Beyerdynamic Aventho 100 obiecują dźwięk premium i design na medal, ale za wysoką ceną kryją się głównie kompromisy.

Na początku miesiąca opublikowaliśmy recenzję Beyerdynamic Aventho 300, czyli słuchawek z segmentu premium z zaskakująco wytrzymałą baterią, a teraz przychodzę do Was z opinią na temat nieco tańszego modelu Aventho 100. To kompaktowe, bezprzewodowe słuchawki on-ear z aktywną redukcją hałasu, które mówią: „jesteśmy minimalistyczne, ale wciąż premium” – a przynajmniej premium chciałyby być, bo ani jakość wykonania, ani jakość dźwięku nie powala. Do tego segmentu pasuje jedynie cena.
Design i wykonanie
W premierowych materiałach prasowych Beyerdynamic mocno podkreślał to, jak inżynierowie przyłożyli się do designu i jakości zastosowanych komponentów. To cienka, składana konstrukcja, aluminiowo-tekstylna oprawa i wymienne nauszniki – wszystko to dość lekkie (ok. 220 g) i ładnie zapakowane w przyjemny w dotyku woreczek z przegródką na kable. Niech Was jednak nie zwiedzie „okładka”, bo Beyerdynamic Aventho 100 wcale takie premium nie są i im dłużej ich używam, tym bardziej jestem zdumiony tak wysoką ceną.
Aluminiowe elementy są jeszcze do zaakceptowania, ale plastikowe elementy już nie do końca – ich przeciętny wygląd i feeling mógłbym znieść, jednak to, jak szybko się zużywają i brudzą, pozostawia wiele do życzenia.
Spójrzcie tylko na te brzydkie przebarwienia na pałąku – słuchawki po zdjęciu z głowy były wrzucane od razu do woreczka, więc nie ma mowy, by miały na to wpływ jakieś zewnętrzne substancje. Zakładam więc, że to efekt działania słońca, ale na zewnątrz byłem w nich dosłownie kilka razy, więc to tym bardziej sprawy nie polepsza.
Pianka pałąka oraz nauszniki wykonane ze skóry syntetycznej również po dwóch tygodniach nie wyglądają najlepiej. Nie tylko mają tendencję do szybkiego zbierania zabrudzeń – co zrozumiałe w przypadku tej wersji kolorystycznej – ale co gorsza marszczą się i pękają. Słuchawki wyglądają więc, jakby przeżyły ze mną długie miesiące, choć w gruncie rzeczy obchodziłem się z nimi bardzo delikatnie.
Wygoda noszenia i sterowania
Muszę niestety dalej kontynuować narzekanie, bo Beyerdynamic Aventho 100 to – w przypadku mojej głowy – słuchawki wybitnie niewygodne. Zakres regulacji jest względnie szeroki, ale za nic w świecie nie mogłem dopasować ich do kształtu głowy w taki sposób, by dało się w nich słuchać muzyki dłużej niż kilkanaście minut w trakcie jednej sesji. Uwierają nie tylko w uszy, ale też w czubek głowy, bo poduszeczka szybko się wygina i nie oddziela dobrze plastiku od skóry.
Bardzo niewygodne – a wręcz niemożliwe – jest też korzystanie z nich w okularach. Siła ścisku na skroniach szybko doprowadza do dyskomfortu, a w dłuższej perspektywie do bólu głowy. Być może w przypadku dziecka taka konstrukcja by się jeszcze sprawdziła, ale ja w Beyerdynamic Aventho 100 nie jestem w stanie wytrzymać dłużej niż przez pół godziny. Do pracy czy podróży więc się nie nadają.
Jeśli zaś chodzi o sterowanie, to odbywa się ono przy pomocy czterech przycisków:
Przycisk zasilania / parowania Bluetooth
ReklamaPrzycisk ANC (włącza/wyłącza redukcję hałasu lub tryb transparentny)
Przycisk wielofunkcyjny do odtwarzania, pauzy, przewijania i odbierania połączeń
Regulacja głośności (osobne przyciski + i –)
Są jednak – z uwagi na kompaktową konstrukcję – bardzo małe i zlokalizowane blisko siebie, więc dalekie od komfortowego użytkowania. Generalnie więc, jeśli chodzi o wygodę – czyli w przypadku słuchawek jeden z ważniejszych czynników – wystawiam Beyerdynamic Aventho 100 dwóję z minusem na zachętę.
ANC i tryb transparentny
Skoro już wspomniałem o tych funkcjach w kontekście przycisków, to krótko przejdziemy przez te opcje – krótko, bo niestety nie ma się nad czym rozwodzić. Generalnie idea ANC w słuchawkach on-ear jest dość średnia, bo muszla nie nakrywa całego ucha, stąd też żegnamy się z efektem pasywnego wyciszania. Pozostaje nam więc to aktywne, które jest… bardzo przeciętne. Mam wrażenie, że zostało dodane na siłę, bo użytkownicy tego wymagają, a w tym segmencie cenowym trudno byłoby uzasadnić jego brak.
Spacerując ulicą z włączonym ANC i głośnością ustawioną „w połowie” wyraźnie słychać auta, przechodniów czy szczekającego w oddali psa. W pomieszczeniu przy lekko uchylonym oknie bez trudu słyszę sąsiada z dołu, przycinającego trawę, a chodząca w tle zmywarka jest co prawda wytłumiona, ale wciąż słyszalna. Gdybym miał ANC w Beyerdynamic Aventho 100 do czegoś porównać, to do zasłonięcia uszu dłońmi i to niespecjalnie mocnego.
Tryb transparentny jest już nieco lepszy, ale wciąż trochę robotyczny i nienaturalny. Dźwięki z otoczenia są nieprzyjemnie szumiące i świszczące jak celowy – choć zapewne niepożądany – ambient noise. Możemy więc obie te opcje potraktować w kategorii ciekawostki bez realnej przydatności.
Bateria i ładowanie
Przechodzimy do fragmentu, w którym – chwilowo – przestaję się znęcać nad Beyerdynamic Aventho 100. Jeśli bowiem chodzi o baterię i ładowanie, to słuchawki spisują się naprawdę dobrze. Bez włączonego ANC potrafią grać nawet 60 godzin – czyli spokojnie tydzień codziennego używania bez ładowarki w zasięgu wzroku. Z aktywnym tłumieniem hałasu czas spada do około 40 godzin, co i tak jest dobrym wynikiem. A gdy jednak dopadnie Was „bateria 1%”, wystarczy 15 minut ładowania, żeby dobić do kolejnych 15 godzin grania.
Jakość audio
Widzisz Beyerdynamic, myślisz „świetna jakość dźwięku”. Nie ma się co dziwić, bo niemiecka marka ma pod tym względem świetną renomę, ale model Aventho 100 niestety trochę się z nią kłóci – zacznijmy jednak od kilku kwestii technicznych. Sercem Aventho 100 są 45-milimetrowe przetworniki dynamiczne, czyli sprawdzony patent Beyerdynamica z poprzednich modeli, ale tu sparowany z nową elektroniką i obsługą aptX Lossless. Jak to przekłada się na dźwięk? Cóż, w trybie naturalnym jest zaskakująco płasko, choć z zachowaniem charakterystycznej dla producenta precyzji.
W przypadku tych słuchawek nie ma wyjścia, trzeba pobrać aplikację i dostosować parametry do swoich potrzeb. Dopiero wtedy Aventho 100 pokazują pazur – scena jest szeroka, detale klarowne, a każdy instrument ma swoje miejsce. A apce może też personalizować działanie przycisków czy ustawiać czas automatycznego wyłączania.
Sęk w tym, że nauszniki nie otaczają całego ucha, więc izolacja akustyczna jest mniejsza, a to zmniejsza sub-bas i poczucie „otoczenia” dźwiękiem, a to zaś sprawia, że słuchawki gubią głębię i z pewnością nie przypadną do gustu fanom wyrazistego basu.
Myślę, że najlepszym określeniem będzie „zachowawcze”. Nawet po podbiciu wszystkich parametrów na maxa miałem wrażenie, że dźwięk jest suchy, bez ciepła czy rozmycia, które czasem dodaje przestrzeni i wrażenia większej głębi. To jednak kwestia subiektywna i wiem, że są osoby, które w codziennych słuchawkach preferują takie właśnie brzmienie. Sęk w tym, że te słuchawki kosztują 899 zł, a w tej cenie – lub z delikatną dopłatą – możemy wyrwać B&W Px7 S2e czy Sony WH-1000XM5, które pod względem jakości audio (a zarazem wielu innych aspektów) wyraźnie przebijają Aventho 100.
Podsumowanie
Długo zastanawiałem się, komu mógłbym te słuchawki polecić, ale do tej pory nie znalazłem satysfakcjonującej odpowiedzi. Beyerdynamic Aventho 100 są przeciętnie wykonane, szybko się zużywają, są niewygodne i nie powalają muzycznymi doznaniami, broniąc się w zasadzie jedynie baterią. Może i przypadną do gustu zatwardziałym fanom niemieckiej marki, ale zwykły user powinien skierować się raczej w stronę wielu innych alternatyw dostępnych w tym budżecie.
- Czas pracy na baterii
- Ciasne i niewygodne
- Przeciętnie wykonane
- Słabe ANC i tryb transparenty
- Stosunek cena/jakość
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu