Ridley Scott wraca z wielkim widowiskiem "Napoleon". Film błyszczy w scenach batalistycznych, ale pewne wady nie pozwalają cieszyć się spektakularnością tej produkcji.
Cięte riposty i brak trzymania języka za zębami to coś, z czym muszą radzić sobie w ostatnich tygodniach dziennikarze rozmawiający z Ridley'em Scottem. Reżyser odpiera ataki i nieprzychylne komentarze na temat swojego filmu, w tym brak zgodności z historią. Na niektóre zarzuty odpowiada wręcz słowami: "Przepraszam kolego, a byłeś tam? Nie? To się k****a zamknij." Tak kończy wypowiedź, w której zwraca uwagę, że na przestrzeni lat powstawało wiele książek o wydarzeniach historycznych, więc prawdziwy obraz tamtych czasów już dawno został przekształcony i wzbogacony. Problem w tym, że ewentualna niedokładność prezentowania takich wydarzeń czy uzupełnianie luk opierając się na wyobraźni, to jedna z mniej poważnych wad filmu "Napoleon".
Napoleon - recenzja filmu. Jakie są wady?
Zgodnie z zapowiedziami, produkcja nie skupia się tylko na karierze politycznej Napoleon Bonapartego oraz bitwach, które wygrywał i przegrywał, lecz w dużej mierze pozwala także wybrzmieć wątkowi miłosnemu. Jego związek z Józefiną był chyba nie mniej burzliwy, niż relacja, jaka łączyła go z krajem. Reżyer starał się więc pokazać, jak jedno wpływa na drugie, a przecież żeby zawrzeć w filmie kluczowe z życia wydarzenia, niezbędne jest uwzględnienie całkiem obszernego okresu. To sprawia, że już na samym wstępie zostajemy wprowadzeni w historię Francji kilkoma zdaniami, a później skaczemy od wydarzenia do wydarzenia. Każde z nich jest odpowiednio podpisane, tak dla pełnej jasności, gdyby ktoś nie potrafił od razu skojarzyć faktów lub dzieje Francji nie były dla niego aż tak interesujące, ale nawet to nie ratuje pewnego chaosu, który kieruje filmem.
Polecamy: Disney+: "Percy Jackson" i świąteczne hity na grudzień! Nie zabraknie "Kevina"
Nawet jeśli utrzymana jest chronologia i wszystko dostajemy jak na tacy, to pierwsza połowa filmu jest dość trudna w odbiorze. Ewidentnie widać, że niektóre sekwencje były kręcone z myślą o ich obecności w filmie w dłuższej wersji, przez co wskakujemy w niektóre wątki lub zdarzenia znienacka, by po chwili je opuścić. Niektóre sceny wydają się być urwane, niedopowiedziane - brakuje tej kropki nad "i", by poczuć pewną satysfakcję. Doniesienia, że w reżyserskiej wersji filmu rola Józefiny jest ważniejsza i obszerniejsza, znajdują potwierdzenie w seansie kinowym, gdzie wyraźnie czuć brak klamry do niektórych wątków. Nie mogę też pozbyć się wrażenia, że niektóre wyprawy Napoleona zostały skrócone w montażu kinowej wersji. O tym wszystkim świadczą także pojedyncze ujęcia i wypowiedzi, które w zwiastunie są, ale w kinie brzmią inaczej lub ich nie uświadczycie.
Film Napoleon zachwyca. Dla tych scen warto iść do kina!
W tym miejscu mogę jednak przestać ganić "Napoleona" i zacząć go mocno chwalić. Obecne możliwości (techniczne) i ogromny budżet pozwolił nakręcić widowisko, na jakie wielu ciekawych historii Napoleona czekało. To film, który przemówi nawet do tych, którzy historią się w ogóle nie interesują, ponieważ zrobiono wszystko, by w kinie można było przeżyć prawdziwe "show". Skrupulatnie kadrowano poszczególne sceny, zadbano o właściwe barwy i grę świateł, a kostiumy czy scenografie ani na moment nie pozwalają wątpić w przywiązanie do szczegółów, ambicje i zaplecze tej produkcji.
Co więcej, ani razu nie udało mi się wychwycić sceny, w której dalszy plan (prawie na pewno uzupełniany za pomocą CGI) sprawiał wrażenie sztucznego. Z takim problemem mierzyło się wiele wysokobudżetowych produkcji, ale "Napoleon" nie pozostawia żadnej przestrzeni na krytykę, jeśli chodzi o oprawę wizualną.
Sceny batalistyczne to prawdziwe crème de la crème. Robią gigantyczne wrażenie, angażują i pozwalają zapomnieć o tym, że jesteśmy w kinie. Ridley'owi Scottowi udało się przenieść widownię na pole każdej z bitew, co osiąga nie tylko spektakularnością efektów, ale także umiejętnym prezentowaniem kolejnych wydarzeń, pracą kamery i budowaniem napięcia wykorzystując wszystkie dostępne narzędzia. W tym także muzykę Martina Phippsa, do której z pewnością będę wracał w kolejnych tygodniach, miesiącach, a może i latach. Żałować tylko można, że tym razem nie zapowiedziano jeszcze fizycznego wydania na CD lub winylu, bo ta ścieżka dźwiękowa zdecydowanie na to zasługuje.
Joaquin Phoenix na czas kręcenia filmu chyba stał się Napoleonem Bonaparte, ponieważ jego występ jest spójny i przekonujący. Dostrzec w nim można kilka manier typowych dla aktora, ale z drugiej strony, jeśli służą one budowie postaci i sprawiają, że jesteśmy w stanie uwierzyć w tę wersję tej historycznej postaci, to trudno cokolwiek zarzucić Phoenixowi. Vannesa Kirby jako Józefina kradnie kilka scen dla siebie, ale jej występ prawdopodobnie lepiej wybrzmi i będzie bardziej imponujący w wersji filmu, gdzie nie zostaną wycięte sceny z jej udziałem.
Napoleon - obejrzeć w kinie czy czekać na premierę online?
Premierze "Napoleona" w kinach nie pomaga świadomość, że istnieje dłuższa, bo trwająca 4 godziny wersja reżyserska filmu. Część widzów może zaczekać na jej premierę online, nie wybierając się teraz do kina, ale mimo wszystko poleciłbym to zrobić, ponieważ immersja samych scen batalistycznych czy widok armii Napoleona na tle piramid zdecydowanie wynagradzają wizytę na sali kinowej. Wielka szkoda, że reżyserowi nie pozwolono przygotować dłuższej wersji filmu, by pokazać ją w kinie, skoro "Czas krwawego Księżyca" z metrażem 3,5 godziny zdołał trafić na duży ekran. Kto wie, może jednak wersja rozszerzona "Napoleona" doczeka się choćby ograniczonej dystrybucji kinowej, a wtedy na pewno wybiorę się na pokaz po raz trzeci. Bo nawet dla zjawiskowo zaprezentowanych bitew i soundtracku na pewno zobaczę ten film ponownie w kinie.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu