Wieść gminna niesie, że Twitter w rękach Muska jest zagrożeniem dla świata. A gdzie tam. To stanowiłoby przecież zaprzeczenie celu miliardera. Twitter ma wreszcie na siebie zarabiać i przy okazji tego świata nie spalić. Od tego bowiem zależy przecież jego sukces.
Elon Musk chce zbawić Internet. Lepszy Twitter w garści, niż Tesla na dachu
Drama z przejęciem Twittera dotarła na szczęście do końca - nie dla każdego przyjemnego. 44 mld dolarów "nie bardzo" swoich pieniędzy poszło w uzyskanie nieco zakurzonego, hermetycznego medium społecznościowego opanowanego przez polityków, mediaworkerów oraz influencerów wszelkiej maści. Dobrego w swojej prostocie: to właśnie tam przecież wyemigrowałem z Facebooka, który stał się po pewnym czasie zbyt intruzywny i ociężały. Nie czułem przyjemności z używania tego medium.
Twitter nie obciąża człowieka tym, co "może chcieć widzieć", nie żebrze o uwagę. Robić mogą to za to konta, które obserwujemy. Człowiek nie ma odczucia, że medium społecznościowe ciągnie go za uszy i wsadza mu nos w wyświetlacz, szepcząc: "oglądaj mnie".
Lewacki Twitter
Po banie dla Donalda Trumpa za zainspirowanie ataku na Kapitol, środowiska związane z partią Republikanów oraz prawicą obwieściły, że Twitter opowiedział się po jednej ze stron ideologicznego konfliktu. Oczywiście umiejscowiono go daleko po lewej stronie, gdzie wysmarowywano najgorsze inwektywy w jego kierunku - jakoby miał wspierać wyłącznie lewą stronę. W wielu anty-Twitterowych wykwitach obrażano menedżerkę Twittera - Vijayę Gadde, którą utożsamiano z "cenzurą" w tym medium oraz działalnością ideowopodobną. Przypomnę jedynie - Musk zwolnił tą Panią, która odwdzięczyła mu się spojrzeniem pełnym miłości na głośnym zdjęciu. Film z przekazania jej radosnej wiadomości jest według mnie po stokroć lepszy.
Musk natomiast twierdzi, że chce wspierać "wolność słowa" na Twitterze. W połączeniu z jego szalonym usposobieniem oraz bywaniem chorągiewką (jak to było w przypadku Ukrainy) - wyszło na to, że nawet takie szuje jak Trump (zgodnie ze słowami Muska zresztą) mogą liczyć na odbanowanie:
(Ban dla Trumpa - przyp. red.) to była moralnie zła i w najwyższym stopniu głupia decyzja
Elon Musk w trakcie wideokonferencji dla Financial Times
Jeżeli Elon Musk chce utrzymać Twittera w ryzach, nie może pozwolić sobie na taki ruch. Ban dla Trumpa, który podburzył społeczeństwo i za sprawą swoich decyzji doprowadził do śmierci 5 osób po szturmie na Kapitol - jest absolutnie zasadny. Ten człowiek jest politycznie skończony: nikt, kto dopuścił się takiej rzeczy nie powinien uczestniczyć w życiu publicznym. Koniec. Kropka. Mogłem tolerować tego człowieka, dopóki popierdywał sobie w tweetach o rzeczach niestworzonych i robił ze swojej prezydentury szopkę. Ale po tej tragedii - absolutnie zgadzam się z tą decyzją.
Jednocześnie jestem za wolnością słowa. Tyle, że są ludzie którzy postrzegają ją na wszelkich poziomach źle. Wartość jaką jest wolność słowa, nie jest szmatą którą można wytrzeć każdy ściek. Mówienie rzeczy ekstremalnie głupich i szkodliwych nie mieści się w czymś, co nazywany wolnością słowa. Ludzie, którzy o nią walczyli wiedzieli, ile ona znaczy. A w niej zawiera się również odpowiedzialność za swoje słowo.
Nie wierzę, że ktoś taki jak Musk o tym nie wie. Załóżmy, że Twitter będzie wspierał wolność słowa tak bardzo, że odbanuje wszystkich i będzie miał w pompce to, co się na nim dzieje. Taka "wolność słowa" przetrwa tam do pierwszego koniecznego bana i kwiku któregoś z obozów. Zarządzanie Twitterem przez taki kryzys może i jest w stylu Elona Muska. Ale przecież to medium ma zarabiać pieniądze. W przeciwnym wypadku Elon technicznie rzecz biorąc - utopi nieswoją kasę.
Zweryfikowane konto za 8 dolarów miesięcznie. Ja kupię
Rozmawiałem o tym z Kamilem Świtalskim. Mój wydawca obawia się o to, że jak tylko pojawi się dużo "zweryfikowanych" kont na Twitterze, będzie jak z satyrycznym kontem "Człowiek Bóbr" - polskim śmieszkiem, który wcielał się w różnych polityków, dziennikarzy i... robiąc sobie żarty - wprowadzał wiele osób w błąd. Jego "zarzutki" były na tyle dobre, że użytkownicy Twittera łapali się na nie pierdyliard razy. Dopiero za pierdyliard pierwszym otrzymał bana (po licznych zgłoszeniach), ale i tak założył kolejne konto.
Wiecie, dzięki tak niskiemu progowi wejścia w weryfikację (8 dolarów miesięcznie to nie ogromny majątek), może pojawić się mnóstwo trolli i wytworzy się doskonałe środowisko dla dezinformacji. Zgadzam się - może tak się stać, ale... to działo się już wcześniej. Zresztą - Elon Musk doskonale wie, że na razie "ptaszek" obok nazwy użytkownika oznaczający weryfikację ma dosyć sporą wartość, którą zamierza zmonetyzować. Chce wytworzyć klub ludzi, którzy chcą i mogą zapłacić za Twitter Blue oraz przyspawane do niego funkcje. Po pewnym czasie te oznaczenia stracą na wartości, bo będzie ich dużo. Zadziała mechanizm znany z gospodarki wolnorynkowej - nie straci nikt, zarobi Twitter.
Zresztą, hipokryzją podszyte jest upatrywanie w Musku okazji do zagnieżdżenia się w Twitterze wszelkich niebezpiecznych kont oraz środowisk. Krytycy mówią, że za chwilę wejdą tam trolle najgorszego sortu, pedofile, simpo-oblechy, mizogini, homofoby i cała reszta. Ale chwila, czy aby Twitter już teraz nie toleruje "niebezpiecznych" kont u siebie?
Przecież środowisko QAnon ma się bardzo dobrze na Twitterze. Rosyjscy przedstawiciele tamtejszej machiny terroru mają jedynie oznaczenie wskazujące na ich powiązania z rządem FR. Piewcy teorii spiskowych oraz "ruskiego miru" również mają się świetnie. Za rozsiewanie fake newsów nikt ich nie banuje. Są jedynie przydawane śmieszne oznaczenia treści jawnie fałszywych. Ale to wszystko. Tam nikomu krzywda się nie dzieje. Przypomnę - we wrześniu ponad 30 reklamodawców zauważyło swoje reklamy obok tweetów zawierających takie słowa jak "gwałt" i "nastolatki". Czy aby więc Twitter nie jest medium, w którym wolność słowa panuje już teraz?
Sam zgłaszałem niejednokrotnie treści nienawistne, nienadające się do powielania w przestrzeni publicznej. Rozsiewające informacje jednoznacznie niebezpieczne, niewarte nawet cytowania. Pełne jadu oraz nastawione na wywołanie zamętu. Twitter wielokrotnie nie widział w nich nic złego.
Śmieszy mnie więc mówienie, że Twitter w rękach Muska jest zagrożeniem dla świata. Śmieszy mnie ponadto straszne oburzenie tym, iż go nabył i wprowadza tam własne porządki. Zamykanie się w ideowym ogródku i pokazywanie języka wszystkim poza nim nie jest dobre. Nic złego się nie stanie. Bądźcie spokojni o świat. Rozsiądźcie się w fotelu i patrzcie, co zrobi Elon z ptakiem w dł... tfu. W portfelu. ;)
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu