Felietony

Apple traci miliony i... wciąż zarabia! Ich strategia jak zawsze działa

Konrad Kozłowski
Apple traci miliony i... wciąż zarabia! Ich strategia jak zawsze działa
Reklama

To był pierwszy taki rok dla Apple: w kinach debiutowały wielkie produkcje filmowe, które kosztowały majątek, ale nie zarobiły na tyle, by można było mówić o sukcesie kasowym. Tymczasem strategia firmy i tak się opłaciła, bo Apple wyszło na plus. Jak tego dokonano?

Za nami trzy solidne kinowe premiery filmów spod szyldu Apple Studios. Wcześniejsze produkcje, choć były w nie zaangażowane prawdziwe gwiazdy po obydwu stronach kamery, trafiały głównie do streamingu ku uciesze subskrybentów usługi VOD, więc omijały jedną z najważniejszych gałęzi przemysłu filmowego. Mowa oczywiście o dystrybucji kinowej, która w pandemii przechodziła prawdziwy kryzys, także z powodu decyzji niektórych wytwórni i platform, ale teraz branża nie tylko odradza się, ale przeżywa prawdziwy renesans.

Reklama

Widać to także w Polsce, gdzie wyśmienite wyniki osiągnęły "Akademia Pana Kleksa" oraz najnowsza "Diuna - część druga". Pierwszy z tytułów zgromadził do końca stycznia na salach ponad 2 miliony widzów, natomiast adaptacja książki Franka Herberta od Denisa Villeneuve'a po weekendzie wykręciła ponad 500 tysięcy biletów. Nie wszystkie filmy święcą takie triumfy, ale jako stały bywalec na salach kinowych mogę śmiało powiedzieć, że natrafienie na całkowicie puste sale jest obecnie dość trudne. Czy samo chodzenie do kina stało się popularne, czy frekwencja wynika z efektów kampanii promocyjnych oraz jakości filmów? Trudno byłoby jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie, ale wydaje mi się, że to miks obydwu czynników i jeszcze kilku innych kwestii.

Apple nie boi się wykładać setek milionów na takie filmy

Polecamy: To nowy serialowy hit. Bije rekordy oglądalności

Ze znaczenia i siły kinowej sieci dystrybucyjnej zdaje sobie sprawę także Apple, które wprowadziło w zeszłym roku na duże ekrany "Czas krwawego księżyca" i "Napoleona", a w lutym tego roku "Argylle". Dwa pierwsze projekty to gigantyczne przedsięwzięcia kosztujące setki milionów dolarów, pod którymi podpisują się najwięksi hollywodzkiego przemysłu: Martin Scorsese i Ridley Scott. Gwiazdorska obsada obydwu widowisk dodawała filmom prestiżu, a pierwsza z produkcji może wkrótce przynieść kolejne statuetki Oscarowe w dorobku Apple. Choć faworytem gali jest w wielu kategoriach pozostaje "Oppenheimer", to film z Leonardo DiCaprio i Lily Gladstone oraz produkcja z Joaquinem Phoenixem otrzymały w sumie 13 nominacji.

Czy sięgając tak głęboko do kieszeni, bo przecież suma budżetów "Czasu krwawego księżyca" i "Napoleona" mogła wynieść nawet 400 mln dolarów, Apple zagwarantowało sobie także odpowiednie zyski? Jeśli spojrzymy tylko na wyniki w kinach, to sytuacja nie jest kolorowa, ponieważ ostatecznie Apple wydało na te dwa tytuły oraz "Argylle" ponad 700 mln dolarów (koszt produkcji i promocja), a wpływy w box office wyniosły jedynie 466 mln dolarów. Strata jest więc w teorii naprawdę spora, ale Variety twierdzi, że firma wcale nie jest zawiedziona wynikami, bo ostatecznie dwa z tych projektów skończyły na plusie. Jak to możliwe?

Wielkie filmy Apple w kinie. Kto czekał na premierę online?

Przy okazji premier obydwu filmów, "Czasu krwawego księżyca" i "Napoleona", kilkukrotnie powracałem do kwestii strategii Apple w kontekście dystrybucji tych tytułów. Jeszcze zanim film trafił do kin, spora grupa osób była świadoma, że to produkcje Apple (Studios), więc spodziewane były (rychłe) premiery online obydwu widowisk w usłudze VOD. Kto miał wybrać się do kina, ten na pewno obejrzał wyczekiwane premiery na dużym ekranie, ale nie brakowało osób, które były na tyle cierpliwe, że wolały zaczekać do debiutu w streamingu. Apple delikatnie "przechytrzyło" część widzów, ponieważ wcześniejsze pojawienie się hitów online wcale nie pozwalało na seans bez dodatkowych kosztów dla subskrybentów Apple TV+.

Gdy "Czas krwawego księżyca" i "Napoleon" pojawiały się na Apple TV, filmy można było tylko wypożyczać, a później kupować. Co istotne, koszt wypożyczenia, jeszcze w czasie, gdy filmy były pokazywane w kinach, wynosił w Polsce aż 50 zł, (w USA było to 19,99 dolara za wypożyczenie i 24,99 dolara przy zakupie). Jak się okazuje, nawet takie kwoty nie odstraszyły chętnych na domowy seans, bo źródło Variety twierdzi, że obydwa filmy zarobiły na siebie także dzięki tej obecności w streamingu, na co potwierdzenie może być obecność jednego i drugiego filmu wśród najczęściej 10 oglądanych produkcji w zeszłym roku w sklepie Apple. Na dodatek, "Czas krwawego księżyca" zajmował w rankingu pierwsze miejsce przez cztery tygodnie.

Strategia Apple jest wyjątkowa i niepowtarzalna na rynku, co oczywiście wynika z wielu aspektów działalności firmy. Niezwykle głębokie kieszenie pozwalają angażować się w projekty, które wymagają pokaźnego finansowania, a firma od samego początku lubuje się we współpracy z największymi nazwiskami branży, co daje jej gigantyczny rozgłos. Teraz wiemy, że nawet mniej pokaźne przychody z kin, które mogłyby być dla wielu studiów i platform problematyczne, nie były przeszkodą dla Apple, ponieważ skrupulatnie zaplanowany terminarz dystrybucji (kina -> płatne VOD -> abonament) sprawia, że nawet tak kosztowne widowiska są w stanie na siebie zarobić i nie tylko. A przecież platforma ma jeszcze asa w rękawie w postaci rozszerzonej wersji "Napoleona", która zmierza do streamingu i nie zdziwię się, jeśli na początku dostępności będzie ją można tylko wypożyczyć albo kupić.

Reklama

 

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama