Wczoraj dobiegły końca testy sieciowe Elden Ring - najnowszej produkcji studia From Software, twórców serii Dark Souls i Bloodborne. Z początku do tytułu pochodziłem ostrożnie i niechętnie. Gdybym pozostał w tym przekonaniu, z pewnością bym dziś żałował.
Nie jestem wielkim fanem gier From Software - w szczególności tych "soulslike". Być może dlatego, że nie czuję się dobrze w ultra trudnych tytułach single player. Tym bardziej jeśli wymagają ode mnie nadzwyczajnych zasobów cierpliwości. O tym, że produkcje studia uczą tej cennej cnoty pisał kilka lat temu w swoim felietonie na Antyweb Marcin Hołowacz. Nie odnalazłem się też przy remake'u Demon's Souls, które po zakupie oddałem bratu. Gra, choć zapowiadała się interesująco, doprowadzała mnie do frustracji. Teraz, gdy w redakcji pojawiła się informacja o kodach na sieciowe testy Elden Ring, byłem ostatni w kolejce, by z nich skorzystać. Los jednak chciał inaczej i w Elden Ring zagrałem.
Testy sieciowe Elden Ring podzielone były na kilka sesji po trzy godziny. Rozpoczęły się w piątek o godzinie 12, zakończyły w poniedziałek o 7 rano. Z jednej strony to mało, by w pełni poznać wszystkie zasady i mechaniki panujące w świecie Eldeńskiego kręgu. Tym bardziej, że godziny nie zawsze były odpowiednie dla naszej strefy czasowej. Oddany do dyspozycji graczy czas był wystarczający, by sprawdzić czy gra zaciekawi, czy też może całkowicie zniechęci. I przyznam szczerze, że gdybym nie uruchomił jej jeszcze raz, to z pewnością wybrałbym opcję numer dwa.
Witaj w Pogrobnie zmatowieńcu. Pierwsze wrażenia z Elden Ring
Gdy w sobotni wieczór w końcu zasiadłem przed konsolą PlayStation 5 i uruchomiłem Elden Ring, byłem bardzo przytłoczony tym, co mi na początku zaserwowano. Ciemny grób bohaterskiego pogranicznika nie nastrajał optymistycznie. Rozsiane pod nogami wskazówki wiele nie mówiły - i w żadnym wypadku nie podpowiadały, co mam robić. Wyjście z jaskini na otwarte pola Pogrobna jeszcze bardziej mnie przytłoczyły. Może jestem przyzwyczajony, że gry podpowiadają, co robić - a przynajmniej lubię, gdy wprowadzają gracza w świat, w którym spędzę najbliższe godziny. I jako, że Elden Ring to świat otwarty i do tego z bardzo dużą mapą, tych godzin, w pełnej wersji gry, będzie przynajmniej kilkadziesiąt.
Śmierć, śmierć, śmierć. Czy warto się poddawać?
Kto grał w Demon's Souls, Dark Souls i Bloodborne, ten z pewnością odnajdzie się w mechanikach Elden Ring, a nowości zaserwowane przez From Software przyswoi w ekspresowym tempie. Ja miałem spore trudności. I to z oswojeniem się z podstawami, jakimi są interfejs ekwipunku, przedmioty i statystyki. Już pierwsi przeciwnicy stanowili nie lada wyzwanie, a obóz, w którym było ich kilku, okazał się dla mnie niedostępny. Oliwy do ognia dolał gigant, który jednym ciosem zmiótł mnie z powierzchni ziemi i odesłał do miejsca ostatniego zapisu. Jeszcze jedna próba? Nie wyszło. Postanowiłem więc go przechytrzyć i ominąć szerokim łukiem skradając się w wysokich trawach. Dochodząc do następnego etapu rozgrywki, do bram ogromnego zamku, wiedziałem, że łatwo nie będzie. Nie spodziewałem się jednak, że pierwsze spotkanie z Margitem - Złym Omenem, sprawi, że będę miał dość. Po kilkudziesięciu minutach rozgrywki poddałem się i odinstalowałem Elden Ring.
Odpowiedź brzmi - nie. Do Elden Ring wracam z innym nastawieniem
Niedzielne przedpołudnie spędziłem oglądając kilka zagranicznych materiałów o Elden Ring. Skupiałem się głównie na tych, które prezentowały wszystkie klasy postaci i sposoby rozgrywki. I choć nie planowałem już odpalić gry, tak coś mnie jednak skusiło, by to zrobić. I uważam, że podjąłem dobrą decyzją. Z nowymi informacjami, wskazówkami i lepszym nastrojem, do Pogrobna wybrałem się w drugą podróż. Lokacja startowa zaskoczył pozytywnie - wpadłem do jeszcze głębszej jaskini, gdzie czekał na mnie... samouczek.
Podstawy sterowania, walki, obrony, a nawet pierwszy pojedynek z bossem nie były mi już straszne ani obce. Wyjście na powierzchnię również było jakieś przyjemniejsze. Świadomość tego, co czeka mnie w Pogrobnie sprawiła, że stresowałem się mniej i chętniej przemierzałem Ziemie Pomiędzy. Tym bardziej, że po kilkunastu minutach zwiedzania i odnalezieniu kilku miejsc łaski, które działają na podobnej zasadzie co ogniska, od tajemniczej Meliny otrzymałem pierścień przywołujący wierzchowca - Strugę. Walka w siodle choć przyjemna, w niektórych sytuacjach wprowadza chaos. Lepiej jest zsiąść ze Strugi i stanąć do pojedynku z przeciwnikiem oko w oko. "Koń" wymaga jeszcze dopracowania i liczę, że wraz z premierą będzie łatwiejszy w okiełznaniu. I choć ostatecznie Margita nie udało mi się podobać, tak ze światem Elden Ring, jego mieszkańcami, potworami i sekretami polubiłem się bardziej.
Kilka godzin z Elden Ring. Czekam na premierę
Przyznam szczerze, że nie udało mi się przetestować mechanik oferowanych przez tryb sieciowy. Nie odwiedziłem żadnego gracza w jego "sesji", nie wpuściłem też nikogo, by pomógł mi w walce z trudniejszym przeciwnikiem i bossem. Całą swoją uwagę skupiłem przede wszystkim na rozgrywce dla jednego gracza sprawdzając zakamarki Pogrobna i okolic. W tych początkowych obszarach nie czułem potrzeby wzywania pomocy i z wieloma przeciwnikami dałbym radę w pojedynkę. Liczę więc, że w pełnej odsłonie Elden Ring nie będę musiał stawiać na rozgrywkę online i twórcy nie wymuszą konieczności interakcji z innymi graczami. Wszystko zależy od tego, w jaki sposób zbalansują świat gry i panujące w nim warunki.
Elden Ring graficznie prezentuje się naprawdę dobrze, choć zdaję sobie sprawę, że ze względu na wsparcie dla starych generacji konsol, twórcy musieli pójść na ustępstwa. Nie brakuje więc dwóch trybów graficznych: Performance i Resolution. W pierwszym gra celuje w 60 klatek na sekundę, w drugim stawia na wysoką rozdzielczość 4K i 30 klatek. W obu przypadkach gra się całkiem przyjemnie, jednak wiem, że to właśnie 60 klatek przekłada się na lepszą zabawę. Przynajmniej jeśli chodzi o walki, gdzie liczy się każdy ułamek sekundy i płynne przechodzenie między atakiem i obroną.
Przed twórcami jeszcze kilka miesięcy na doszlifowanie Elden Ring. Zakończony właśnie test pomoże nie tylko w dostosowaniu trybu sieciowego, ale ma szansę na wprowadzenie zmian w balansie gry i jej trudności. Umożliwi też wyeliminowanie błędów, które napotkali gracze. Przyznam, że oprócz kilku odczuwalnych przycięć, nie doświadczyłem większych problemów.
Premiera Elden Ring na konsole PlayStation 4/5, Xbox One, Series X|S oraz komputery PC planowana jest na 25 lutego 2022 r. I muszę przyznać, że nie mogę się doczekać.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu