Felietony

Jeździsz rowerem - inni Cię nienawidzą

Jakub Szczęsny
Jeździsz rowerem - inni Cię nienawidzą
73

Postawienie się w roli kogoś, z kogo często się szydzi zmienia perspektywę. Choć wiedziałem o tym, że rowerzyści jako uczestnicy ruchu drogowego są czasami nielubiani przez resztę - nie zraziłem się, gdy w ramach testu rowerka elektrycznego przyszło mi tak dzielić chodniki, trasy, drogi z innymi obywatelami. Aż w końcu ktoś mnie znienawidził "bo tak".

Jestem urodzonym kierowcą, gdybym mógł zacząć się identyfikować jako cokolwiek - zostałbym Volvo S80. Najlepiej czuję się w samochodzie, bo ten wbrew pozorom jest nieangażujący, zazwyczaj kryje głowę, daje komfort oraz względne bezpieczeństwo. W konfrontacji z rowerem, pieszym jestem w aucie na "mocno wygranej pozycji". Rowerem kiedyś lubiłem robić trasy, ale robiłem to w takim miejscu, gdzie generalnie nie było wzmożonego ruchu, a i drogi były jakieś takie spokojne. Przeprowadzka do dużego miasta na dobre spowodowała, że warunki się nieco zmieniły. Miejska dżungla to środowisko, w którym kodeks czasami oddaje władzę prawu silniejszego.

Zostałem znienawidzony za to, że jadę na rowerze

I byłem odrobinę tym zdziwiony. Wiecie, uważam że przepisy ruchu drogowego są nie po to, by wszystkich naokoło wk... wkurzyć. Wdech. Wydech. Sobotnie Need for Speed Fur Deutschland znanego polityka (do którego nic nie mam) dobitnie - na przykładzie kogoś naprawdę znanego - pokazuje nam, że pewne rzeczy są złe i nie powinny być akceptowane. Mówią, że się po prostu "stało". Nie wiem jak było, najlepsze były z tego memy. Właśnie. Problem w tym, że przepisy są po to, by ich przestrzegali ludzie. A ludzie mają to do siebie, że gdy tylko nie wisi nad nimi bat nieuchronnej kary, to przepisy próbują naginać. Albo nie czują potrzeby ich zrozumienia.

Kochani moi. Skrzyżowanie dwupoziomowe - Al. T. Rejtana (krzyżówka z Kopisto / Niepodległości) w Rzeszowie. Bardzo charakterystyczny punkt, obok stacji benzynowej i galerii. Niedaleko uczelnia. Samochodów tak dużo, jakby ktoś na dywanie z motywem drogi wszystkie dziecięce zabawki rozsypał. Lecę wzdłuż alei w kierunku mostu na ul. Lwowskiej. Trzeba pokonać krzyżówkę dwupoziomową - należy uzbroić się w ogromne pokłady rozwagi i śmignąć przez dwa przejazdy dla rowerów / przejścia dla pieszych. Pierwsze? Bez problemu. Drugie... z problemem.

Zielona strzałka pozwalająca na warunkowy skręt NIE JEST światłem zielonym. Nie, bo nie. Możesz uznać, że jestem drogowa fleja, ale będę się zatrzymywał na wszystkich strzałkach, bo tak stanowi kodeks. I dodatkowo, jeżdżąc sam i obserwując innych - widzę, że to ma sens. Ta "strzałeczka" jest po to, żebyś się upewnił, czy w ogóle możesz skręcić. Działa jak STOP. Teoretycznie, jeżeli patrol drogówki zobaczy, że "na strzałce" poleciałeś jakbyś miał zielone - dostaniesz mandat. I to wcale nie taki niski.

I wiecie co? Gdyby nie to, że nauczony jako pieszy, zawsze sprawdzam czy na pasie do prawoskrętu rzeczywiście jest "czysto", to bym recenzowany rowerek rozwalił i swój głupi dzióbek również, ku uciesze niektórych zapewne. Zatrzymałem się przed autem, które NIE HAMOWAŁO na "zielonej strzałce", bo kodeks jest dla słabych. Szyba od strony kierowcy w dół i kulturalny pan nazwał mnie... "penisem" na cztery litery. Uznałem, że to dobry moment na porzucenie swojego mimo wszystko wątpliwego wychowania i poleciłem mu (zdecydowanie), żeby się prędko oddalił. Jednym wyrazem. Nie dość, że byłem niewinny, to jeszcze mnie nazwano wyrazem pochodzącym od staropolskiego określenia wieprza.

Sytuacja już bez świateł - pamiętaj o tym, że jak skręcasz w prawo, świateł nie ma, a przy zmianie kierunku jazdy przecinasz przejazd dla rowerów, to lepiej ustąp pierwszeństwa - rozejrzyj się, wyciągnij oczy ze schowka na niepotrzebne produkty trawienia. To nie jest tak, że ludzie chodzą i jeżdżą na rowerach żeby Ci zrobić na złość. Ja mimo wszystko i tak się rozglądam, bo jednak duży może więcej. A ja wolałbym umrzeć inaczej niż z bieżnikiem na policzku.

Piesi też mnie nienawidzą, bo śmiem jechać po przejeździe dla rowerów

Przejazd dla rowerów jest dla rowerów. Z nim nie jest jak z żelem pod prysznic dla kobiet, że facet też obleci i będzie nawet ładnie pachniał. Rower to rower. Pieszy to pieszy. I tego piesi też nie rozumieją. I żeby jeszcze tylko chodzili po tych ścieżkach. Oni potrafią nawet bezczelnie stanąć przed rowerem oczekując na "zielone" na przejściu i obruszyć się na to, że mówię najpierw przepraszam, a potem trąbię (bo mam klakson i mogę). Co bardzo smutne, młodsi ludzie ode mnie (choć stary nie jestem) akurat to mają daleko w poważaniu. Naprawdę ubolewam nad tym faktem.

Jednak trochę tych pieszych rozumiem. Naoglądałem się rowerzystów, którzy uprawiają dzikie slalomy na traktach mieszanych (piesi plus rowery). Ze słuchawkami na uszach, bezrefleksyjnie, bez mózgu. Taki rowerzysta jest nieprzewidywalny i trudny do ogarnięcia. Wykonuje nerwowe ruchy, manewry bez logiki. Naprawdę trzeba niewiele, żeby taki rowerzysta "trafił" pieszego. A jak trafi, to może i zabić.

Rowerzysta taki może się wbić również w samochód mając w poważaniu światło czerwone na przejściu / przejeździe, zasuwając na przejściach bez wydzielonej części dla rowerzystów, wykonując niesygnalizowane manewry wśród aut "na pałę". Takich widziałem i w samochodzie, gdy widzę rowerzystę, to odrobinę sobie zwalniam i obserwuję. Wolę się pozytywnie zaskoczyć niż wziąć gościa na maskę lub pod koła i mieć traumę do końca życia.

Może będę nudny, bo to nie jest w sumie nic odkrywczego. Bo co może być odkrywczego w tym, że w Polsce rowerzyści są wyśmiewani z różnych powodów? Panuje przekonanie o ich "świętości" na drodze podsycane przez kolejne kompilacje Polskich Dróg i tak dalej. Ale i kierowcy święci nie są. Piesi też nie. Rowerzyści również. Wiecie z czego to wynika? Z tego, że nie przestrzegamy przepisów i panuje na to społeczne przyzwolenie. Nie ma wstydu wśród znajomych, gdy mówimy: "na ograniczeniu do 50 mam 70 i spoko". Nikt nie powie, że chyba nas głowa boli.

A wiecie, gdybyśmy wszyscy przepisy przestrzegali, to raczej nikt by sobie żartów nie robił z innych uczestników ruchu drogowego. Bo i nie byłoby po co.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu