Mikrofony Wave:1 oraz Wave:3 zostały zaprojektowane we współpracy z austriacką firmą LEWITT, która specjalizuje się w tego typu urządzeniach adresowanych do profesjonalistów. Już samo to sugeruje, że mamy do czynienia ze sprzętem z wyższej półki.
To mikrofony o kardioidalnej charakterystyce. Oba wyposażono w kapsuły pojemnościowe i 24-bitowe przetworniki analogowo-cyfrowe. Dopełnieniem tego jest opatentowana technologia zniekształcania dźwięku Clipguard. Jej zadaniem jest ciągła analiza sygnału wejściowego i w sytuacji nagłych skoków przekierowywanie go na dodatkową ścieżkę o niższym poziomie głośności. W dużym skrócie – chodzi o wyeliminowanie tych wszystkich przesterowań wynikających ze zbyt głośnego mówienia, krzyku itp. O takie sytuacje nietrudno szczególnie podczas streamów na żywo. Dotąd twórcy byli zmuszeni do nieustannego pilnowania i regulowania poziomów sygnału. Mikrofony Elgato Wave mają teraz robić to automatycznie za nich.

Oba mikrofony ponadto wyposażono w filtry dolnoprzepustowe (można je wyłączyć w razie potrzeby) oraz wewnętrzne pop-filtry. Te ostatnie służą do tłumienia zbędnych dźwięków wytwarzanych podczas wymawiania głosek zwarto-wybuchowych. W rezultacie dźwięk jest po prostu bardziej czysty.

Wave:3 jest droższym modelem. Wyróżnia się wyższą częstotliwością próbkowania (96 KHz w porównaniu z 48 KHz), przyciskiem dotykowym służącym do szybkiego wyciszania oraz wielofunkcyjnym pokrętłem służącym do regulacji głośności, wzmocnienia sygnału czy przenikania dźwięków z mikrofonu i komputera. Jego cenę ustalono na 749 złotych. Tańszy Wave:1 pojawi się w sprzedaży nieco później i kosztować ma 599 złotych.
Z czasem do sprzedaży trafią też dodatkowe akcesoria – m.in. zewnętrzny pop-filtr oraz uchwyt zapobiegający drganiom. Same mikrofony są już sprzedawane z podstawką, ale też z przejściówką, która pozwala podłączyć je do praktycznie każdego ramienia.
Jak Elgato Wave:3 spisuje się w praktyce?

Miałem okazję używać nowego Elgato Wave:3 na kilka tygodni przed premierą. Mikrofon robi bardzo dobre pierwsze wrażenie już po rozpakowaniu. Solidna konstrukcja nie woła do nas z daleka – „hej, jestem sprzętem gamingowym” (bo przecież tutaj znajduje się rodowód Elgato). Wręcz przeciwnie matowy design dobrze komponuje się z każdą konfiguracją. Korpus wykonano z tworzywa sztucznego, ale podstawka i maskownica są już metalowe. Mikrofon swoim kształtem nawiązuje do klasycznej stylistyki i zdecydowanie jest ozdobą na biurku.

No ale przecież nie stawiamy go tam dla ozdoby. Konstrukcję wyposażono zatem w kilka praktycznych dodatków. Najważniejszym jest wspomniane pokrętło, którego rola zmienia się w zależności od konfiguracji. Tuż nad nim mamy rząd białych diod LED, które informują nas o poziomie sygnału. Na samej górze umieszczono natomiast dotykowy przycisk wyciszania – i jest to lokalizacja dość niefortunna bo łatwo go dotknąć przypadkiem, a sam fakt wyciszenia jest sygnalizowany tylko diodą LED – brakuje jakiegoś sygnału dźwiękowego.
Z tyłu mikrofonu umieszczono złącze USB-C (odpowiedni kabel otrzymujemy w zestawie) oraz port słuchawkowy. Ten drugi służy oczywiście do stałego odsłuchu, więc jest niezwykle praktycznym dodatkiem.

Możliwości oprogramowania Wave Link czynią Elgato Wave:3 potężnym
Charakterystyka kardioidalna ma swoje ograniczenia, co sprawia, że nie wykorzystamy tego mikrofonu do stworzenia mini-studia. Elgato Wave:3 zaprojektowano pod streamerów, podcasterów i w tych zastosowaniach mikrofon będzie się sprawdzał znakomicie.

Tutaj szczególnie doskonale spisują się dwa wspomniane wyżej rozwiązania – Clipguard i wbudowany pop-filtr. Ten pierwszy skutecznie chroni przed wszelkimi przesterowaniami, co próbowałem wywołać mówiąc najgłośniej jak tylko potrafię mówić bez krzyczenia. W rezultacie dźwięk nie był idealny, ale zdecydowanie do odratowania w postprodukcji. Mechanizm dobrze spełnia swoją rolę i pozwala, szczególnie podczas nagrań na żywo, skupić się na swoich odbiorcach, a nie regulowaniu pokrętła. Wbudowany pop-filtr mile mnie zaskoczył, bo okazało się, że nie muszę do mikrofonu zakładać dodatkowej siateczki, co zawsze miałem w zwyczaju – bez niej Elgato Wave:3 działa równie dobrze i niestraszne mu wybuchowe głoski.
Mikrofon doskonale rejestruje dźwięk już po wyjęciu z pudełka, ale pełnię możliwości osiąga dopiero po zainstalowaniu dedykowanego oprogramowania Wave Link. Jest to rozbudowany mikser, za pomocą którego możemy sterować przenikaniem się dźwięków z różnych źródeł. Możemy tutaj umieścić łącznie aż do 8 kanałów (w tym również inne mikrofony czy czat z gry). Nie ukrywam, że w kwestii obsługi tego typu oprogramowania brakuje mi nieco doświadczenia, więc zaledwie liznąłem jego możliwości, które zakładam, że są stosunkowo duże.

Szczególnie, jeżeli posiadamy takie akcesorium jak Elgato StreamDeck – czyli dedykowaną stację z przyciskami. Mikrofon doskonale się z nim komunikuje, co pozwala nam stworzyć spersonalizowany zestaw guziczków służących do miksowania dźwięku w czasie rzeczywistym bez potrzeby przełączania się do dedykowanej aplikacji. I to jest naprawdę świetne.
Elgato Wave:3 – czy warto?
Elgato Wave:3 to świetny mikrofon o wielu atutach. Szczególne wrażenie robi jakość i szczegółowość rejestrowanego dźwięku wsparte technologią Clipguard i wbudowanym pop-filtrem. Po dodaniu do tego rozbudowanego oprogramowania otrzymujemy świetną mieszankę, którą z pewnością docenią streamierzy, youtuberzy, podcasterzy i inni twórcy internetowi.

Problem polega na tym, że Elgato Wave:3 atakuje segment cenowy, w którym dotąd królem był Blue Yeti X, który zapracował już sobie (i nie bez powodu) na status topowego. Będzie niezwykle trudno nowej marce nawiązać rywalizację na tym gruncie.
Więcej z kategorii Audio:
- Technics EAH-AZ70W - recenzja słuchawek bezprzewodowych z ANC
- Recenzja Corsair HS75 XB WIRELESS. Oto słuchawki do Xboksa, które działają bez żadnego adaptera
- Słuchawki za 349 zł z ANC. Można? Można! - recenzja realme Buds Air Pro
- Jabra Elite 85t - recenzja. Aktywna redukcja dźwięków otoczenia zmienia wszystko
- Kilka tygodni z AfterShokz OpenMove: słuchawkami kostnymi w przystępnej cenie