Audio

Elgato Wave DX i Wave XLR - recenzja. Do podcastu lub streamowania nic więcej nie potrzeba

Tomasz Popielarczyk
Elgato Wave DX i Wave XLR - recenzja. Do podcastu lub streamowania nic więcej nie potrzeba

Oferta Elgato rozrasta się o nowe kategorie sprzętu, co nie powinno dziwić. Jakiś czas temu firma zaprezentowała interfejs audio dla mikrofonów ze złączem XLR, ale… nie miała takowego w swoim portfolio. W końcu nadszedł moment, aby to zmienić. Wave DX to pierwszy mikrofon dynamiczny Elgato. Czy udany?

Na wstępie trzeba zaznaczyć, że mikrofony dynamiczne cieszą się obecnie sporą popularnością. Coraz więcej osób nagrywa podcasty, streamuje na żywo, realizuje kursy i podejmuje inne, podobne aktywności. Tutaj dynamiczne konstrukcje, które nie są tak czułe, jak ich kondensacyjne odpowiedniki, sprawdzają się znakomicie, eksponując wokal i skutecznie odcinając autora od odgłosów otoczenia. Z technologicznego punktu widzenia są to prostsze i tańsze konstrukcje, co przekłada się na stosunkowo przystępne ceny. Choć nie brakuje tutaj i propozycji za nawet ponad 2 tys. zł, jak sławetny Shure SM7B będący pewnym standardem branżowym wśród profesjonalistów.

Elgato Wave DX do segmentu wspomnianego SM7B nie aspiruje. To półka cenowa poniżej 500 złotych. Co otrzymujemy w za takie pieniądze? Jeżeli chodzi o zawartość pudełka to stosunkowo niewiele, bo mikrofon jest sprzedawany bez kabla i bez jakichkolwiek dodatkowych akcesoriów – nie licząc dwóch adapterów do uchwytu pozwalających na montaż na różnych statywach.

A tych w przypadku mikrofonu dynamicznego XLR kilka jest. Przede wszystkim musimy zaopatrzyć się w interfejs (tu w tej roli występuje Elgato XLR), wspomniany kabel XLR oraz statyw. Jeżeli chodzi o ten ostatni, mamy do wyboru całe mnóstwo propozycji – niekoniecznie z logo Elgato, bo stosowane gwinty są uniwersalne.

Elgato Wave DX z bliska

Mikrofon ma stosunkowo prostą, podłużną konstrukcję. Mierzy 53 x 53 x 146 mm przy wadze 440 g. Obudowę wykonano z hartowanej stali, co ma mieć znaczenie podczas redukcji szumu wewnętrznego. Jedynie spodnia część i oblamówka tuż przy wierzchu są z tworzywa sztucznego. Tę ostatnią zresztą łatwo zdjąć – kryją się pod nią zaczepy pozwalające ściągnąć wieko maskownicy.


A skoro o tym mowa, mniej więcej dwie trzecie konstrukcji pełni rolę maskownicy. Producent zastosował tutaj wewnętrzny pop-filtr, co ma pomagać okiełznywać głoski plozywne. Dolna część to logo marki Elgato oraz regulowany uchwyt za pomocą podłączymy mikrofon do naszego statywu. I tutaj mamy sporo możliwości, bo uchwyt posiada gwint 5/8”, a w zestawie mamy wspomniane adaptery 3/8” oraz 1/4”.


Co ciekawe, logo producenta to tak naprawdę zaślepka, pod którą kryje się gwint. Możemy więc zamienić je miejscami z uchwytem, jeżeli będzie tego od nas wymagała aranżacja naszego studia. Praktyczne.


Na spodzie mamy 3-pinowe złącze XLR. Jak już wspominałem, nie uświadczymy tutaj USB – mikrofon jest w stu procentach analogowy. Co oznacza, że nie obędzie się bez dedykowanego interfejsu.

I tutaj cały na biało wchodzi Elgato Wave XLR, który nie jest co prawda produktem nowym, ale odgrywa w całej konfiguracji kluczową rolę, więc nie sposób go pominąć.


Otóż Wave XLR to interfejs, który z powodzeniem współpracuje z każdym mikrofonem XLR (podobnie jak Wave DX może współpracować z każdym interfejsem XLR). Jego główną zaletą jest kompaktowa konstrukcja z jednym dużym pokrętłem i intuicyjnymi diodami LED informującymi o statusie naszego sprzętu.

Wave XLR swoimi możliwościami bije na głowę wiele interfejsów (nawet i droższych). Do jego atutów na pewno należy niezły zakres dynamiczny (100 dB) i duże wzmocnienie (do 75 dB) pozwalające na podłączenie nawet mniej czułych mikrofonów (jak wspomniany Shure SM7B). Mamy tutaj także zintegrowany filtr dolnoprzepustowy (80 i 120 Hz) i zasilanie fantomowe 48V. Duży atut stanowi tutaj autorska technologia Clipguard, która ma zapobiegać przesterom i zniekształceniom głośnych dźwięków (np. rozemocjonowanego krzyku). Całość łączymy z komputerem za pomocą złącza USB-C 3.0, a dodatkowo do dyspozycji mamy też gniazdo 3,5 mm minijack do odsłuchu. W skrócie mówiąc – jest tu wszystko, czego potrzebuje świeżo upieczony posiadacz mikrofonu ze złączem XLR.


Możliwości Wave DX i Wave XLR

Tak naprawdę do tego duetu musimy dodać jeszcze trzeci element – dedykowane oprogramowanie Elgato Wave Link, które jest niczym innym jak po prostu funkcjonalnym mikserem software’owym.


Wave Link pozwala nam na tworzenie różnych ścieżek dźwiękowych będących połączeniem naszego głosu i np. efektów i muzyki z prezentowanej gry (lub innego programu). Program współpracuje z efektami VST i jest wręcz zaskakująco prosty w  obsłudze. Można go z powodzeniem wykorzystać do prowadzenia webinarów czy streamowania na żywo (i na to głównie położono tu nacisk), ale też do nagrywania podcastów, screencastów i wielu innych zastosowań. Warto tutaj podkreślić, że w przeciwieństwie do mikrofonu i interfejsu program Wave Link współpracuje tylko i wyłącznie z produktami Elgato. Wróćmy zatem do sprzętu.


Elgato Wave DX to dynamiczny mikrofon o kardioidalnej charakterystyce (a więc zbiera dźwięk z przodu). Charakteryzuje się czułością na poziomie 2,5 mV/Pa, -52 dbV/Pa, impedancją 600 omów oraz obsługuje zakres częstotliwości 50 - 15 000 Hz. Tyle teorii. Jak brzmi w praktyce?

Poniżej próbka po podłączeniu do Wave XL. W trakcie nagrania przełączałem tryb Clipguard oraz filtry dolnoprzepustowe. Drugie nagranie zostało natomiast wykonane po podłączeniu do interfejsu Focusrite Scarlett 2i2.

Ogólnie muszę przyznać, że to naprawdę przyzwoity sprzęt w swojej kategorii cenowej. Minusem na pewno jest kiepska izolacja dźwięków otoczenia. Wyraźnie słychać pisanie na klawiaturze, co oczywiście da się obejść stosownymi efektami w razie potrzeby. Sam mikrofon nagrywa jednak zdecydowanie dobrze. Głos jest jasny, brzmienie dość szczegółowe i wyraźne – może trochę nawet zbyt klarowne, gdyż momentami brakowało mi nieco dołów. Oczywiście trzeba tutaj wziąć poprawkę na indywidualne preferencje i... predyspozycje, o czym poniżej.

Czy warto kupić Elgato Wave DX (i Wave XLR)?

Problemem tanich mikrofonów dynamicznych jest w zasadzie to, że… brzmią za dobrze. Mam tutaj na myśli, że klient decydujący się na taki mikrofon w 99% przypadków będzie z niego zadowolony. Oczywiście są pewne niuanse, które będą decydowały o tym, że nie każdy mikrofon może dobrze współgrać z określoną barwą głosu. Ogólnie jednak poziom w tym segmencie jest bardzo wyrównany.


Elgato Wave DX nie jest wyjątkiem. Na tle konkurentów mikrofon jest nieco jaśniejszy i bardziej klarowny. Momentami można mieć wrażenie, że nieco zbyt dużo tutaj tego i brakuje nieco dolnych dźwięków. Jednak wówczas z pomocą przychodzi nam oprogramowanie, które w przypadku Elgato jest po prostu mistrzowskie. Już wcześniej zwracałem na to uwagę w przypadku kondensacyjnego mikrofonu Wave:3. I tutaj siła software’u znów daje o sobie znać.


Nie sposób w tym wszystkim pominąć interfejsu Wave XLR, który w swojej klasie jest jednym z najlepszych urządzeń tego typu i z całą pewnością dodaje nieco punktów w ocenie Wave DX. Niemniej warto zaznaczyć, że kupujemy go osobno (i wcale tani nie jest).

Ogólnie Wave DX to przyzwoita propozycja dla twórców, którzy szukają w tym segmencie solidnego mikrofonu. Z drugiej jednak strony trudno nie wspomnieć o potężnej wręcz konkurencji. W cenie do 500 zł bowiem znajdziemy naprawdę dobre mikrofony dynamiczne, które nie będą wcale współpracowały gorzej z interfejsem Wave XLR niż dedykowany sprzęt Elgato. Weźmy chociażby pierwszy z brzegu Rode Podmic, który jest rewelacyjny i w niczym nie ustępuje opisywanemu urządzeniu. Z punktu widzenia użytkownika to fantastyczna wiadomość, bo ma wybór. A to w sumie w tym wszystkim jest najważniejsze.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu