszyna, a zatem jeden z popularniejszych zawodów ma szansę stać się "niepotrzebny".
Więc rację mają ci, którzy obawiają się, że zostaną zastąpieni?
Oczywiście, że tak. Zawodowy kierowca w sposób uzasadniony obawia się zastąpienia przez maszynę. Jego umiejętności nijak mają się do tego, co potrafi hipotetyczny jak na razie absolutnie dopracowany i dopuszczony do użytku publicznego autonomiczny system. Maszyna będzie znacznie dokładniejsza, bez problemu poradzi sobie z analizą mnóstwa czynników jednocześnie i oprze się typowej dla ludzi pokusie "szarży". Nie jest tajemnicą fakt, iż to często brawura połączona z absolutnie złymi decyzjami w konkretnym miejscu i czasie zabija na drogach. Maszyna nigdzie się nie spieszy, jest ukierunkowana na wykonanie celu w taki sposób, jak została zaprogramowana. Nie będzie drogowym szeryfem, nie będzie brać zakrętu obliczonego na "bezpieczne 30 km/h" jadąc tam grubo ponad 70 km/h. Zrobi to, co do niej należy i odznaczy się znacznie wyższym poziomem bezpieczeństwa.
Motywy, dla których zamierzamy zastąpić kierowców w ogóle są naturalne i co więcej - atrakcyjne. Większe bezpieczeństwo na drogach, choćby miało się odbyć kosztem eliminacji ludzi z prowadzenia aut to wartość nadrzędna, która uświęca cel takich firm jak Waymo, czy też Uber. Z racji swojego położenia zawodowi kierowcy zdają się nie akceptować nawet tych argumentów, odnosząc się jedynie do tego, że wkrótce mogą mieć problem ze znalezieniem pracy zgodnej z ich umiejętnościami. I po raz kolejny - mają rację, tyle że wszechświat nie uznaje próżni i wraz z zupełnie nowym rynkiem pojawi się nowe zapotrzebowanie na pracowników wyspecjalizowanych w konkretne umiejętności.
Autonomiczne pojazdy potrzebują ludzi - nie tylko do ich przewożenia
Myli się ten, kto uważa, że autonomiczne pojazdy to wynalazek, który można sobie "puścić samopas" i jedynie patrzeć jak wszystko dzieje się samo. Za każdą infrastrukturą ostatecznie i tak stoją ludzie: programiści, inżynierzy - odpowiedzialni kolejno za stworzenie autonomicznego systemu, jak i jego obsługę. W doskonałym artykule na ten temat Ars Technica wyjaśnia, że flota Waymo wymaga osób, które będą nadzorować działanie systemu.
Dajmy na to - doszło do zablokowania drogi i autonomiczny pojazd potrzebuje alternatywnej, by osiągnąć zadany mu cel. Do tego potrzebny już będzie człowiek, który wyznaczy nową trasę, potwierdzi jej bezpieczeństwo oraz zgodność ze zleceniem, a następnie wyda zgodę dla konkretnego pojazdu na wykonanie zadania w sposób "awaryjny". Samochody Waymo też musi mieć kto testować, nie inaczej jest z ich serwisowaniem. Bezpieczna maszyna to... zdrowa maszyna - a nawet autonomiczny pojazd może się zepsuć. Zresztą, obstawiam, że skomplikowanie tych sprzętów spowoduje, że ich częsty i gruntowny serwis będzie jedną z ważniejszych czynności w ich kontekście.
Tylko, czy uda się zapewnić pracę absolutnie każdemu, kto został zastąpiony?
Zabrzmi to brutalnie, ale odrobinę pomoże nam w tym sama natura. Doświadczeni kierowcy ciężarówek mający po 40 / 50 - parę lat nie będą żyć przecież wiecznie i ich najpewniej jeszcze ominie gwałtowna transformacja tego rynku. Młodsi natomiast mogą zacząć się zastanawiać, czy obrana przez nich droga jest słuszna i czy nie warto by było choćby zacząć myśleć o podnoszeniu swoich kwalifikacji. Jestem pewien, że "technik - logistyk", znający specyfikę rynku autonomicznych pojazdów to zawód przyszłości. Będzie to połączenie menadżera średniego szczebla z człowiekiem, który jest doskonale obeznany w tej działce technologicznej oraz obsłudze systemów działających obok autonomicznych pojazdów, np. do zarządzania flotą.
Nie do końca jest więc tak, że postęp zabiera pracę ludziom: zazwyczaj okazywało się, że dla człowieka zawsze było "coś do roboty" i tutaj najprawdopodobniej będzie podobnie. W tym momencie nawet firmy analityczne obawiają się jakichkolwiek szacunków, sypiąc jedynie ogólnikami i przy okazji zgodnie twierdząc, że raczej nie będzie tak źle. Do tej pory bowiem okazywało się, że technologiczne zmiany indukowały wzrost zatrudnienia wspierając jedne profesje, a w przypadku innych - ograniczając ich wagę.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu