Felietony

Co by się stało, gdyby awaria Facebooka trwała nie 6h a dwa tygodnie?

Krzysztof Rojek
Co by się stało, gdyby awaria Facebooka trwała nie 6h a dwa tygodnie?
22

Facebook opuścił nas na pół dnia i przez ten czas stało się... praktycznie nic. Jednak gdyby znikł na 2 tygodnie, wszyscy byśmy to odczuli.

O tym, co stało się wczoraj późnym popołudniem rozpisali się dziś wszyscy (łącznie z nami - powody awarii Facebooka znajdziecie tutaj). Każdy z nas przeżywał te godziny nieco inaczej. Jedni tego nie zauważyli, innym ucięło możliwość rozmowy ze znajomymi w samym środku istotnej konwersacji, a jeszcze inni musieli z tego powodu zmienić plany na wieczór, ponieważ nie mogli dokonać ustaleń z ludźmi, z którymi kontakt mieli tylko przez te platformy. Dziś rano wszystko wróciło do normy i tym, którym awaria faktycznie przeszkadzała po problemie zostało już tylko nieprzyjemne wspomnienie. Jednak kiedy tylko zobaczyłem, że o ile na pewno poważna, to jest to awaria, którą dało się opanować, zacząłem zastanawiać się, co też stałoby się, gdyby jednak Facebook padł permanentnie. Wiecie - nie na 6 godzin, nie na dwa dni, ale dajmy na to - na dwa tygodnie.

Globalną awarię Facebooka na taki czas odczułby każdy

Dużo teraz pojawia się głosów od osób, które (nieco chwaląc się) mówią, że ona to awarii Facebooka nie zauważyły (w domyśle - bo nie są tymi "wszystkimi" uzależnionymi od social mediów). Gwarantuje wam jednak, że gdyby Facebook/Messenger/WhatsApp (i w mniejszym stopniu - Instagram) wysiadły na równe dwa tygodnie każdy z nas odczułby to bardzo mocno.

Po pierwsze - siadłaby komunikacja, ale tylko na chwilę

Każdy z nas korzysta chyba z "jakiejś" formy komunikatora internetowego. W Polsce z tych globalnych mamy Messengera i WhatsAppa, potem olbrzymia przepaść, długo długo nic i Telegram oraz Signal. Co by było gdyby te dwie pierwsze instancje padły na amen? "Przecież są SMS'y"! A i owszem, ale zanim zaczniemy SMS'ować, to trzeba najpierw mieć czyjś numer. Ja przejrzałem swoją książkę adresową i mam tam całe...45 osób, przy czym 3/4 to kontakty, z którymi nie mam absolutnie potrzeby rozmawiać. Wiecie znajomi z liceum, studiów czy z byłej pracy. Osób, z którymi faktycznie mam potrzebę się porozumiewać na co dzień mam tam dosłownie kilka - rodzina, która komunikatorów nie używa w ogóle oraz najbliżsi znajomi, z którymi mam kontakt przez Signala. Cała reszta to tylko i wyłącznie Messenger, więc dwutygodniową awarię zapewne po jakimś czasie bym odczuł. Bo jak zapytać o numer telefonu jeżeli jedyny kontakt z tą osobą... nie działa.

Oczywiście - po kilku dniach, kiedy ludzie ogarnęliby, że awaria nie przejdzie tak szybko, myślę że mielibyśmy bardzo szeroko zakroją akcję pozyskiwania od siebie danych kontaktowych. Bo kontaktować się trzeba. Jak? Przez wspólnych znajomych, mailowo i finalnie - zapewne przez alternatywny komunikator. Tych jest do wyboru i zakładam, że z racji na obecną popularność raczej największym zwycięzcą zostałby Telegram. Myślę też, że taka "przerwa w dostawię Facebooków" mogłąby spowodować, że częściej zaczęlibyśmy do siebie dzwonić - istne piekło dla introwertyków.

Po drugie - padłyby grupy, ale to permanentnie

Siłą Facebooka jest to, że "każdy tam jest" i że jeżeli szukacie jakiejś grupy, to najprawdopodobniej ona tam jest. Szukacie części do samochodu - jest od tego grupa, używanego sprzętu muzycznego - jest od tego grupa, umawiacie się na konkretny event - jest od tego grupa. Jeżeli chodzi o takie rzeczy jak informacje o nowych koncertach, wyprzedaże garażowe (czy w ogóle handel używanymi rzeczami) czy wszystkie aktywności promowane w social media (w tym np. informacje o wydarzeniach opisywane przez lokalne gazety i fan-page) to wszystko byłoby albo utrudnione, albo też - niemożliwe. Wiele osób twierdzi, że przecież przed Facebookiem były fora które radziły sobie z niektórymi z tych zadań, ale uwierzcie mi - nie ma sposobu by w dwa tygodnie odtworzyć infrastrukturę, która pozwoliłaby na takie rozprzestrzenianie się i dotarcie informacji jak Facebook.

Po trzecie - koniec z dezinformacją, ale i fact checkingiem

Jak wiecie social media to miejsce, w którym sami użytkownicy generują treści reagując na pojawiające się informację - komentują, przesyłają dalej czy pokazują znajomym. Na dwa tygodnie takie viralowo rozpowszechniane treści po prostu przestałyby istnieć. W ich miejsce wróciłaby poczta pantoflowa i "a słyszałeś, że...". Niestety, obawiam się, że o ile celowo generowanych fake newsów byłoby w tamtym czasie mniej, to pojawiłyby się te generowane przypadkowo, "tak jak to drzewiej bywało". Taka wewnątrznarodowa zabawa w głuchy telefon. Niestety, ale bez social mediów nie byłoby też prostego sposobu na dotarcie do źródeł danej informacji i skorygowania swojej opinii. Wystarczy zobaczyć, jak dziś na niektórych fanpage'ach poświęconych polityce na 5 minut po wieczornym wydaniu serwisów informacyjnych pojawiają się posty korygujące to, co wspomniane stacje telewizyjne i ich goście przekłamali. To samo z wydaniami prasy drukowanej, audycjami radiowymi i portalami. Social media to metoda "patrzenia na ręce" i bez nich proces korygowania celowych i niecelowych przekłamań jest mocno utrudniony.

Po czwarte - przestali by istnieć influencerzy, ale to nieistotne

I teraz dochodzimy do tego, co z grupą o której najczęściej się mówi w kontekście awarii Facebooka i Instagrama - influencerów. Cóż - to akurat bardzo proste. Wyobraźcie sobie co by stało się z wami, gdybyście przez dwa tygodnie nie mieli pracy. Nic wielkiego, prawda? No i tutaj byłoby tak samo. Influencerzy to dzisiejszy odpowiednik pism o celebrytach i jeżeli przestaliby istnieć na dwa tygodnie, to ludzie przerzuciliby się na inne metody dostarczania sobie rozrywki. Ponadto - duża część z tych osób istnieje w większej liczbie miejsc - blogi, YouTube, Tiktok etc. Myślę, że brak Facebooka i Instagrama potencjalnie mógłby uderzyć w tych, którzy mieli podpisane umowy sponsorskie w firmami z których nie byliby w stanie się wywiązać. Biznes musi się kręcić, więc firmy najpewniej szybko przeniosłyby budżety marketingowe w pewniejsze miejsca, jak reklama outdoorowa, a do influencerów wróconoby, gdy znowu zaczęliby być użyteczni.

Podsumowując - świat bez Facebooka/Instagrama/Messengera/WhatsAppa by nie umarł. Największym problemem byłaby komunikacja, ale jest to do obejścia. Myślę, że ze względu na to, że większość osób używa social mediów nie do rzeczy ratujących życie, a do rozrywki, to szybko przerzucono by się na alternatywy, jak TikTok, YouTube czy Twitter. I świat kręciłby się dalej. Czy coś by się zmieniło? Na pewno w tym czasie alternatywne serwisy dublujące popularność Facebooka próbowałyby go podgryźć, ale nie sądzę, by na dłuższa metę serwis wypuścił jakikolwiek udział rynku z rąk.

A co wy byście zrobili, gdyby wczorajsza awaria miała trwać jeszcze 2 tygodnie?

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu