Trzy i pół godziny seansu i Robert DeNiro? To musi być Martin Scorsese. "Czas krwawego księżyca" to jednak wybitny występ kogoś innego: Leonardo DiCaprio mógł tutaj zagrać rolę życia. Apple zmierza po Oscary!
Martin Scorsese ponownie przygotował film na zlecenie platformy streamingowej, ale tym razem jego droga po największe nagrody może być zupełnie inna. Netflix, co prawda, zapewnił pokazy w kinach, ale tylko po to, by z "Irlandczykiem" włączyć się w walkę o kluczowe statuetki, podczas gdy "Czas krwawego księżyca" czeka pełna dystrybucja kinowa i film trafi na Apple TV+ prawdopodobnie za kilka miesięcy. Pytanie, czy przy takim metrażu to właściwa decyzja, skoro widzowie coraz częściej narzekają na czas trwania filmów i możliwe, że domowe zacisze byłoby bardziej właściwym środowiskiem dla takiego seansu. Wydaje mi się jednak, że nawet najlepszy TV i nagłośnienie nie zapewnią nam tego, co kino, ale czy 3,5h godzinny film opowiadający tę historię powinien był powstać?
Czas krwawego księżyca - recenzja
"Czas krwawego księżyca" zabiera nas w okres wielkich odkryć złóż ropy naftowej na terenach należących do rdzennych mieszkańców Stanów Zjednoczonych z plemienia Osage. W tym czasie właśnie w stanie Oklahoma pojawia się Ernest Burkhart grany przez Leonardo DiCaprio. Trafia pod skrzydła wuja Williama Hale'a (Robert DeNiro), który od dekad mieszka i prowadzi wiele działalności na tym terenie. Jest szanowanym obywatelem, darczyńcą i dobrym gospodarzem.
To jednak tylko pozory, ponieważ pod przykrywką bliskich relacji z członkami plemienia, nieustannie działa na ich szkodę powiększając swój majątek. W tę krwawą rozgrywkę wciąga też Ernesta, który żeni się z Mollie z plemienia. Grana przez DiCaprio postać nie jest zbyt bystra, ale miewa przebłyski rozsądku i człowieczeństwa. Pokornie wykonuje zadania zlecane przez Króla Hale'a, nie do końca chyba wiedząc, z jakimi okropieństwami ma do czynienia.
Gdy kolejni członkowie plemienia giną w przeróżnych okolicznościach, wszystko to zaczyna coraz bardziej przykuwać uwagę. Żona Ernesta podejmuje desperackie próby rozwiązania zagadki i odkrycia, kto stoi za tym wszystkim, ale macki Hale'a sięgają dalej i są skuteczniejsze nawet od gigantycznych pieniędzy, jakimi dysponuje Mollie. Pewne doniesienia docierają jednak do Waszyngtonu, który zaczyna interesować się serią zagadkowych śmierci, po których nie podejmowano nawet próby poprowadzenia śledztwa. Do Oklahomy trafiają agenci Federalnego Biura Śledczego na polecnie J. Edgara Hoovera, o którym USA i świat dopiero mają usłyszeć.
Western od Martina Scorsese?
Cała ta historia (choć nie wyjawiłem Wam jeszcze jak poprowadzony jest finałowy III akt filmu) rozgrywa się w dość dynamicznym tempie. Wprowadzenie jest zdaniem niektórych nieco przeciągnięte, ale w mojej ocenie to jedna z największych zalet filmu, ponieważ dzięki zapleczu finansowemu, wyczuciu Scorsese i fenomenalnej pracy scenografów i kostiumografów nie sposób nie zanurzyć się w tym świecie po same uszy. Każdy szczegół, każdy detal, rekwizyt, kostium, sceneria i wnętrza pomieszczeń wyglądają jak zachowane w 100% z tamtego okresu.
Nie bez znaczenia jest też muzyka, która nie przyćmiewa dziejących się na ekranie zdarzeń ani nie jest zmuszona potęgować emocji generowanych przez aktorów. Czujemy cały czas to napięcie, niepewność i niepokój, a w tle rozbrzmiewają delikatne, acz znakomicie dopasowane do historii kompozycje, które doskonale nawiązują do przedstawianych czasów. Do napisania scenariusza i nakręcenia tego filmu zainspirowała Scorsese książka o tym samym tytule autorstwa Davida Granna. Względem jej zawartości nie pojawiło się tu zbyt wiele znaczących zmian, choć zwiększono udział Ernesta w całej historii, co pozwoliło dać upust talentowi DiCaprio przed kamerą. Zbudowanie takiej postaci nie było łatwe, a wiele drobnych gestów i zachowań znaczy naprawdę wiele w kontekście całej historii i łuku narracyjnego.
Dostrzegamy to nie raz dopiero po pewnym czasie, a to tylko świadczy o doskonałym zrozumieniu swojej postaci przez aktora. Ogromny wpływ na odbiór filmu mają także występy pozostałych członków obsady, gdzie wyróżniają się Lily Gladstone i Robert DeNiro. Nie oznacza to, że druga i trzecia linia są słabszymi elementami całości, ale swoją uwagę skupiamy właśnie na nich i to oni odpowiadają za dowiezienie całości.Czas krwawego księżyca - czas trwania. Czy warto obejrzeć?
Czy film mógłby trwać krócej? I tak, i nie. Gdybyśmy pozbyli się wielu dodatkowych scen i te same wydarzenia wpletli w historię w inny sposób, to prawdopodobnie byśmy się w niej nie pogubili, ale pokazanie ich na ekranie pozwala na pewno na lepsze zaangażowanie widza, wciągnięcie go w ten świat i zbudowanie solidniejszych relacji z postaciami. Obok tej historii nie można przejść obojętnie, ale nie każdy będzie gotowy na 3,5-godzinny seans.
Na pewno pojawią się głosy, że film powinien być krótszy, a jeśli całość tyle trwa, to mógłby to być mini-serial. Cóż, nic nie stoi na przeszkodzie, by po premierze na Apple TV+ obejrzeć go właśnie w taki sposób. Skoro pojawiły się poradniki do "Irlandczyka", gdzie należy robić przerwy, to i do "Czasu krwawego księżyca" będzie można podejść podobnie. Dla kinomanów będzie to jednak prawdziwa uczta, spektakl, który pozwala na mnóstwo czasu wyrwać się z codzienności i przenieść zupełnie gdzieś indziej.
Premiera w kinach 20 października.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu