Nie takie mikropłatności w Diablo straszne, jak je malują. Sprawdzamy, by czwórka może obawiać się oskarżeń o pay2win.
Blizzard wyciągnął lekcję z Immortal? Mikropłatności w Diablo IV to zupełnie inna bajka
Dawno, dawno temu (czyli dokładnie w czerwcu ubiegłego roku) żyliśmy Diablo, ale nie tym z czwórką w nazwie, a tym mobilnym, którego gracze szczególnie nie pokochali. Głównym tego powodem był rzekomo agresywny system mikropłatności, powodujący u oldskulowych fanów Diablo pojawianie się pulsującej żyłki na czole. „Rzekomo”, bo problem nie był w rzeczywistości tak dramatyczny, jak kreowały go media, a grę swobodnie można było przechodzić bez wydawania złotówki. Blizzard wizerunkowo zebrał jednak wtedy kilka sierpowych na twarz i najwyraźniej wyciągnął wnioski, bo w Diablo IV podejście do mikropłatności jest zupełnie inne. Sprawdźmy, czym różnią się oferty wirtualnych sklepów.
Diablo Immoral – wciąż dobre i wciąż pazerne na kasę
Przyznam, że w zalewie dużo lepszych tytułów zapomniałem już o Immortal, choć świeżo po premierze spędziłem z mobilnym Diablo kilkanaście godzin, wbijając 34 poziom doświadczenia. Z Diablo IV zapoznałem się znacznie bliżej dzięki zamkniętym i otwartym testom beta oraz dostępowi do przedpremierowej wersji gry, dlatego spodziewałem się, że dysonans będzie ogromny a Diablo Immortal zakłuje w oczy – pierwszą myślą po uruchomieniu mobilki było jednak „wow, jak w to się dobrze gra”. Wiadomo – to gry, których nie można porównywać, ale Diablo na smartfony (choć brzydsze i bardziej drewniane niż IV) wciąż jest świetnie grywalnym tytułem.
Nie wróciłem jednak do Diablo Immortal po to, by zastępować go pełnoprawną odsłoną, a po to, by jeszcze raz przyjrzeć się kwestii mikropłatności. Przypomnę, że same w sobie były one problemem, ale graczy najbardziej rozjuszał Legendarne Emblematy, które możemy umieszczać w szczelinach dla podbicia „dropu”, czyli przedmiotów wypadających z pokonanych przeciwników.
Dzięki stosowaniu Legendarnych Emblematów – których miesięczny darmowy drop ograniczono do około 10 – gracz ma większe prawdopodobieństwo zdobycia bardziej wartościowych klejnotów. Emblematy możemy zbierać samodzielnie, co jest oczywiście dłuższym procesem lub kupić je w sklepie i ułatwić sobie zadanie.
To wciąż się nie zmieniło, a absurdalnie drogie skórki… wciąż są absurdalnie drogie i tu przyznaje hejterom Immortal rację. Za prawdziwą walutę możemy zakupić liczne przedmioty kosmetyczne dla poszczególnych klas i zestawy materiałów do craftingu, by przyspieszyć ulepszenie ekwipunku. Czy daje to dodatkową przewagę? Tak. Czy można to samo osiągnąć grając trochę dłużej? Owszem. Nie uważam więc, że same mikropłatności są aż takim cierniem w oku, ale pakiety wirtualnej waluty są akurat zbyt drogie i trzeba to powiedzieć wprost.
Za najtańszy pakiet 60 Wiecznych Kul przyjdzie nam zapłacić 4,99 zł, a najdroższa opcja to wydatek rzędu 499,99 zł za 7200 Kul. Przełóżmy to na skórki – najdroższy skin dla mojej postaci kosztuje 1650 Wiecznych Kul, czyli odpowiednik 129,99 zł.
Poza tym gracze mogą zaopatrzyć się we wspomniane skrzynie z Legendarnymi Emblematami (najdroższa za… 499,99 zł) i oczywiście karnet bojowy, wyceniony na 79,99. Drogo, co nie? Sęk w tym, że Diablo IV pod względem cen przedmiotów kosmetycznych wcale mocno nie odstaje, a przecież za podstawową wersję gry musimy zapłacić 349 zł.
Mikropłatności w Diablo IV to czysta kosmetyka. Prawie…
Diablo IV oskarżeń o pay2win obawiać się nie powinno (póki co), bo w wirtualnym sklepie można wyposażyć się niemalże tylko w przedmioty kosmetyczne. Jedynym wyjątkiem jest opcja rozszerzenia gry do wyższej wersji pod względem zawartości. Update z Deluxe do Ultimate to koszt 1000 monet, czyli 43 zł.
Co z resztą sklepu? Cóż, pozostają nam już tylko i wyłączenie przedmioty kosmetyczne do personalizacji bohaterów lub wierzchowców. Fakt, są drogie, ale to już tylko kwestia fanaberii graczy z grubym portfelem – akcesoria nie mają bowiem wpływu na rozgrywkę i nie dają przewagi.
Trzeba przyznać jednak, że niektóre wyglądają naprawdę fantastycznie, tak jak poniższa skórka do Nekromanty, przypominająca nieco pomioty Dzikiego Gonu z Wiedźmina.
Musiałbym upaść na głowę, by wydać na zbiór pikseli 113 zł, bo dokładnie taką kwotą trzeba doładować konto, by złotówki zamienić na 2800 wirtualnych monet.
W przypadku Diablo IV najtańszy pakiet platyny kosztuje 11 zł (200 monet), a najdroższy aż 450 zł (11500 monet). Widać więc, że skórki są w przełożeniu na złotówki niewiele tańsze niż te w wersji mobilnej, choć niewątpliwie prezentują się dużo lepiej + „duża” odsłona gry zawiera więcej tańszych zestawów do personalizacji – najtańsze oscylują w granicach 800 monet.
Wiemy też, że w lipcu do gry trafią sezony, a wraz z nimi karnet bojowy w kilku wersjach:
- Darmowy Karnet Bojowy
- Karnet Bojowy Premium – kosztuje 1000 szt. platyny (równowartość 43 zł)
- Przyspieszony Karnet Bojowy – dodatkowe 20 pominięć poziomów i emotka Skrzydła Stworzyciela. Cena karnetu to 2800 szt. platyny (równowartość 113 zł)
Jego podstawą wciąż będą jednak przedmioty kosmetyczne i nie zapowiada się, by Blizzard miał w przyszłości postawić na rozwiązania z Immortal, które gracze nazywają pay2win. Są to oczywiście dwa zupełnie odmienne sposoby dystrybucji gier, bo darmowa mobilka musi na siebie zarabiać, ale amerykański developer mógł podejść do kwestii mikropłatności w Diablo IV bardziej agresywnie, bo gra i tak sprzedałaby się fantastycznie.
Jeśli więc od Immortal odbiliście się przez zamieszanie spowodowane pazernością Blizzarda, to do Diablo IV możecie siadać ze spokojną głową. Mikropłatności obecnie w żaden sposób nie wpływają na rozgrywkę, a ta jest na tyle wciągająca i pełna genialnych przedmiotów do zmiany wyglądu bohatera, że nie przejdzie Wam nawet przez głowę doładowywanie wirtualnych monet.
Stock image from Depositphotos
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu