Gry

Doom: The Dark Ages – recenzja. Czy to najlepszy Doom ever?

Tomasz Popielarczyk
Doom: The Dark Ages – recenzja. Czy to najlepszy Doom ever?
Reklama

Nowy Doom wpada z impetem i robi to, co powinien – oferuje hardkorową, dynamiczną jatkę z tysiącami demonów, arsenałem przedziwnych broni, smokami, a nawet mechami. A to wszystko w akompaniamencie ostrego brzmienia, które zdecydowanie nie jest rytmem cza cza.

Na pierwszy rzut oka Doom: Dark Ages wydawał mi się tworem maksymalnie dziwnym i przekombinowanym. Smoki? Tarcza? Przecież to wszystko średnio do siebie pasuje… Wystarczyło jednak przejście pierwszego poziomu, aby moje nastawienie zmieniło się o 180 stopni. Mamy bowiem do czynienia z fantastycznym produktem.

Reklama

Wszyscy drżą na widok slayera

Doom: The Dark Ages jest prequelem dla wydanego w 2016 roku Dooma oraz debiutującego kilka lat później Doom Eternal. Przenosimy się tutaj setki lat wstecz, aby poznać początki naszego protagonisty. Akcja rozgrywa się w quasi-średniowiecznym (choć raczej określiłbym go średniowiecznym sci-fi, albo wręcz miksem science-fiction z dark fantasy) świecie.


Głównego bohatera poznajemy, kiedy jest bronią masowego rażenia w rękach kosmicznej cywilizacji. Od razu zostajemy rzuceni w wir walki z siłami piekieł, które atakują jedną z ludzkich wiosek. Pierwsze poziomy sprowadzają się do skrupulatnego realizowania kolejnych celów na polu bitwy. Z czasem jednak atmosfera zaczyna gęstnieć.

Od strony fabularnej jest to zdecydowanie najbardziej ambitny Doom. Twórcy zadbali o rozbudowane cutscenki, w trakcie których pojawiają się postaci poboczne, a także bardzo wyraziści i charakterni antagoniści. Koniec końców nie jest to może historia, która zachwyca zwrotami akcji i nieprzewidywalnością (bo tez powiedzmy sobie szczerze – nikt tego w Doomie nie szuka). Scenariusz został jednak napisany dość solidnie, więc stanowi mocny punkt całej zabawy.


Jatka, ale nie taka bezmyślna

Rozgrywka w Doom: The Dark Ages mocno różni się od tego, co widzieliśmy w Eternal. Przede wszystkim zrezygnowano z tych wszystkich platformowych elementów i całość rozgrywa się „bliżej ziemi”. Akcja jest też wolniejsza – podobnie jak pociski przeciwników nadlatujące ze wszystkich stron. Rolą gracza jest nie tylko unikanie ich, ale też efektywne wykorzystywanie tarczy do parowania, a nawet odbijania niektórych ataków. Opanowanie tej mechaniki jest kluczowe.

Sama tarcza odgrywa bardzo ważną rolę zarówno podczas walki, jak i eksploracji. Możemy za jej pomocą przebijać się przez niektóre zapory, niszczyć mechanizmy, a nawet dokonywać dalekich skoków (co trochę przypomina mechanikę linki z haczykiem, chętnie eksploatowaną ostatnio w FPS-ach). W walce tarcza pozwala nam na szybkie, niszczycielskie doskoki do przeciwników. Możemy nią też w nich rzucać, co w przypadku niektórych wrogów jest jedynym sposobem na ich pokonanie.

Reklama


I tutaj trzeba zwrócić uwagę na fakt, że Doom: The Dark Ages nie jest taką bezmyślną naparzanką, jak by się to mogło wydawać. Możemy oczywiście biegać po mapie chaotycznie i strzelać do wszystkiego, co się rusza, ale sprawdzi się to wyłącznie na niskich poziomach trudności (a jest ich łącznie aż 6 i możemy je przełączać w czasie rzeczywistym podczas zabawy). Gra wymaga od nas umiejętnego wykorzystywania oferowanych mechanik. Na jednych przeciwników bowiem lepiej działa szarża z tarczą, a innych można pokonać tylko poprzez „napoczęcie” ich bronią palną oraz szybkie wykończenie rzutem niczym Kapitan Ameryka. Jeszcze innych najlepiej wyczekać i sparować ich ataki w idealnym momencie. Widzisz przeciwników z tarczami energetycznymi? Wal w nich bronią energetyczną, bo przeciążenie wywoła wybuch, który zniszczy wszystko wokół. Takich mechanik w stylu kamień/papier/nożyce jest tutaj całe mnóstwo, co wymaga od nas ciągłej elastyczności i dostosowywania taktyki do okoliczności.

Reklama


Oczywiście nasz arsenał rośnie w miarę postępów. Zabawę zaczynamy ze strzelbą, która jest chyba najbardziej standardową ze wszystkich dostępnych broni. Demony będziemy bowiem dziesiątkować wyrzutnią kości, miotaczem kołków, a jak podejdą bliżej możemy im gruchnąć z rękawicy lub zabójczego kiścienia. Świetnym urozmaiceniem zabawy są segmenty z wykorzystaniem gigantycznego mecha, w trakcie których poczujemy się naprawdę wręcz niezniszczalni. W pewnym momencie dosiadamy też smoka, co jednak jest najsłabszym elementem całej zabawy i wymaga jeszcze dopracowania (choć nie wiem czy przyszłe patche za wiele zmienią). W obu przypadkach gra dalej mocno stawia na uniki i wyprowadzanie ataków w odpowiednim momencie, przez co rozgrywka – choć nieco ułatwiona, dalej wymaga od nas zaangażowania.

Czyhające na życie biednego slayera tałatajstwo jest dość zróżnicowane, co idzie w parze ze wspomnianymi wcześniej mechanikami wymagającymi indywidualnego podejścia do wielu przeciwników. To samo tyczy się samych bossów, którzy na szczęście nie są tylko gąbkami na pociski. Tu również przyjdzie nam nierzadko trochę pokombinować.



Reklama

Łącznie do przemierzenia mamy 22 poziomy, których przejście zajmuje ok. 20 godzin. W tym czasie odwiedzimy stylizowane na średniowiecze miasteczka, podziemne lochy, pustynnie i oczywiście same piekło. Każdy z etapów jest swego rodzaju sandboksem. Z czasem przybierają one naprawdę spore rozmiary, więc do dyspozycji oddano nam prostą mapę. Warto z niej korzystać, bo mapy wypełniono po brzegi sekretami, dodatkowymi aktywnościami, ukrytymi znajdźkami i fragmentami kodeksu z dodatkowymi informacjami o świecie gry. Dostęp do niektórych obszarów czasem wymaga znalezienie klucza w odpowiednim kolorze, ukrytego przejścia, zręcznego skakania, a czasem po prostu spostrzegawczości.

Poświęcenie czasu na eksplorację tych dodatkowych obszarów jest ważne, jeżeli chcemy szybko i efektywnie rozwijać naszego bohatera. W grze będziemy bowiem znajdować złoto, kamienie szlachetne i runy za pomocą których w porozstawianych tu i ówdzie kapliczkach będziemy mogli ulepszać nasze uzbrojenie. To również odblokowuje dodatkowe mechaniki służące efektywniejszej eksterminacji sił piekielnych. Maksymalny poziom zdrowia i pancerza podniesiemy natomiast pokonując specjalnych wrogów, będących potężniejszymi wersjami zwykłych przeciwników.


Napakowana technologiami

Gra działa na silniku idTech8, który efektywnie wykorzystuje najnowsze dostępne aktualnie technologie renderowania obrazu z dynamicznym oświetleniem na czele. Tym samym w nowym Doomie mamy domyślnie zaimplementowane wsparcie dla ray tracingu… którego nie da się wyłączyć. Wymownie pokazuje to kierunek, w którym zmierza branża. Warto tutaj dodać, że w popremierowych aktualizacjach ma się tutaj pojawić również path tracing z DLSS Ray Reconstruction.

Jak to się prezentuje w praktyce? Lokacje są przepiękne (na tyle, na ile pięknymi można nazwać piekielne otchłanie, zrujnowane wioski i mroczne czeluści), wypełnione po brzegi detalami i dekoracjami. Oczywiście co i rusz trafiamy na większe przestrzenie (gdzie na ogół przyjdzie nam walczyć z nacierającymi zewsząd potworami), ale i tam twórcy starali się upchnąć różne akcesoria, żeby zminimalizować poczucie pustki. W połączeniu z chętnie wykorzystywanymi efektami – ulewnym deszczem, wszechobecnymi płomieniami, ogarniającą lokacje mgłą tworzy to świetne doświadczenie.



Modele przeciwników są szczegółowe… w większości. Ci najsłabsi będący typowym mięsem armatnim wydają się trochę zbyt prości i banalni. Najwięcej miłości od twórców otrzymali oczywiście bossowie, gdzie poziom detali robi piorunujące wrażenie. Są to też zdecydowanie najbardziej pomysłowe kreacje, które mocno zaskakując. Cała reszta… cóż, jest efektowna, ale chyba trochę brakuje mi tutaj jakiegoś większego urozmaicenia. Wiem, że hordy piekielne to hordy piekielne i trudno wymyślać koło na nowo, ale ile można strzelać ciągle do tych samych chochlików i latających czaszek?

W grze mamy oczywiście też wsparcie dla DLSS4, FSR3.1 i Intel XeSS, co pozwala na płynniejsze działanie i dynamiczne skalowanie rozdzielczości. Najlepsze efekty daje oczywiście ten pierwszy, gdzie otrzymujemy dostęp do najnowszej technologii Nvidii – Multi Frame Generation – zarezerwowanej wyłącznie dla posiadaczy kart z rodziny RTX 50.

Tak się złożyłem, że ogrywałem nowego Dooma (w rozdzielczości 4K) na dwóch kartach – 4080 oraz 5080. W przypadku pierwszej notowałem ok. 70-80 kl/s przy aktywnym DLAA, generowaniu klatek i wszystkich ustawieniach na maksimum. W przypadku 5080, po przełączeniu generowania klatek z x2 na x4 płynność wzrosła do ok. 170 kl/s. Jednocześnie nie towarzyszyły temu odczuwalne opóźnienia. Przy czym trzeba podkreślić, że to gra single player, gdzie ten ostatni aspekt odgrywa mniejszą rolę. Niemniej efekt zrobił na mnie spore wrażenie.


Na sam koniec jeszcze dwa słowa o audio. Jeżeli graliście w poprzednie odsłony Dooma, muzyka was nie zaskoczy. To bowiem więcej tego samego – mocnych, gitarowych brzmień w klimacie hardkorowego rocka i metalu. Najlepsze wrażenie robią one oczywiście podczas walki, gdzie nabierają większej intensywności i tempa, sprawiając, że eliminowanie wrogów zyskuje jakby dodatkowy smaczek.

Zaskoczeniem było dla mnie pełne spolszczenie gry. Polski dubbing niestety znowu budzi trochę zastrzeżeń. Miejscami miałem wrażenie, że aktorzy głosowi nie zostali najlepiej dobrani do dogrywanych postaci. Sporo kwestii jest też bardzo sztucznych, wręcz mechanicznych – teoretycznie jest to efekt zamierzony, ale kaleczył trochę mi uszy. Do samej jakości tłumaczenia na szczęście nie można się przyczepić, bo zostało zrealizowane bardzo dobrze.

Doom na miarę 2025 roku

Cieszy fakt, że twórcy nie poszli po linii najmniejszego oporu i nie zaserwowali nam Dooma Eternal 2. The Dark Ages jest bowiem tak bardzo odmienną grą, że każdy kto opanował do mistrzostwa poprzednią odsłonę, będzie się musiał go uczyć na nowo. Ogrom wymagających, przemyślanych i świetnie wyglądających mechanik sprawia, że nie jest to bezmyślny shooter w stylu Serious Sama (chyba, że na najniższym poziomie trudności). Gra oczekuje od nas elastyczności, szybkiego reagowania i umiejętnego stosowania wszystkich dostępnych narzędzi zagłady. A tych w miarę rozwoju historii przybywa – podobnie zresztą jak i samych przeciwników.

Z drugiej strony Doom: The Dark Ages na pewno nie jest produkcją redefiniującą w jakiś sposób gatunek. Jasne, tarcza i broń biała robią robotę – szczególnie w połączeniu z pomysłowym arsenałem, broni dystansowych. Zaś zastosowanie rozbudowanych sandboksów pełnych sekretów i opcjonalnych aktywności daje natomiast pewną ułudę swobody, co również należy docenić. Ostatecznie jednak po jakimś czasie wkrada się tutaj jednak lekka monotonia – co daje się odczuć przy dłuższych sesjach. Warto więc dozować sobie nowego Dooma jak ciastko z kremem (a jest to zaiste naprawdę wyborne ciastko) – w małych porcjach i z przerwami.

Doom: The Dark Ages (PC)
plusy
  • Świat będący miksem sci-fi i dark fantasy
  • Soczysty gameplay wymagający (trochę) myślenia
  • Duże mapy dające okazję do eksploracji
  • Oprawa graficzna wpada w oko
  • Jak zawsze - muzyka!!!
minusy
  • Etapy ze smokiem
  • Podstawowi przeciwnicy dostali trochę za mało uwagi od projektantów
  • Przy dłuższych sesjach jednak wkrada się trochę monotonia

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama