Gry

Dragon’s Dogma 2 – recenzja. Festiwal mieszanych uczuć

Kacper Cembrowski
Dragon’s Dogma 2 – recenzja. Festiwal mieszanych uczuć
Reklama

Wielkie oczekiwania, doskonałe pierwsze oceny i ogromny skandal po premierze. Dragon’s Dogma 2 polaryzuje — ale czy mimo wszystko warto dać tej grze szansę?

Wielkie oczekiwania wszystkich graczy

Końcówka marca była niezwykle gęsta jeśli chodzi o premiery gier wideo — tego samego, 22 dnia miesiąca, pojawiło się Dragon’s Dogma 2, Rise of the Ronin i Princess Peach: Showtime. Poza propozycją Nintendo, która naturalnie trafia głównie do odbiorców japońskiej marki, pozostałe propozycje to jedne z największych premier w tym roku i najbardziej wyczekiwanych gier w całym 2024. DD2 teoretycznie wyszło tu na prowadzenie, bo pierwsze opinie były znacznie lepsze, niż w przypadku Ronina — nowa gra na wyłączność na PlayStation 5 miała średnią ocenę 7-8/10, kiedy drugiej części Dragon’s Dogma zdecydowanie bliżej było do 9-10/10.

Reklama

Czar jednak prysł po premierze, kiedy gra trafiła w ręce graczy — Capcom wtedy zachował się mało elegancko względem graczy, a do tego pojawiły się spore problemy z optymalizacją, co poskutkowało tragicznymi opiniami na Steamie. Dragon’s Dogma 2 wywoływało więc naprawdę wszystkie możliwe emocje — i, jak napisałem w tytule, to festiwal mieszanych uczuć. Uważam, że to idealne podsumowanie najnowszej produkcji japońskiego studia. Ale po kolei.

Sinusoidalne wrażenia, rozdział pierwszy: kreator postaci, czyli od zachwytu do irytacji

Dragon’s Dogma 2, jak każde prawdziwe RPG, zaczyna się od stworzenia własnej postaci. I nie da się ukryć, że Capcom naprawdę się tutaj postarał — DD2 pozwala nam na zrobienie naprawdę zaawansowanej postaci i chociaż może nie jest to poziom najnowszego Street Fightera, to można w tym przepaść. Sam, chociaż raczej nie przywiązuję aż takiej uwagi do kreatora postaci, spędziłem tam bite kilkadziesiąt minut. Mamy do wyboru takie klasy jak człowiek, elf czy bestia, a każda z nich ma dwa typy ciała, dziewięć podstawowych ciał każdego typu i zaawansowaną edycję samej twarzy… dosłownie. Możemy zmienić największe pierdoły, takie jak przegroda nosa, a kolor oka podzielony jest na bodajże pięć różnych warstw.

Do tego każda postać musi mieć jedną z czterech profesji. Możemy wcielić się w złodzieja, który jest wyposażony w sztylet i radzi sobie najlepiej na bliskim dystansie. Drugą opcją jest mag, który najlepiej sobie radzi z walką na dystans, a do tego są w stanie leczyć swoimi zaklęciami. Kolejnym wariantem jet wojownik, który — jak można się spodziewać — jest specjalistą od walki wręcz i ma zawsze przy sobie miecz i tarczę. Ostatnią opcją jest łucznik, który operuje wieloma rodzajami strzał. Wraz z postępem w grze, będziemy mogli wybrać swoje zaawansowane powołania. Ja osobiście zdecydowałem się na wojownika, bo zazwyczaj to właśnie walka w zwarciu idzie mi najlepiej.

Schody zaczynają się jedna nieco później. Z jakiegoś niezrozumiałego powodu, Capcom nie pozwala graczom na stworzenie więcej niż jednej postaci. Jest to absolutnie bez sensu, bo nie tylko marnuje to tak rozbudowany edytor postaci, ale również zabija na swój sposób różnorodność — i to, że klasę w trakcie rozgrywki mogę zmienić, niewiele w moich oczach zmienia. No dobrze, ale chociaż nie możemy zrobić więcej niż jednej postaci, ale możemy edytować jej klasę, to pewnie wygląd również, prawda? Cóż… tak, ale za opłatą. Prawdziwymi pieniędzmi. I to jest jeden z powodów, dla których gracze całkowicie zmiażdżyli DD2 po premierze — jednak do tej kwestii szerzej odniosę się nieco później. Trudno jednak ukryć rozczarowanie takim rozwiązaniem; wręcz uważam, że w grze za ponad 300 zł jest to absolutnie niedopuszczalne.

Fabuła Dragon’s Dogma 2… po prostu jest

W Dragon’s Dogma 2 przenosimy się do wielkiego świata fantasy, gdzie wcielamy się w postać znaną jako Arisen. Problem tylko jest taki, że jej serce… zostało odebrane przez smoka, który tutaj jest symbolem zagłady. Naszym celem jest więc pokonanie tej bestii, jednakże zanim to nastąpi, będzie musiała stawić czoła wielu innym wyzwaniom. W tej szalonej podróży nie będziemy jednak osamotnieni.

Główny bohater będzie musiał odwiedzić królestwa Vermund i Battahl — i łączy je przede wszystkim to, że obu zagraża smok. Na każdym terytorium powstały będzie traktowany inaczej — Vermund to królestwo ludzi, w którym zostajemy wplątani w walkę o władzę o tron, kiedy Battahl jest dużo mroczniejszym miejscem, zamieszkałym przez bestie wyglądające jak humanoidalne koty (czyli tak, jak mój bohater). Konieczne jest więc odpowiednie zrozumienie jego mieszkańców i filozofii każdej z krain.

Brzmi to bardzo ładnie, lecz w praktyce… ta fabuła po prostu jest tłem do całej rozgrywki. Historii brakuje polotu, całość jest przewidywalna i nie oczekujcie momentów wzruszenia, radości czy innych szczególnych emocji. Dragon’s Dogma 2 jest napisane przeciętnie do bólu, a zadania to typowe wysyłanie nas od punktu A do punktu B. Jesteśmy tu przysłowiowym „chłopcem na posyłki”.

Reklama

Pionki, czyli jeden z najważniejszych elementów rozgrywki

A kto będzie nam w tej podróży towarzyszył? W Dragon’s Dogma 2 pomagają nam Pionki (lub też Pawny, jak kto woli). Na początku gry tworzymy własnego Pionka (cały proces wygląda identycznie jak w przypadku własnej postaci, więc kolejne kilkadziesiąt minut w kreatorze postaci), a później możemy „zatrudnić” innych pomocników — za darmo lub i nie, chociaż tym razem możemy to zrobić za pomocą specjalnej waluty wewnątrz gry. Musimy jednak pamiętać, że w naszej drużynie jednocześnie możemy mieć trzech pionków — nasze party ma limit 4 osób, wliczając w to nas samych.

Z tego względu kilka razy na swojej drodze staniemy przed niekoniecznie wygodnym wyborem, ale to urok tej gry. Szczególnie istotne tutaj są klasy naszych Pawnów — mój Pionek jest magiem, dzięki czemu może mnie leczyć, kiedy przyjmę sporo obrażeń podczas bezpośrednich pojedynków, ale w razie potrzeby jest w stanie zapewnić ognistą salwę, która podpala wszystkich przeciwników w okolicy. Łucznicy są przydatni zadając obrażenia na odległość i odciągając uwagę rywali, kiedy nie mamy już zbyt wiele HP, a wojownik pomaga nam i staje miecz w miecz (albo maczugę, pięści czy paszczę — zależy od rywala) z przeciwnikami.

Reklama

Zawzyczaj pomocnicy grach robią wszystko poza faktycznym pomaganiem — i bardzo często spotykałem się z sytuacjami, kiedy zwyczajnie lepiej było mi podróżować samemu, bo nie miałem durnego NPC do niańczenia. W Dragon’s Dogma 2 wygląda to całkowicie inaczej — tutaj Pionki faktycznie potrafią okazać się zbawienne, a podróżowanie po tym wielkim i pięknym świecie oczywiście jest możliwe, ale niezwykle trudne. Pawny to kluczowy filar tej produkcji, którego nie można zignorować; wręcz przeciwnie, trzeba się go nauczyć i odpowiednio skompletować drużynę.

„Chłopiec na posyłki”, przytłaczająca mapa i nieszczęsna szybka podróż

Na łamach Antyweb donosiłem już, że Dragon’s Dogma 2 oferuje również naprawdę kolosalny świat, po którym w większości przemieszczamy się w „normalny” sposób. To jest wizja twórców gry — dyrektor DD2, w wywiadach stwierdzał, że woli, aby „gracze podróżowali normalnie i doświadczali otaczającego ich świata”. Itsuno zaznaczał, że według niego podróżowanie jest „tylko problemem wtedy, kiedy twoja gra jest nudna”, a wszystko, co musisz zrobić, to „sprawić, że podróżowanie będzie przyjemnością”. Dla Itsuno świat jest po to, żeby go odkrywać — a tutaj ma być naprawdę dużo rzeczy do odkrycia. Japończyk mówi o zmuszaniu graczy do „ślepych sytuacji”, w których gracz musi się na kogoś natknąć, co ma wywołać jakąś reakcję i wydarzenie w grze. W przypadku Dragon’s Dogma II można było się jednak tego spodziewać, w końcu w pierwszej części również nie było opcji szybkiej podróży — jedną opcją fast travellingu było kupienie Ferrystones, które umożliwiało teleportację wyłącznie do wyznaczonych przez grę lokacji. Tu jest tak samo, ale ponownie wkrada się jeden problem.

Świat Dragon’s Dogma 2 przytłacza. Na początku jesteśmy tym zachłyśnięci i chętnie biegamy, zwiedzając coraz to nowsze lokacje i mierząc się z kolejnymi przeciwnikami, których wcześniej nie widzieliśmy. W końcu jednak się tym przejemy. Po kilkunastu godzinach gry jesteśmy zmęczeni ciągłym bieganiem po mapie (i nawet system tego, że mosty z czasem mogą się zwalać, albo lawina może utworzyć nowe przejście przez skarpę itd. nie pomaga), walczeniem w kółko z tymi samymi rywalami i chodzeniem z jednego punktu do drugiego. Różnorodność w postaci wielkich jaszczur, gryfów, cyklopów czy fuzji lwów ze smokami szybko przemija, bo nawet te kreatury zaczynają nas dręczyć bez przerwy.

Do tego DD2 ma syndrom starych jRPG, który przejawia się w formie grindowania bez przerwy. Nie jest łatwo znaleźć nawet jeden krótki odcinek drogi, w którym nie wyskoczą na nas gobliny czy latające i usypiające nas kreatury. Walczymy tu bez przerwy, co nas cały czas spowalnia i sprawia, że każda podróż jest dużo dłuższa i bardziej toporna, niż można sobie wyobrazić. To sprawia, że po pewnym czasie miałem serdecznie dość wycieczek przez pół mapy, chociaż miały one nigdy się nie nudzić.

No i tutaj przejdźmy już do wielokrotnie wspominanych mikrotransakcji. Nadal nie jestem w stanie pojąć, jak w grze RPG przeznaczonej dla jednego gracze, twórcy postanowili dodać mikrotransakcje, które są na tyle odczuwalne i bolesne, że społeczność graczy mówi wprost, że jest to pay-to-win. W grze za prawdziwie pieniądze możemy kupić takie przedmioty jak kamień przebudzenia, kryształ Szczeliny, kryształ portu czy sprzęt obozowy. Co to oznacza? Wydając pieniądze możemy znacznie ułatwić sobie całą rozgrywkę, zatrudniając Pionków na absurdalnie wysokim poziomie, dużo lepszych od nas samych (co sprawia, że poziom trudności leci na łeb na szyję), albo nawet… korzystać z szybkiej podróży, bo do tego właśnie służy kryształ portu. Jeśli więc zapłacimy, to wszystkie bolączki tej gry znikają. Nie tak powinno być.

Reklama

Szybka progresja daje satysfakcję!

Zrobiło się dość negatywnie, więc nieco odbiję piłeczkę — dzięki wielu pojedynkom, w Dragon’s Dogma 2 mamy do czynienia z naprawdę szybką progresją. Nasza postać oraz główny Pionek wbija poziom za poziomem i cały czas się rozwija, co wpływa na ich statystyki i specjalne umiejętności. Poczucie, że nie stoimy w miejscu, jest bardzo fajne — a kupienie nowych broni czy zbroi w którymś z miast jest na wyciągnięcie ręki, bo w grze również dość szybko zarabiamy pieniądze.

System walki i NPC — obietnice rewolucji bez pokrycia?

Deweloper przed premierą wspominał również o NPC, którzy mieli zaskakująco inteligentni. Rzecz w tym, że każda postać w DD2 może nas lubić lub też nie — a to wszystko na bazie naszego zachowania, wyborów w grze, postępowania czy nawet… traktowania innych NPC. Jeśli będziemy niewyrozumiałym i bucowatym bohaterem, trudno będzie nam znaleźć jakiegokolwiek kompana. Jeśli jednak będziemy empatyczni i w większości będziemy „dobrym człowiekiem”, to spotkamy się ze zdecydowanie większym uznaniem. To faktycznie działa i jest to naprawdę świetny system, który dodaje immersji i głębi całemu światu.

Obietnicą bez takiego pokrycia okazał się być nowatorski system walki, w którym wrogowie mieli uczyć się sztuczek gracza i odpowiednio na nie reagować. Możemy też jednak wykorzystać ich słabe strony oraz użyć otoczenia na własną korzyść, przeciwko potężnym przeciwnikom. Coś w tym jest — bo kiedy wespniemy się na grzbiet wielkiego trolla czy na głowę cyklopa, to ci faktycznie po czasie nas z siebie zrzucą. Do tego możemy też rzucać w przeciwników głazami czy zrzucać ich ze skarp, co robią również nasi Pionkowie — ale czy to naprawdę na tyle nowatorskie? Walka potrafi być różnorodna, ale system ten szczególnie się nie wyróżnia; ot, jest, działa całkiem nieźle i jest dość przyjemne, ale bez fajerwerków czy rozczarowań.

Grafika i optymalizacja, czyli kolejna skaza na diamencie

A co z warstwą wizualną? Dragon’s Dogma 2 prezentuje się… dość średnio. Gra nie wygląda jak produkcja tego kalibru z 2024 roku — widoki nie wgniatają nas w fotel, a zapierające dech w piersiach screeny osiągniemy dopiero po zabawie w trybie fotograficznym. Tym bardziej zawodzi optymalizacja, bo taka gra w tych czasach zwyczajnie nie może działać zaledwie w 30 klatkach na sekundę. Ja sprawdzałem grę na PlayStation 5, lecz po opiniach na Steamie łatwo dojść do wniosku, że nawet na pecetach nie wygląda to lepiej. Bardzo dziwne.

Dragon’s Dogma 2 — podsumowanie recenzji

Dragon’s Dogma 2, jak sami widzicie, to straszna sinusoida. To nadal niezłe RPG z wielkim, ładnym i groźnym światem, z wieloma różnymi rywalami, w której system progresji i Pionków jest dobrze przemyślany i działa zaskakująco dobrze. Produkcja Capcomu potrafi bawić i można w niej spędzić nawet te ponad 100 godzin. Z drugiej strony jednak dostajemy średnią historię, wchodzącą po czasie monotonię, średnią grafikę i optymalizację, a zgniłą wisienką na torcie są mikrotransakcje, które w społeczności graczy wywołały ogromny pożar. I słusznie, bo w grze za tyle pieniędzy coś takiego nie powinno w ogóle mieć miejsca.

Dragon’s Dogma 2 to dobra kontynuacja i niezłe RPG. Tytuł nie jest porażką — o czym świadczą zresztą same wyniki, w końcu w DD2 na samym Steamie w premierową noc grało ponad 184 tysiące graczy, co jest najlepszym wynikiem w historii firmy (a przypomnijmy, że Capcom odpowiada jeszcze między innymi za takie serie jak Monster Hunter czy Resident Evil). Nie jest to jednak taka rewelacja, jak niektórzy się spodziewali; w tej beczce miodu znajduje się trochę dziegciu.

Grę do recenzji dostarczył polski wydawca, firma Cenega.

Dragons Dogma 2 – plusy i minusy
plusy
  • Dragon's Dogma 2 to nadal niezłe RPG
  • Ogromny świat
  • Eksploracja wedle własnego uznania
  • System Pionków
  • Szybka progresja i rozwój postaci
  • Magiczny klimat
  • Walka jest okej
minusy
  • Kiepska optymalizacja
  • Grafika nie powala
  • Historia bez polotu
  • Po pewnym czasie wkrada się monotonia
  • Wszystkie bolączki rozwiązują... mikropłatności
  • Czekanie z kontrowersyjnymi decyzjami do samej premiery gry

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama