Felietony

Artystyczna makabra w przepięknej oprawie. „Na Zachodzie bez zmian” to piekło wojny w czystej postaci

Patryk Koncewicz
Artystyczna makabra w przepięknej oprawie. „Na Zachodzie bez zmian” to piekło wojny w czystej postaci
Reklama

Błoto, deszcz, głód i wszechobecna śmierć. Jeśli pokazywać wojnę w filmach to tylko tak, jak robi to „Na Zachodzie bez zmian”.

Wojna. Ten niezwykły czas w historii, który od wieków intryguje niezliczone zastępy mężczyzn. Choć wojen ludzkość doświadczyła bez liku, wciąż tak łatwo przychodzi nam romantyzować ten najgorszy przejaw człowieczej natury. Miliony istnień pogrzebanych bezsensownie na tak wielu frontach, zmierzało do boju z dumą, podekscytowaniem i nawiną chęcią zapisania się na kartach historii jako zwycięzca. Dokładnie tak, jak bohaterowie Na Zachodzie bez zmian, filmu pokazującego wojnę taką, jaka jest w rzeczywistości. Brudną, bezlitosną i wypełnioną odorem rozkładających się ciał szewców, farmerów i robotników, których nazwano żołnierzami.

Reklama

Zwiedzeni chwałą

All quiet on the Western Front to druga już adaptacja filmowa powiesić Ericha Remarque, wydanej pod tym samym tytułem w 1929 roku. Jedno z najbardziej znanych dzieł antywojennych zostało spisane ręka człowieka, który na własne oczy doświadczył piekła I wojny światowej.

Bohaterowie filmu – podobnie jak sam pisarz – na fali entuzjastycznej propagandy zaciągają się ochoczo do wojska, skuszeni wizją chwały, bohaterstwa i patriotyczną potrzebą spełnienia obowiązku. Paul, Albert i Franz, których obserwujemy od pierwszych minut filmu, to zgraja niedoświadczonych życiem i żądnych przygód młodzieńców. Presja społeczeństwa nie pozostawia zbyt wiele pola do manewru. Wybór między wykluczeniem i bohaterskim marszem na Paryż nie jest trudny, a prężnie działająca manipulacja nacjonalistów stopniowo popycha chłopców ku nieuchronnej zagładzie.

Radość z przydziału i własnego munduru to ostatnie miłe chwile, przed 2 latami spędzonymi w piekle. Od momentu postawienia stopy na bagnistej ziemi będzie już tylko gorzej.

Piekło frontowej codzienności

Ostatnie zdanie poprzedniego akapitu nie jest przypadkowe, bo film celowo kreuje narrację, która stopniowo staje się coraz bardziej beznadziejna. Możemy go w zasadzie podzielić na dwie części: artystyczną i fabularną. Sielankowe wręcz ujęcia zamglonych drzew i leśnych potoków kontrastują tu z koszmarną codziennością na froncie. Akcja naprzemiennie zwalnia i przyspiesza, zupełnie tak, jakby reżyser chciał pokazać nam, że tuż obok wybuchów i zawodzenia rannych życie wciąż toczy się po staremu.

Na Zachodzie bez zmian to ponad dwugodzinny seans, ale nie można mówić tu o przedłużaniu. Akcję moglibyśmy porównać do zjeżdżalni w otchłań, która na zakrętach staje się coraz bardziej stroma. Na pochwalę zasługuje świetna oprawa dźwiękowa Volkera Bertelmanna, nadająca rytm i budząca nieustający niepokój nawet w pozornie bezpiecznych momentach. Bo zagrożenie czaić się może z każdej strony, a bagnet wroga jest równie śmiercionośny co zgniłe jedzenie i brudna woda.

Źródło: Netflix

Szybko okazuje się, że wyobrażenia o wojnie niewiele mają wspólnego z rzeczywistością. Wyprasowane mundury nasiąkają krwią, błotem i ekskrementami, a świeżo czyszczona broń zacina się w strugach ulewnego deszczu. W Na Zachodzie bez zmian codzienne życie żołnierzy zostało przedstawione bez romantyzowania. Młodzieńcze ambicje ulatują wręcz z przerażonych twarzy wycieńczonych szeregowców, a z każdą chwilą sytuacja staje się coraz gorsza.

Przygnębiający brak nadziei to niepisany bohater filmu, towarzyszący nie tylko bohaterom, ale także widzom. Film miał nie oceniać i nie tłumaczyć. Trzeba przyznać, że ten zabieg zakończył się sukcesem, choć łatwiej byłoby po prostu wskazać „tego złego” i ułatwić odbiorcy robotę. W filmie zarówno Niemcy, jak i przesiadujący po drogiej stronie „ziemi niczyjej” Francuzi pokazani są z perspektywy pionka w grze opasłych dowódców. Jakże łatwo decyduje się o tysiącach żyć, siedząc za bezpiecznym biurkiem, czyż nie? Jeśli więc widz koniecznie potrzebuje wycelowania ostrza gniewu w konkretną stronę, to powinien zrobić to właśnie w kierunku pociągających za sznurki generałów, dla których ofiary są tylko liczbami w raporcie.

Reklama

Czy wojna może wyglądać dobrze?

Przed seansem trzeba przygotować się na naprawdę mocne sceny. Twórcy bez ogródek pokazują piekło wojny, a kadry pełne nieuzasadnionej brutalności i wszechobecnej śmierci wbijają w fotel. Jak to w filmach wojennych – trup ściele się gęsto, jednak to nie sama walka gra tutaj główne skrzypce. Szokuje przede wszystkim konieczność wyzbycia się człowieczeństwa dla przetrwania. Plądrowanie zwłok w poszukiwaniu czegoś do jedzenia lub długie sceny zdejmowania nieśmiertelników z martwych towarzyszysz to momenty, w których nie raz zdarzało mi się wstrzymać oddech.

Źródło: Netflix

Z drugiej jednak strony nie zabrakło też pięknych ujęć, świetnej gry świateł i realistycznie odtworzonej scenografii. Budzi to u odbiorcy dysonans, który niejako ukazuje głupotę i bezcelowość wojennej rzeczywistości.

Reklama

Żołnierze – głodni, chorzy i przemarznięci – czekają jedynie na kolejny rozkaz i kolejny gwizdek, by opuścić okopy i powłóczyć nogami wprost pod gniazda karabinów. Bo są wszakże tylko ludźmi, którzy wykonują rozkazy, jednak to człowieczeństwo wygasa z każdym dniem spędzonym w okopach. Przekaz ten niezwykle groteskowo jawi się w obliczu wydarzeń za naszą wschodnią granicą. Choć realia i okoliczności uległy zmianie, to podstawy wciąż są te same: sukcesy dowódców okupione są tragedią maluczkich.

War. War never changes

I wojna światowa pochłonęła 17 milinów istnień. Zażarte walki niejednokrotnie w ogóle nie przesuwały linii frontu. Na Zachodzie bez zmian jest pięknym wizualnie ostrzeżeniem, które brutalnością i bezpośredniością wbija widzowi do głowy prawdę o wojnie. Teoretycznie jest to kolejny filmy o tym samym, ale przedstawiony bez patyczkowania się. Próżno szukać tam pozytywnego zakończenia, bo i powrót z frontu to jeszcze nie wszystko. Ranni, osieroceni i przygnębieni traumą. Kwiat młodzieży, który musi ponieść konsekwencje uwierzenia w przekoloryzowaną wizję.

Dzieło Edwarda Bergera to jeden z najlepszych filmów wojennych jakie miałem okazję zobaczyć, czyniąc go tym samym najlepszym tytułem tej kategorii, jaki możecie obejrzeć na Netfliksie. A dobrze wiemy, że to poważne wyróżnienie, bo Netflix i „najlepszy film” rzadko idą w parze.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama